Relacja chyli się ku końcowi, a ja zapomniałem napisać o czymś bardzo ważnym.
Nie napisałem, że do Rastoke trafiliśmy dzięki
helen.
A więc dziś, idąc jej śladami, udamy się do krainy wodnika szuwarka.
U góry słońce.
W dole półmrok i wilgoć.
Bez tego ujęcia ani rusz
i nie wiadomo tylko czy wodnika tu szukać czy mistrza Yody.
200 metrów kwadratowych wilgotnych, tropikalnych zarośli.
Są tu zakątki dla speleologów,
lichneologów,
i botaników roślin liściastych.
Tak sobie wyobrażam tropikalną dżunglę.
Aby nie niszczyć koryta rzeki, turyści pływają w dmuchanych kajakach a miejscowi chwilę później kilofami pozyskują surowiec budowlany.
My niestety zaczynamy się wycofywać.
Jeszcze tylko zajrzymy do mini jaskini
i obejrzymy stalaktyty w fazie embrionalnej.
Jeszcze przedeptamy kilka schodków
i po raz ostatni podeprzemy się na poręczy.
Jeszcze sprawdzimy jak idzie praca przędsiębiorczemu tambylcowi.
Spojrzymy jak wygląda Petro za dnia.
Jeszcze tylko ostatnie podejście
i pożegnanie z gospodarzem.
.
I koniec,
finito,
the end.
Zbliża się południe,
1000 km przed nami,
koło północy będziemy w domu.
I jeszcze tylko, na koniec, krótkie słowa pożegnania.
Miło się z Wami wędrowało i zwiedzało.
Podziwiam Waszą wytrwałość
Aż się dziwię, że sam wytrzymałem do końca.
pzdr