Zaczynamy kolejny dzień po południowej stronie Pirenejów. Przypomnę - jesteśmy w Katalonii. Nie w tej turystycznej, skupiającej się na Costa del Sol, czy w Barcelonie i jej najbliższej okolicy, tylko przemierzamy prawdziwą katalońską prowincję.
Zjeżdżamy z kempingu na wzgórzu ponad doliną el Llobregat. Gdybyśmy udali się z biegiem rzeki, dojechalibyśmy akurat na południowe przedmieścia Barcelony. Jednak kierujemy się dokładnie w przeciwną stronę - na północ. Za Bergą skręcamy w prawo, by wkrótce boczną drogą dotrzeć do maleńkiej osady Sant Jaume de Frontanya.
Niegdyś liczyła kilkuset mieszkańców, potem ich liczba systematycznie spadała aż do około dwudziestu, by się odbić od dna - obecnie populacja wynosi około trzydziestu obywateli. Co nas może sprowadzać do tej maleńkiej wioseczki? Wyłożona równo kamieniami uliczka? Zaułki, kończące się, zanim się jeszcze dobrze zaczęły? Nie. Również nie tajemnicza budowla, wyglądająca z daleka na zabudowaną studnię z daszkiem, która okazuje się kanałem odpływowym deszczówki - rynny sprowadzają do niej wodę z sąsiednich domów.
To, co nas przyciągnęło do tej zagubionej pośród wysokich wzgórz maleńkiej wioski, to jedenastowieczny kościół Sant Jaume. Tylko on przetrwał do naszych czasów z istniejącego tu niegdyś klasztoru augustianów. Podobnie jak wczorajszy kościół Sant Cugat del Raco, jest przykładem katalońskiego stylu romańskiego z wyraźnymi wpływami lombardzkimi. Występują tu wszystkie te same elementy, co i w tamtym kościele. Jednak jest coś, co tutejszy Sant Jaume czyni unikalnym. Najlepiej widać tę cechę od strony wschodniej, ale zanim tam przejdziemy, korzystamy z faktu, że akurat jakaś grupa zdobyła klucze i weszła do środka. Zatem i my najpierw zaglądamy do wnętrza świątyni.
Uważnie przypatrując się konstrukcji, można to zauważyć również od środka, ale zdecydowanie wyraźniej i efektowniej widać to na zewnątrz.
Kościół zbudowany jest na planie krzyża łacińskiego, ale bardzo nietypowego. Z nawy głównej poza ramiona transeptu wystaje jedynie absyda, która jest minimalnie tylko wyższa od skierowanych w tę samą - wschodnią - stronę, absyd nawy poprzecznej. Dodatkową ciekawostką jest ścięcie prawego, a więc południowego, ramienia transeptu w kierunku ołtarza, zaś skrzyżowanie naw wieńczy absolutnie nietypowa kopuła. O ile przejście z kwadratu przecięcia naw do ośmiokąta zrealizowane jest za pomocą tzw. tromp - nagminnie występujących w budownictwie muzułmańskim - to wyżej skośne ściany bębna przełamane są w połowie, dając w efekcie dwunastobok. Pod sklepieniem kopuły rozmieszczone są ślepe okna - po pięć w ścianach dłuższych i po dwa w krótszych, przełamanych.
Obchodzimy kościół dookoła, by dobrze się przyjrzeć jego nietypowej bryle, a że wioska jest faktycznie maleńka, to przy okazji lądujemy już na łąkach poza zabudowaniami.