-------------------------------------------------------------------------------
Więcej moich relacji znajdziesz tutaj
-------------------------------------------------------------------------------
SPIS TREŚCI:
WĘGRY:
Szentendre - węgierski Kazimierz
CHORWACJA:
Szybenik - Jak Dalmatinac i Firentinac katedrę budowali
Wodospady Krka - Plitvice czy Krka? - oto jest pytanie!
Split - Dioklecjan na emeryturze
Primosten - Bardzo oszczędna relacja
Trogir - Tropami świętych
Omis - Hmmm...
Rafting po rzece Cetina - Rzeka śmierci
Jadranka - Z aparatem w reku
oraz
(Bacinske Jezera) - Green and blue
WYSPA HVAR:
- prom i droga Sucuraj-Zavala - Wrota Raju Królowej Teuty
- Vrbovska - Jak Matija walczył z Wenecją
- Starogradskie polje - Grecja przed kryzysem
- Stari Grad - Czakać czy sztokać, oraz wizyta w domu poety
- stara droga Stari Grad-Hvar - Lawendowe pola forever
- miasto Hvar - Przewodnikowe kontrowersje i nie tylko
Delta Neretvy - Skąd się wziął Neum i po co Chorwatom most
a także tu:
Delta Neretvy - Wiszące ogrody i owoce
Slano - Stolica komarów
Dubrovnik - Gdy zadrży ziemia
Dubrovnik mury - Słoneczny spacerek przez historię
Ston i Mali Ston - Mury, solanki i ostrygi
Wyspa Mljet - Utracone dziewictwo
BOŚNIA I HERCEGOWINA:
Pocitelj i Blagaj - Kariera Bajicy Nenadića i test usług medycznych w Bośni i Hercegowinie
Wodospady Kravica - Wstęp do przewodnika po Bośni i Hercegowinie
Mostar - Bridge Over Troubled Water
CZARNOGÓRA:
Boka Kotorska i Kotor - Syndrom przyjaźnie nastawionego sojusznika
----------------------------------------------------------------------------------
Plan jest prosty: tydzień w Słowenii (Alpy) i tydzień w Dalmacji. Po pobycie rok temu w Istrii, mamy chęć zobaczyć jakiś nowy kraj - stąd wycofuję się z początkowego pomysłu na 2 tygodnie w Dalamcji.
Kupuje mapę Słowenii i przewodniki, przez 4 dni opracowuję, co byśmy chcieli zobaczyć i potem czekamy. Na co? Na pogodę oczywiście: pogodę w Słowenii.
Patrzę na BBC weather - w Słowenii pada. Patrzę kolejny dzień: pada. Następnego ranka: duże zachmurzenie. I tak mija dzień po dniu. Czas ucieka i zapada decyzja. Wracamy do oryginalnego planu i jedziemy do Dalmacji na 2 tygodnie.
Sprawa pogody jest o tyle istotna, że jedziemy pod namiot. Jest kryzys i trzeba trochę pieniędzy zaoszczędzić i ... odzyskać to, co się zainwestowało w namioty, karimaty, butlę gazową, itp. Ponadto trzeba chronić dziedzictwo narodowe, czyli podtrzymywać stereotyp oszczędnego krakusa.
Wyjeżdżamy późno, niemal w południe, bo chcieliśmy się dobrze wyspać. My, czyli ja, Moje Lepsza (Połowa), Mała 7-latka i Mały 10-latek.
Przejazd przez Słowację jest już trochę nudny. Mamy ją dobrze zjeżdżoną. Jedynie w Bańskiej Bystrzycy musimy uważać, aby nie wjechać na autostradę, która łączy ją ze Zwoleniem. W tym celu szukamy zjazdu na dworzec Radwan, gdzie zaczyna się bezpłatna równoległa droga do Zwolenia. Jedzie się może 10 minut dłużej, a w kieszeni zostaje jakieś 35 zł za winietkę.
Zawsze widząc te puste przestrzenie Słowacji przychodzi mi myśl o wielkiej niesprawiedliwości: 5 milionów Słowaków i taaaakie niezaludnione tereny. Niepotrzebnie wstapiliśmy do Unii - teraz trochę niezręcznie byłoby napaść na Słowację...
Z internetu wynikało, że zastaniemy kemping w miejscowości Leanyfalu, sąsiadującej z pierwszym celem naszej wycieczki, węgierskim miastem artystów Szentendre.
Po 6,5 godzinach jazdy z Krakowa (plus postoje) przyjeżdżamy do Leanyfalu - 15 minut i identyfikujemy miejsce gdzie miał być kemping. Zapuszczony trawą i krzakami teren położony nad samym Dunajem, zabite deskami okna, świadczą, że ten kemping ma swoje lata świetności za sobą. Wysnuwam wniosek, że za komuny Węgrzy nie mieli gdzie za bardzo wyjeżdżać za granicę i duża liczba kempingów miała swoje uzasadnienie, a teraz nie zarobiłyby na siebie.
Jedziemy zatem do samego Szentendre, gdzie szybko znajdujemy kolejny kemping. Za nasze 4 osoby, namiot i auto, biorą mniej więcej 5600 forintów; brzmi strasznie, ale to mniej więcej 87 zł za noc.
Te namioty rozkłada się w 10 sekund, a składa się w ..., no cóż, jeśli poćwiczyłeś w domu, to w 30 sekund, jeśli nie, to możesz spędzić z godzinę na poznawaniu jego konstrukcyjnych tajników...
Kemping okazuje się z kategorii familijnych: nad sanitariami pająki wielkości dłoni zawieszone są całymi rodzinami. Również załatwianie potrzeb fizjologicznych toczy się w rodzinnej atmosferze - bo skoro bezpośrednio nad ubikacjami nie ma dachu, tylko jest zawieszony powyżej - to kilku sąsiadujących ze sobą kabinami facetów, potrafi stworzyć niezły rodzinny koncert.
Rozbijamy się szybko, i 20:30 ruszamy do miasta. Auto zostawiamy na kempingu i po 15 minutach marszu jesteśmy już w zabytkowym centrum. Górujący nad miastem kościół wygląda urokliwie:
Jedyne życie toczy się w knajpach położonych nad Dunajem. Włazimy w labirynt uliczek, gdzie nasz spacer bywa czasami zakłócany zapachem moczu. Trochę surrealistyczne graffiti na jednej z fasad ładnie wpisuje się w nocny klimat:
Kto mówi, że węgierski jest trudny?:
A tu dla porównania ten sam zaułek cyknięty noca i następnego dnia rano:
Rankiem budzi nas deszcz, który jednak po śniadaniu przechodzi (Jeśli tu często pada rano, to może dlatego Wegrzy piją alkohol zasadniczo rano? (źródło: Makłowicz)
Kto był pod namiotem, ten wie, jak bardzo buduje dobry nastrój deszcz o poranku.
Zwijamy się jednak szybko, opuszczamy kemping, parkujemy przed strefa płatnego parkowania i znowu ruszamy do centrum. (Rada: nigdy nie pytaj się tubylców gdzie konczy się strefa parkowania. Zawsze podają stare lub niedokładne informacje.)
Śniadanie kończymy w parku po drodze (pyszne dzikie morelki!), gdzie kontemplujemy faceta ćwiczacego surfing na krowie. No dobra, na byku.
Obok inna muza: kręcą film. Musimy sie zatrzymać, aby nie zepsuć sceny.
Jak filmu nie rozumiemy, to używamy zwrotu "czeski film", a chyba o wiele adekwatniejsze byłoby "węgierski film".
Przelatuję w myslach mój kontakt z węgierskim filmem - czy ktoś pamięta "Abigail"?
Skojarzenia z "Abigail" są oczywiście wzmocnione, gdy natykamy się na sklep blue-dyer'a ("barwnikarza na niebiesko" (?), a w nim chrakterystyczne niebieskie szkolne sukienki:
Miejscami Szentendre ma trochę śródziemnomorski charakter, choć ogólnie jestem rozczarowany - w całym mieście wszystko jest rozkopane lub remontowane, czego nie bylo tak widać nocą. Hmmm, "Węgry w budowie".
Ichniejsze Krupówki - podobno miasto odwiedza milion turystów rocznie: