W Poznaniu właśnie leje, jakby się stało pod plitvickim wodospadem.
Ruszajmy więc do Plitvic.
Koło południa w 18 dzień wakacji , z żalem, pożegnaliśmy Pašman. To była wyspa dla nas. Nie za duża, nie za mała, bez tłumów, z ogromna ilością tras spacerowych. Może kiedyś...
Na plitvicki parking przy wejściu nr 2 zajechaliśmy po 14. Zanim naleźliśmy miejsce w labiryncie parkingowych alejek,
zanim kupiliśmy bilety (110 kn od głowy ), zanim zobaczyliśmy pierwsze turkusowe jeziorko zrobiła się trzecia.
Radził Weldon, radził Slapol, postanowiliśmy posłuchać. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wejścia nr 2 i przepłynięcia stateczkiem z przystani P1 do przystani P2.
Z tamtąd ruszyliśmy wokół jeziorka Grandinsko.
Wokół chlupało, pluskało, bulgotało.
I byłoby doprawdy pięknie gdyby nie wycieczka arabów. Wolnobieżnych, szybkobieżnych, wrzaskliwych. Nie dało się ich wyprzedzić, przeczekiwanie też się nie sprawdzało.
Tylko ryby znosiły ten tumult ze stoickim spokojem.
Na Wasze szczęście zdjęcia są nieme.
Szczęśliwie dość niepewna pogoda zaczęła się poprawiać.
Woda pod stopami, woda nad głowami, wodny pył w powietrzu
ale widać, że wiosną wody jest tu jeszcze więcej.
Jak tak sobie oglądam te zdjęcia to dochodzę do wniosku, że jednak warto było tam się wybrać.
Jeziorko duże nie jest
powoli zawracamy w kierunku przystani.
I nagle sukces Jest miejsce aby zejść z chybotliwego pomostu i rozstawić statyw.
Kolory wody są naprawdę szalone.
Chyba się zrobiło trochę luźniej, przed nami trzy metry pustego pomostu.
Turkusowego szaleństwa ciąg dalszy.
Idziemy do przystani P2.
Stąd popłyniemy, jeziorem Kozjak, do przystani P3.
ale to już nie dzisiaj.
pzdr