A zatem;
Na Tkon
Odnoszę wrażenie, że Pašman w tym roku, jest trochę mniej popularny niż Pag.
Może więc warto napisać kilka słów o tej wyspie? A właściwie o dwóch wyspach. Ta druga to, leżąca na NW od Pašmana, wyspa Ugljan. Obie są długie na dwadzieścia kilka kilometrów i obie są stosunkowo wąskie. Maksymalnie na około trzy kilometry. I połączone są, nad kanałem Ždrelac, mostem.
Na odcinku ponad 50 km, od Zatonu przez Zadar aż do Biogradu oddzielają ląd stały od otwartego morza, tworząc Kanał Zadarski. Na Ugljanie mieszka trochę ponad 7 000 osób a na Pašmanie ponad 3 000. Na obu wyspach ludność mieszka w osadach położonych wzdłuż południowo-wschodnich wybrzeży. Oczywiście na obu odnaleźć można ślady iliryjskich i rzymskich budowli.
Główne osady Ugljana to: Preko ( stąd jest połączenie promowe do Zadaru), Ugljan, Kali i Kuklijica. A główne osady Pašmana to: Tkon. ( stąd jest połączenie promowe do Biogradu), Pašman i Nevidane.
Wybrzeże NW obu wysp jest dzikie, porośnięte makią i stałych mieszkańców tam nie ma.
I kilka słów o Tkonie
Mieszka w nim ponad 700 osób, które zajmują się głównie hodowlą i rybołówstwem, oraz oczywiście obsługą ruchu turystycznego.
Główne zabytki Tkonu to kościół św. Tomasza, kościół Matki Boskiej Bolesnej i klasztor Čokowac.
Zwiedzanie zaczniemy od, położonego na wzgórzu, kościółka (kaplicy) Matki Boskiej Bolesnej (XVIII w.). Prowadzi do niej ścieżka, trasa drogi krzyżowej. Tkon to naprawdę nieduże miasteczko, szybko więc odnajdujemy pierwszą stację.
Co prawda nie jest zbyt bezpiecznie. Już na początku natykamy się na krzak granatów.
Na szczęście są niedojrzałe.
A na niektórych gałązkach są jeszcze kwiaty.
Krzewy granatów towarzyszą nam do samego szczytu.
Bądźmy szczerzy, Tkon to nie Osor, ani nie Nin. Jakiegoś oszałamiającego uroku nie posiada. Ale z kościelnego pagórka wygląda ładnie.
Omijając ostrożnie krzewy granatów docieramy na szczyt pagórka.
W cieniu pinii wypijamy zasłużoną butelkę wody
i dokumentujemy pobyt na szczycie.
Powoli będziemy ruszać w dół, w planach kościół św. Tomasza.
Wzgórze porastają owsopodobne trawy
i kasztany, których szrotówek jakoś specjalnie nie atakuje.
W drodze do kościoła św. Tomasza mijamy dom mistrza trudnej sztuki fresku.
Przypomina mi się relacja Dangoli z jakiejś rowerowo-winnej wycieczki, chyba w Czechach. Tam całe piwnice winiarni były ozdobione malowidłami karczmarza.
Aby nie zakłócać Wam kontemplacji tych dzieł sztuki,
ciąg dalszy zwiedzania przewiduję na jutro.