napisał(a) Franz » 21.04.2011 17:12
Przekraczamy mały potok i podążamy dróżką, wijącą się w jego pobliżu. Na szczęście z pochmurnego nieba nic nie kapie. Lub prawie nic.
Las szybko zostaje za nami i wychodzimy na otwarty teren. Trochę to wygląda, jakby ktoś tu kamienie na stosach układał. Kamienie? Powiedzmy - głazy.
Koryto potoku wrzyna się głębiej w skały, tworząc wcięcie zbliżone do prostopadłościanu. Zaś okoliczne kamole zaczynają przypominać jakieś ogromne jaszczury, czy inne gady.
Po chwili potok zakręca w prawo i kieruje się w stronę zwartej masy skał. Z ciekawości zaglądam tam bliżej - widać wąską szczelinę, którą wyżłobił w kamiennej przeszkodzie.
Abstrahując od ciemniejszej barwy skał, to krajobraz przypomina niektóre partie chorwackiego Velebitu.
Nasza trasa odbija w lewo. Jeszcze jeden rzut oka do koryta potoku, zanim go zostawimy. No i przecież jeszcze go nie przedstawiłem, mimo iż jego nazwa nie jest kontrowersyjna. Proszę Państwa - oto Miś. W oryginale - Oso.
Trochę podejścia na niewielki płaskowyż i stajemy oko w oko z... no nie wiem, co to może przypominać. Mnie się kojarzy z wielką czaszką na chudym karku. Potężne gały spoglądają gdzieś w lewo...
W naszym przewodniku - czeskojęzycznym - nazwano to po prostu skoroviklan. Trochę się naszukałem tłumaczenia. Okazało się prozaiczne: prawie ruchomy głaz.