Dzień drugi planujemy wykorzystać na przejażdżkę w kierunku źródeł rzeki Jasiołki i przejechać jedną ze spokojniejszych i ładniejszych dolin tej części Beskidu Niskiego.
Po stromym zjeździe z Jaślisk, kierujemy się tym razem na Komańczę.
Po kilku kilometrach podjeżdżamy pod byłą cerkiew, a obecnie kościół katolicki w Woli Niżnej.
Tuż obok zwyczajowo ledwo widoczne zarysy cmentarza i nowy dobrze zachowany grób ostatniego greckokatolickiego proboszcza, który został zamordowany w 1946 roku.
Zdjęcie z wnętrza
Ruszamy dalej by zatrzymać się chwilkę przy greckokatolickiej kaplicy, tym razem kaplica nie przeszła we władanie innego wyznania lecz własnemu też już nie służy.
Mnie szczególnie podoba się mała dzwonniczka
Na wyjeździe z Woli Wyżnej w kierunku Komańczy winien urzędować przyjezdny baca z serami i innymi owczymi produktami. Niestety szałas pusty. Zawracamy więc i skręcamy na Wolę Wyżną - tam trzeba go szukać.
Droga do Woli Wyżnej.
Po pięciu kilometrach natrafiamy na dwa mieszkalne domy i opuszczony PGR. Szczególnie PGR robi przygnębiające wrażenie. W dawnym budynku biurowym kilka klitek wynajmuje baca z Zębu, niestety nie ma nikogo w pobliżu, a zabudowań pilnuje (lekko licząc) pięć owczarków z czego tylko jeden na łańcuchu.
Ruszamy dalej do nieistniejącej już wioski Jasiel. Celem jest pole biwakowe przy pomniku pomordowanych WOP-istów.
Po dwóch może trzech kilometrach wyjeżdżamy z lasu na otwartą przestrzeń doliny Jasiołki i wioski Jasiel.
Żadne z naszych zdjęć nie odda klimatu tego miejsca. Miał rację właściciel schroniska w Jaśliskach chwaląc to miejsce.
Sam także miałem inne wyobrażenie i nie spodziewałem się, że blisko źródeł górska rzeka może tworzyć tak urokliwe meandry i leniwie wić się po tak szerokiej dolinie.
W rejonie dawnego cmentarza.
Jest też grób czerwonoarmistów.
Rzadkie już niestety u nas jałowce.
Podstawy z przydrożnych krzyży. Jesteśmy tutaj w środku dnia, o ile bardziej nostalgicznie musi być tutaj inną porą dnia, inną porą roku...
Obiekty dawnej strażnicy WOP-u, której załoga została zamordowana przez oddziały UPA.
Dojeżdżamy do biwaku. Po drugiej stronie Jasiołki znajduje się pomnik poległych WOP-istów.
Jasiołka w swym górnym biegu.
Wejście na biwak. Na biwaku rozbici byli państwo z Krakowa - małżeństwo z dwuletnią córką. Planowali zostać do końca przedłużonego weekendu, więc pewnie jeszcze tam są...
Dwie godzinki odpoczywamy w cieniu mocząc nogi w zimnej wodzie. Możliwości powrotu są dwie - tą samą trasą 16 km do Jaślisk lub dalej w las i zjazd do Moszczańca i powrót główną drogą .
Ja byłem za rozwiązaniem drugim - choćby przez ciekawość zobaczenia zakładu karnego w tak małej miejscowości i niechęci do powrotów tymi samymi drogami.
Zostałem jednak przegłosowany. Wygrała Jasiołka i Jasiel. Wracamy tą samą drogą.
Po drodze udaje nam się znaleźć bacę z Zębu. Dłuższą chwilę rozmawiamy, kupujemy bunc i oscypki na miejscu piję najsmacznięjszą od wielu lat żentycę. Smakuje mi tak, że baca w końcu na drogę napełnia mi nią rowerowy bidon... nim na dobre ruszyliśmy bidon był pusty - siódme niebo na podniebieniu.
Aktywną część dnia kończymy dziś wcześniej niż wczoraj. Zrobiliśmy też mniej niż wczoraj kilometrów - około 30.
Ja jeszcze o zachodzie słońca udałem się Węgierskim szlakiem w kierunku kapliczki Jana Nepomucena, by zobaczyć Jaśliska z góry i kapliczkę z bliska, ale o tym przy następnej okazji...