Jeszcze kilka fotek do poprzedniego odcinka. Cardona.
Opuszczamy zamkowe wzgórze i wyjeżdżamy z miasta. Przed wieczorem i noclegiem w cywilizowanych warunkach mamy zamiar odszukać jeszcze samotny kościół. Jedziemy około 20km dalej mniej więcej na południe, po czym odbijamy boczną drogą na północ. Za pierwszą wioską droga kwalifikuje się już do ostatniej kolejności odśnieżania, ale to jeszcze tylko kawałeczek i dojeżdżamy na miejsce.
Sant Cugat del Raco. Kościół w tym miejscu jest wzmiankowany już w X wieku, ale obecna budowla jest młodsza, jako że pochodzi dopiero z wieku XI. Wzniesiona na planie krzyża greckiego z półkolistą absydą za ołtarzem oraz jedną mniejszą, wciśniętą pomiędzy nawę główną a transept oraz z okrągłym bębnem wieńczącym skrzyżowanie, jest bardzo nietypowym przykładem katalońskiego stylu romańskiego.
Widoczne na absydach oraz na frontach naw ślepe łuki oraz leseny (rodzaj pilastrów) - wystające poza obręb muru pionowe pasy kamienia - świadczą o wpływie lombardzkim. Główne wejście umieszczone nie w ścianie frontowej, lecz z boku nawy głównej, opatrzone zostało obecnym portalem w wieku XVI.
Kościół jest zamknięty, więc obchodzimy go jedynie dookoła i w tym czasie dostajemy nieoczekiwane towarzystwo. Wprawdzie na widok zbliżającego się przybysza zastygłem w bezruchu, ten jednak nie okazując żadnych oznak wrogości, najzwyczajniej podszedł do nas, dopraszając się czułości. Sporej wielkości psisko, mimo postury budzącej należny respekt, okazuje się przymilnym psiakiem. Trudno jedynie wytrzymać napór cielska dopraszającego się pieszczot. I tak dobrze, że nie zechciał się przywitać z nami twarzą w twarz.
Zabawiamy chwilę w powiększonym gronie, po czym się żegnamy i już tylko we dwójkę ciągniemy dalej bardzo boczną drogą na wschód. Po dotarciu do głównej szosy, skręcamy na północ, rozglądając się za kempingiem. Krótko za Navas znajdujemy jakąś tablicę i ruszamy na strome zbocze, przejeżdżając przez plac budowy. Gdyby nie ten drogowskaz, nie pomyślałbym, że gdzieś tam czeka na nas cywilizowany nocleg. Ale jednak trafiamy do bramy wjazdowej.
Kemping okazuje się całkiem przyjemny, dodatkowo z rozległym widokiem, jako że znajduje się wysoko ponad dnem doliny. Kończy się dzień, który według planów miał być wypełniony górską wędrówką. Nie wyszło. Ale i tak było miło.