Po namowach Dusi i Dangolki oraz po pięknych relacjach z Andaluzji zdecydowałam się na krótki opis i pokazanie fotek (sporo skanowanych - sorki za jakość) z naszej wyprawy autokarowej do Blanes na Costa Brava.
No to zaczynamy.....
Nasza podróż do Hiszpanii.......21.09.-02.10.2003
Czyli nasza podróż poślubna, jednocześnie pierwszy wspólny wyjazd za granicę (nie licząc jednodniowego wypadu promem do Szwecji)
Dzień 1 - 21.09 niedziela
Można powiedzieć, że całkiem nieźle się zaczął ten dzień i był bardzo długi, gdyż całą noc trwało nasze wesele i dopiero o 4.30 opuściliśmy salę weselną. Tata Michała zawiózł nas do mnie, tam się przebraliśmy, zapakowaliśmy walizki i bagaże podręczne do samochodu i pojechaliśmy na pl. Defilad. Zbiórka była o 6.00, ale nam się udało dotrzeć za dwadzieścia szósta. Nikogo jeszcze nie było. Pożegnaliśmy się z tatą i czekaliśmy na nasz autokar. Powoli zaczęli zbierać się ludzie, którzy razem z nami wybierali się do Hiszpanii. Autokar przyjechał za pięć szósta, dwupoziomowy, z toaletą w środku, telewizorem i możliwością spokojnego zjedzenia posiłku przy stoliku. Powoli zaczęliśmy pakować do autokaru bagaże oraz zajmować miejsca. Ponieważ byliśmy przeniesieni z późniejszej wycieczki, dopiero jako 35-ci weszliśmy do autokaru, żeby wybrać sobie miejsce. Te najlepsze z przodu były już zajęte. Ale i tak siedzieliśmy razem, no, bo jak by można było rozdzielić świeżo upieczone małżeństwo! Z resztą nikt o tym nie wiedział, że jesteśmy prosto po weselu. No może jedna para, która słyszała, jak nagrywaliśmy początek kasety z wyjazdu, gdzie mówiliśmy, "że właśnie jest 6.00 rano i jesteśmy prosto po weselu i tam jest nasz autokar" itp. Nawet byli tacy mili, że nam pogratulowali. Ale jak się później okazało, oni jechali drugim autokarem.
Punktualnie o 6.30 ruszyliśmy z pl. Defilad w stronę Hiszpanii. Ponieważ byliśmy trochę zmęczeni, to zaraz po ułożeniu się wygodnie w siedzeniach i wysłuchaniu przywitania nas wszystkich jadących w autokarze przez pilotkę, poszliśmy spać. To chyba nie dziwne biorąc pod uwagę nasze cało nocne zabawy weselne. Pierwszy postój był w Łodzi - tam dosiadło się parę osób. Wyszliśmy z autokaru, żeby rozprostować nogi i zaczerpnąć świeżego powietrza. Akurat zatrzymaliśmy się przy Mc Donaldzie, więc poszliśmy na ciepłą herbatkę. Po 20 minutach postoju ruszyliśmy w dalszą drogę a my dalej poszliśmy spać. Kolejnym miejscem postoju był parking jakieś 100 km przed granicą, w samo południe. Była tam restauracja i poszliśmy zobaczyć, co tam ciekawego serwują. Ceny były nawet przystępne, więc zdecydowaliśmy, że weźmiemy sobie po zupce pomidorowej, to nam dobrze zrobi. I rzeczywiście tak się stało. Do tego ciepła herbatka, chwila odpoczynku na trawce i dalej w drogę do ciepłej i słonecznej Hiszpanii.
Ponieważ zrobiło się cieplutko w brzuszku, to znów przytuliliśmy się do poduszeczek i poszliśmy spać. Po dłuższym spaniu obudzono nas na granicy, bo musieliśmy przecież pokazać paszporty. Po przekroczeniu granicy już nie poszliśmy spać, tylko zeszliśmy na dół, aby napić się herbaty i zjeść kanapki, które zrobiła nam pani Ewa na weselu. To było jakoś po 16.00. W między czasie pilotka poinformowała nas, że jutro jadąc w stronę Hiszpanii zwiedzimy Wenecję, bo kierowcy będą musieli mieć postój 8-mio godzinny. Bardzo to nas ucieszyło, no, bo to takie romantyczne!!!! Szczególnie w podróży poślubnej!!!
Około godziny 18.00 dojechaliśmy do Strażnicy na nocleg, bo kierowcy muszą mieć przerwę w jeździe. Wypakowaliśmy bagaże i po dostaniu kluczy poszliśmy do pokoju, gdzie w szybkim czasie oboje wykąpaliśmy się po weselu jak i po całodziennej podróży. Jak się okazało na moje nieszczęście zapomniałam zapakować w tym porannym pośpiechu szczotki do włosów. No i miałam poważny problem z rozplataniem mojej weselnej fryzury. Ale jakoś mi się udało nawet je rozczesać z pomocą wody i szamponu oraz szczotki Michała. Potem zeszliśmy na kolację. Jedzenie w miarę - jak na Czechów, oczywiście. Była zupka podchodząca pod rosół z kostki a na drugie jakieś mięso z sosem, ziemniaki i surówka. Po obiedzie, a raczej obiadokolacji poszliśmy się przejść kawałek po mieście, co by nóżki przed spaniem rozprostować. Ale ponieważ było już dosyć ciemno, szybko wróciliśmy do hotelu i stwierdziliśmy, że chyba pójdziemy spać. No, bo co to za spanie w autokarze - ani nóg nie można wyciągnąć, ani nie można się poprzekręcać. Tak, więc oboje zaczęliśmy się szykować do spania. Ale wcześniej trzeba było nadrobić noc poślubną - no, bo nie było takowej po weselu, he he. Przed całkowitym położeniem się spać naszykowaliśmy sobie stroje na jutro, żeby rano móc dłużej pospać. Pobudka była przewidziana na 6.00 rano, tak więc trzeba było szybko zasypiać. Jeszcze buzi mężowi na dobranoc i spanie.........
Mapka trasy z pierwszego dnia: