CzarnoGÓRSKIE Lato 2007SPIS TREŚCICzarnogóra wrzesień 20077. przejście graniczne Hum/Scepan Polje, kanion Pivy, Pivsko Jezero, przejazd przez Durmitor
kilk 8. Durmitor Todorov Do - Prutas 2393 m n.p.m.
klik 9. Durmitor - Sedlo, Zabljak, most na Tarze, kanion Tary, Komovi - Eko-katun Stavna
klik10. Kucka Krajina - Maglic Kucki 2142 m n.p.m.
klik 11. Doliny Gór Prokletje - dolina Ropojana i dolina Grbaja
klik 12. Komovi - Kom Vasojevicki 2462 m n.p.m.
klik 13. Kanjon Mrtvicy
klik 14. Bjelasica - Veliko Ursulovacko Jezero 1900 m n.p.m., Crna Glava 2139 m n.p.m.
klik 15. wieś Bandżov, Hajla 2403 m n.p.m.
klik 16. Sinjajevina - przełęcz Vratlo 1750 m n.p.m.
klik 17. przełęcz Cakor 1850 m n.p.m.
klik 18. Sinjajevina - Babin Zub (Torna) 2277 m n.p.m
klik Czarnogóra wrzesień 20051. Kanion Pivy, zapora na Pivie, Żabljak
klik 2. Durmitor - Czarne Jezioro, Curevac 1625 m n.p.m.
klik 3. Durmitor - Sljeme 2455 m n.p.m.
klik 4. Durmitor - dolina Lokvice, niezdobyty Terzin Bogaz
klik 5. Durmitor - Planinica 2330 m n.p.m.
klik 6. Durmitor - Bobotov Kuk 2523 m n.p.m.
klik Ten górski wyjazd planowany był już od jesieni 2006, cały czas mieliśmy niedosyt po tygodniowym pobycie w Durmitorze w 2005. Gdy wtedy zobaczyliśmy po raz pierwszy Czarnogórę to nas 'zatkało' i do tej pory jesteśmy pod wrażeniem tego przepięknego kraju
Tak więc zasmakowawszy go nieco, a zachęceni jeszcze wspaniałymi górskimi opisami
typa ,
zawodowca (2005) ,
zawodowca (2006) i
golka postanowiliśmy spędzić pełne 2 tygodnie łażąc i 'zwiedzając' czarnogórskie góry, aby jak najlepiej je poznać i poczuć.
Już w zimie zaczęło się mozolne (ograniczone do wygospodarowanego czasu w pracy) wyszukiwanie informacji w internecie, planowanie w jakie góry i którą drogą będziemy mogli się udać. Oczywiście nieocenioną i wciąż poszerzającą się kopalnią wiedzy jest summitpost, ale szukaliśmy też bezpośrednich opisów wejść i wypraw konkretnych osób (zwłaszcza Polaków).
W Czarnogórze (jak i we wszystkich krajach byłej Jugosławii) istnieje sporo tzw planinarskich drustv, skupiających po kilkanaście czy kilkadziesiąt osób, miłośników gór. Drustva te 'opiekują się' pasmami górskimi na swoim terenie, wyznaczają szlaki i.t.p. Organizują częste wyprawy i wycieczki po bliskich i dalszych górach Czarnogóry i nie tylko. Często posiadają swoje strony internetowe, lepsze lub gorsze, zwykle jednak znajdują się na nich opisy takich wycieczek. Dla tych ludzi jest to zapewne coś takiego, jak dla nas np. wyjazd w Karkonosze, ale przygotowując się do tegorocznej wyprawy opisy takie były dla mnie niezłym źródłem informacji o szlakach, a i z zamieszczonych zdjęć można było coś wywnioskować.
Planowaliśmy zobaczyć
jak najwięcej jak najmniejszym wysiłkiem a przy tym mieć bazę w jak najmniejszej ilości miejsc, najlepiej oczywiście w jednym. Dlatego kiedy na summitpoście pokazała się informacja o 'Eko Katunie', zespole domków do wynajęcia, położonym u stóp gór Komovi w miejscu zwanym Stavna, wiedzieliśmy - to jest to o co nam chodzi. Bardzo odpowiadało nam to, że będziemy mieszkać na wysokości 1700 m n.p.m. To miał być jednak sierpień, czyli lato, a oboje, a zwłaszcza Lidia, bardzo źle się czujemy w upały. Baliśmy się nieco podróży, mając auto w ciemnym kolorze i to bez klimy, mogło być cienko...... Ale stwierdziliśmy, że trudno, musimy to przeżyć.
Nie wiedząc jak wygląda sytuacja z obłożeniem domków (a miał to być jednak sezon) wiedziałem, że nie możemy jechać w ciemno. Przypuszczałem, że problemu nie będzie, ale mimo to chciałem jeden z domków dla nas zarezerwować, aby być pewnym co na miejscu zastaniemy. Wtedy zaczęły się poszukiwania jakiegokolwiek kontaktu z kimś, kto mógłby nam domek zarezerwować. Po chyba 2 miesiącach się udało, człowiek z Czarnogórskiego Związku Wysokogórskiego bez problemu nam to załatwił. Mieliśmy zatem domek - bazę za 25 euro na dobę i mogliśmy jechać.......
--------------------------------------------------------------------------------
W celu lepszego zobrazowania trudności jakie napotykaliśmy na górskich szlakach oprócz opisu w tekście relacji CzarnoGÓRSKIE LATO 2007, postanowiliśmy każdej trasie przyznać od 0 do 5 znaczków
- łatwy szlak spacerowy, droga, żadnych trudności
- nieduże przewyższenie, niewielkie trudności, brak stromizn
- większe przewyższenie, nieduże nachylenie trasy, fragmenty strome, niewielkie trudności
- daleka trasa, spore przewyższenie, niewielkie trudności
- niewielka ekspozycja, momenty niebezpieczne, duże przewyższenie, stromo
- duża ekspozycja, fragmenty bardzo strome, używanie rąk, trudna trasa po skałach i kamieniach
Tu jednak muszę zaznaczyć, że żadna, nawet najtrudniejsza trasa nie byla tak trudna jak w polskich Tatrach powiedzmy na Świnicę - 10
, bo nie było tak długiego odcinka z łancuchami czy drabinkami i po skałach, czy tym bardziej na Orlej Perci - 20
, chociaż były też ekspozycje i bardzo, bardzo strome fragmenty szlaków. Dla kogoś, kto był chociażby na Giewoncie
, raczej żadna z tych tras nie będzie dużo trudniejsza w sensie technicznym, ale na pewno niektóre były znacznie bardziej męczące np z powodu odległości do przejścia albo szukania właściwej drogi.
Żeby pokazać jak bardzo nam się dane miejsce podobało i czy warto było się w to właśnie miejsce udać czy ten szczyt zdobyć, postanowiliśmy przyznawać im od jednego do pięciu uśmiechów -
,
:D,
:D:D,
:D:D:D,
:D:D:D:D
-------------------------------------------------------------------------------------
Dzień pierwszy, 10.08 (piątek) - podróżZapakowałem auto do granic przyzwoitości, w końcu bierzemy jedzenie na całe dwa tygodnie, a Skoda do super pojemnych samochodów, nawet dla dwóch osób, niestety nie należy
. Wyruszamy około 10 rano, jest gorąco, piękna pogoda
. Jednak od samego początku jedziemy bardzo wolno, najpierw są jak zwykle lekkie korki przy wyjeździe z Wrocławia, potem wypadek i jego objazd w Niemczy, na koniec wielki korek w Kłodzku. Aha, no i trasa do Kłodzka jest w remoncie, są pozamykane pasy to w jedną, to w drugą stronę, czekamy kilka razy na tymczasowej sygnalizacji. W Czechach nie jest lepiej, cały czas jest duży ruch. Jedziemy przez Svitavy, Brno, dalej boczną drogą do Hodonina. Tam przekraczamy granicę CZ/SK i wreszcie szybszym tempem, przez lasy, trasą alternatywną dla autostrady pomykamy do Bratysławy. Tam najpierw przejeżdżamy pięknym, nowym tunelem pod wzgórzem, potem jakoś gubimy drogę, a następnie stoimy w ogromnym korku. Tankuję 95 na tej samej co zwykle stacji JET i kierujemy się na Komarno. Gdy dojeżdżamy do granicy SK/H Medvedov - Vamosszabadi zaczyna się już zmierzchać. A był plan dojechać dziś przynajmniej do granicy z CRO.........
No nic, teraz nareszcie można jechać znów szybciej, węgierska droga przez Gyor, Szekesfehervar jak zwykle nas nie zawodzi. Bardzo lubię tę trasę, jest wygodna bo prawie wcale nie ma terenów zabudowanych w związku z czym również i ograniczeń prędkości. Jednak po minięciu Cece zaczynamy widzieć coś niepokojącego - na horyzoncie są chmury, zwarta i ciemna ściana
, a z niej niczym ogromne korzenie co chwilę schodzą do ziemi częste i silne wyładowania.......... Jeszcze kilkadziesiąt km i wjeżdżamy w przeogromną burzę, cały czas okropnie się błyska i grzmi, no i zaczyna się ulewa
. Burzy jako takiej się co prawda nie boimy, ale tempo spada, najpierw zwalniam do 60 km/h, potem do 40, w końcu mam dość takiej jazdy, to bez sensu, ile ujadę takim tempem
Jesteśmy już nieźle zmęczeni całym dniem, gorącem, wolną jazdą, korkami, a ulewa jest przeogromna, wycieraczki nie nadążają z odprowadzaniem wody. Zatrzymuję auto w jakiejś zatoczce na zupełnym pustkowiu i mimo grzmotów, błysków, bębniącego o dach deszczu i przejeżdżających tuż obok od czasu do czasu aut zasypiamy w fotelach na siedząco
.
Po około godzinie budzimy się, już mniej pada, burza odeszła dalej, a spać tu całej nocy nie możemy
. Umysł się trochę rozjaśnił zatem ruszamy dalej i po godzinie jesteśmy w Pecs. Znajdujemy jakiś supermarket przy którym moglibyśmy trochę przekimać do rana, ale nie jest on zbyt dogodnie usytuowany i nie nadaje się na miejsce noclegowe, poza tym kręcą się cały czas jacyś młodzi ludzie. Skręcam w boczną uliczkę tuż obok, prowadzącą przez lasek do willowego osiedla. Zatrzymujemy się przy dróżce prowadzącej do jakichś transformatorów, wyciągamy śpiwory i natychmiast zasypiamy
. Jest już prawie północ.........