Odcinek II - Rohacze czyli co się odwlecze, to nie uciecze
W Tatry przyjechaliśmy głównie dla Rohaczy. Wiola z Pawłem od dawna przebąkiwali o Rohaczach . I na tym wyjeździe mieliśmy na nie wejść. Początkowo, mój plan przewidywał jednodniową wycieczkę główną granią Tatr Zachodnich od Brestovej po Wołowca. Jak się to skończyło, wiecie już z poprzedniego odcinka, dlatego postanowiliśmy trasę podzielić na dwa etapy. Co prawda rozwiązanie takie wiązało się z ponownym zejściem ze Smutnej Przełęczy, ale taki wybór trasy i tak był najlepszy dla nas...
Noc minęła nam znakomicie. Nic dziwnego, po takiej wyrypie i po nieprzespanej wcześniej nocy każdy spał jak zabity. Rano jakoś niespecjalnie szybko zerwaliśmy się z łóżek. Przed nami była trasa "tylko" na ok. 8 godzin. Piszę tylko, bo dnia poprzedniego planowaliśmy szlak na 14 godzin. I faktycznie tyle łaziliśmy, ale zrobiliśmy ok. 2/3 planowanej trasy.
Po energetycznym śniadaniu (tym razem już zabraliśmy nutellę ) pojechaliśmy do Zverovki. Zapłaciliśmy za parking 2,5 euro i ruszyliśmy żółtym szlakiem na Rakoń. Najpierw asfaltem dobrą godzinę - na szczęście większość w cieniu. Potem, niestety już w pełnym słońcu zakosami na Przełęcz Zabrat pod Rakoniem. Słońce dawało się we znaki. Ale, lepsza lampa niż deszcz. Na przełęczy było trochę turystów. Nie zdecydowaliśmy się tam na postój. Wchodziliśmy mozolnie na Rakonia, gdzie zrobiliśmy krótki odpoczynek.
Widoki z Zabratu:
Wiola i grań Salatina
Od lewej: Brestova, Salatin, Spalena
Na Rakoniu:
Kominiarski Wierch, Giewont, Czerwone Wierchy, Świnica, granie Trzydniowiańskiego i Ornaku
Trzydniowiański Wierch, Ornak, Starorobociański Wierch
Wołowiec
Wołowiec, w tle Rohacz Ostry
Robert i Paweł dyskutują o widokach...nie ma to jak dobra orientacja w terenie .
Ale, Wołowiec już na nas czekał. Na mnie szczególnie...bo lubię wyrównywać rachunki. Wołowiec miał ze mną na pieńku . W marcu 2010r. pogoda nie wpuściła nas na szczyt. Tym razem, nie mogłem mu już odpuścić. O dziwo podejście na Wołowiec kosztowało mnie mniej sił niż Rakoń. Szło się lepiej, a może to dlatego, że zależało mi na tej górce . Na tym odcinku było dość tłoczno. Nic dziwnego, piękna pogoda sprawiła, że w Tatry przyjechało dużo weekendowych turystów.
Paweł na podejściu...za nim Rakoń
...i Robert
Wiola z Rohackim Stawem
I udało się...zdobyłem Wołowca (2064m) . Poskakałem chwilkę z radości . Zrobiliśmy krótki postój spoglądając głównie w stronę Rohaczy, choć panorama ze szczytu jest bardziej rozległa. Dobrze widzieliśmy trasę, którą pokonaliśmy dzień wcześniej. Tatry Wysokie również były widoczne.
Na Wołowcu:
Szczęśliwy autor na szczycie
Dziewczyny: Gabi, Kasia, Wiola
Od lewej: Brestova, Salatin, Spalena, Pachola, w dole Rohackie Stawy
Rohacze dwa, Ostry i Płaczliwy
Widok na najwyższe szczyty Tatr Zachodnich - Bystra, Starorobociański Wierch, Jakubina
Ku naszemu zadowoleniu większość osób z Wołowca, albo wracała na Rakoń albo szła na Łopatę...pojedyncze osoby wybrały szlak na Rohacze. Zejście z Wołowca było lajtowe. Podziwialiśmy Jamnicką Dolinę z Jamnickimi Stawami (Wyżni i Niżni). Piękne błękitne kolory...
Jamnickie Stawy:
Jamnicki Staw Wyżni - w tle Jarząbczy Wierch, Jakubina i Starorobociański Wierch
Jamnickie Stawy - Wyżni i Niżni
Jamnicki Staw Niżni
Wiola ze Stawami
Wołowiec z Jamnickiej Przełęczy
Wiola i Robert na tle Wołowca
Rohacz Ostry
Na podejściu pod Rohacza:
Od Przełęczy zaczęła się najtrudniejsza część szlaku. Pojawiły się łańcuchy. Tym razem w zasadzie bez kolejek. Sprawnie pokonywaliśmy kolejne metry dzielące nas od szczytu i czekając na "mitycznego" konia, który uchodzi za najtrudniejszy fragment tego szlaku. Tuż przed szczytem "zakorkowało się". Przepuściliśmy kilka osób, które schodziły. Gdy zrobiło się pusto, pokonaliśmy skalną półkę. Wiola zapytała się kogoś, gdzie ten koń. Jakie było nasze zdziwienie, gdy usłyszeliśmy, że właśnie go przeszliśmy . Eee...nic nadzwyczajnego. Można się chwycić łańcucha, można trzymać się skały. Jest też na czym oprzeć nogę. Pewnie zimą, gdy nie widać łańcuchów lub w deszczu przy mokrej skale wtedy faktycznie trzeba pokonać ten odcinek okrakiem. Na zejściu pewnie też jest gorzej. Widzieliśmy jak duża grupa starszych osób męczyła się. Jedna pani miała poważne problemy z koniem. Paweł z uznaniem wyrażał się o tych kobietach.
"Akcja" na słynnym koniu:
Wiola
Kasia i Paweł
Robert
W tle Wołowiec
Do konia zawsze można się przytulić, niekiedy nawet trzeba.
Na Rohaczu Ostrym (2088m) posiedzieliśmy chwilkę. Jest to szczyt o nietypowej dla tego regionu Tatr budowie (ostro opadające ściany, wąska grań, skały krystaliczne - podobnie jak w Tatrach Wysokich). Zbudowany jest z wielkich bloków granitu i przecięty jest szczeliną zwaną Rohacką Szczerbiną. Z daleka nie bardzo wiadomo, jak przechodzi się po tej szczerbinie, ale w rzeczywistości nie jest trudno.
Na Rohaczu Ostrym:
Nasza ekipa
Przed nami już był tylko jeden trudniejszy fragment - zejście z Rohacza Ostrego. Wiadomo, łatwiej wejść niż zejść. Ale, poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Bez kolejek przy łańcuchach człowiek może się skoncentrować na trudnościach a nie w pośpiechu złazić po skale.
Rohacz Ostry i Wołowiec
Przed nami było podejście bez trudności technicznych na drugiego z Rohaczy, tego wyższego i już nam znanego - Płaczliwego. Pod kopułą szczytową szlak od Ostrego łączy się ze szlakiem z Ziarskiej Przełęczy. Widoki były nam (Wioli, Pawłowi i mi) znajome. W 2010r. weszliśmy na Rohacza Płaczliwego. zimą, jednak szczyt sprawiał wrażenie bardziej stromego. Wiadomo, zimą inaczej wszystko wygląda. I te "proste" szlaki wcale nie są wtedy takie proste.
Na Rohaczu Płaczliwym (2125m) spotkaliśmy tylko jedną osobę - Słowaka. Górka należała do nas. W przeciwieństwie do zimowego wejścia teraz mieliśmy piękne widoki we wszystkich kierunkach - na Zachodnie, Wysokie, doliny. Bardzo ładnie...
Wiola z Rohaczem i Wołowcem
Razem
Wszyscy
Widok na Rohacza Ostrego
Baraniec
Krywań
Zejście z Rohacza na przełęcz miało wg wskazań "drogowskazów" zająć nam pół godziny. A ciągnęło się i ciągnęło. Czas naprawdę mocno wyśrubowany...Może ci Słowacy mają motorki w nogach. Po drodze już w zasadzie nikogo nie mijaliśmy. Miejscami szlak trudny technicznie wymagający zwiększonej uwagi, ale bez ubezpieczeń. Na Smutnej Przełęczy również pusto. Dopiero, gdy ją opuszczaliśmy Paweł zamienił kilka zdań z innymi turystami.
Ściana skalna między Rohaczem Płaczliwym a Smutną Przełęczą:
Dzień wcześniej na dół do Tetliakovej chaty zasuwało naprawdę dużo ludzi. Teraz pusto...minęliśmy może ze 4-5 osób, w tym parę z dużymi plecakami najprawdopodobniej zasuwającą do Ziarskiego schroniska. Mieliśmy nadzieję, że nie zamkną nam schronu. Mieliśmy wielkiego smaka na zimnego Bażanta . Po całodniowej wycieczce podchodził nam wybornie...
Księżyc nad Rohaczami
Pod samochód doczłapaliśmy się ok. 20. Zadowoleni...Rohacze padły naszym łupem . Kolejny cel tatrzańskich wypraw został zrealizowany .
Na kwaterze odpoczywaliśmy, gadaliśmy i planowaliśmy trasę na następny dzień. W zasadzie to cel został ustalony przed wyjazdem. Pozostała tylko techniczna kwestia, którą drogą wejdziemy na szczyt .