Wreszcie stopień zagęszczenia zapadlisk się zmniejsza i po przejściu małej przełączki staję nad szeroką, zieloną doliną, rozciągającą się pomiędzy mną a pasmem Vilinaca. Dolina jest zbyt głęboka i zbyt zielona, by mnie zachęcić - to jest ciemna zieleń kosówki - wyszukuję więc wzrokiem najdogodniejszej trasy. Najlepiej będzie pójść pomiędzy pasem skał powyżej, a stromym stokiem poniżej - jasna zieleń traw na tym odcinku wydaje się być optymalnym wariantem. Optymalnym? Co właściwie może być optymalnego w poruszaniu się zupełnym bezdrożem w terenie, gdzie toczyły się walki i do dziś mogą czyhać niespodzianki?.. Może poniewczasie, ale jakoś uświadamiam sobie niebezpieczeństwo min. Gdybym szedł szlakiem, to mógłbym oczekiwać, że w przypadkach wątpliwych pojawiłyby się stosowne tablice ostrzegające. Ale tutaj - na zupełnym pustkowiu - kto i w jakim celu miałby tu stawiać ostrzeżenia?.. Po plecach, tak gdzieś w okolicy kręgosłupa zaczynają spacerować ciarki.
Dopada mnie nagłe zwątpienie. Co ja wyprawiam?! Podnoszę stopę i zastanawiam się, czy mogę ją opuścić krok dalej. Ale nie mam wyjścia. Stawiam nogę i przenoszę ciężar ciała. Nic. Kolejny krok w przód? Czy rozsądniej będzie jednak zrezygnować z dalszej trasy i wrócić? Ale jaką mam gwarancję, że już nie przeszedłem przez pole minowe? W jedną stronę się udało, ale przy powrocie będę przecież stawiał stopy w innych miejscach. Czyli powrót jest bez sensu. Pozostaje przeć do przodu. Szkoda, że nie mam skrzydeł. Że nie potrafię latać...
Latać? Przypomina mi się przypowieść o lisku luzaku. Kursuje w kilku wersjach; przytoczę jedną z nich.
Do siedzącego na skale orła przylatuje kruk.
- Cześć orzeł, co robisz?
- Luzaczę!
- Co to znaczy: luzaczysz?
- Aaa, skaczę z tej skały, spadam jak siekiera w dół i dopiero pięć metrów nad ziemią rozkładam skrzydła.
- Super! Mogę z tobą poluzaczyć?
- Jasne!
Przychodzi lisek i widzi orła i kruka szykujących się do skoku.
- Co robicie?
- Luzaczymy.
- W jaki sposób?
- Skaczemy ze skały i lecimy długo bez rozwijania skrzydeł.
- Faaajnie! Mogę z wami?
- W grupie raźniej!
A więc skaczą we trójkę i lecą w dół. Tuż nad ziemią orzeł woła:
- Rozkładamy skrzydła!
Na to lisek:
- Ale ja nie mam skrzydeł!
Orzeł i kruk spoglądają na niego ze zdumieniem, przeradzającym się w podziw.
- Lisek! Ty to dopiero luzak jesteś!!!
No i teraz zaczynam się czuć, jak lisek luzak.