14 dzień - Alanya
Tersane, Red Tower, Meczet
Część 14
Przystanek - dolmusz - hotel - obiad - sjesta.
Ale króciutko bo to ostatni dzień więc ostatni moment na obejrzenie meczetu od środka.
Koszula, długie spodnie, buty i na dwór - na upał.
Przedtem jednak dwa szybkie drinki przy basenie dla kurażu i można śmiało atakować.
Najpierw poczekałem aż skończą się modły i świątynia zostanie pusta.
Czy napewno nikogo tam już nie ma?
Trochę mam stracha.
Chwilę jeszcze czekam - niech się do mnie przyzwyczają.
Zostawiam buty, pociągam klamkę...wchodzę.
W środku leży na dywanach dwóch gości, którzy głośno o czymś rozmawiają.
Nie powiem Wam o czym bo z natury nie podsłuchuję...
Poszedłem w drugą cześć budynku i skryłem się za kolumną, przysiadłem pod ścianą.
Czekam, obserwuje...włączam aparat, który czekał do tej pory w plecaku, w uśpieniu.
Tamci wreszcie kończą dysputy i wychodzą.
Zostaję sam na sam z Allahem i wielką ciszą.
Co jakiś czas do meczetu wchodzi jakiś człowiek i zaczyna swój rytuał modlitewny.
Obserwowanie tego mistycznego a widzianego do tej pory tylko z telewizji obrzędu napawa mnie trochę grozą.
Dlaczego?
Ano dlatego, że każdy z przychodzacych tu pomodlić się robi to bardzo żarliwie, gorliwie, z pełnym oddaniem.
Daje to do myślenia...
Na szczęście nie zwracają większej uwagi na mnie.
c.d.n.