Docieram do schroniska i zaglądam do środka, ale tu mojego skarbu nie ma. A więc wychodzę na zewnątrz i przeczesuję wzrokiem okolicę. Wdrapuję się na wysoki głaz, by mieć lepszy wgląd. I wtedy widzę już, że Bea właśnie zmierza w moją stronę.
Czas spędziła na lekturze książki, którą miała ze sobą oraz - co uznaliśmy wspólnie za jej wielki sukces - na skutecznym rozpaleniu kuchenki gazowej i przygotowaniu herbaty, którą później spijała ze smakiem i ogromną satysfakcją.
Krótko opisuję wrażenia z wycieczki na szczyt, po czym przepakowujemy graty w celu i transportu w dół i opuszczamy rejon rifugio Goriz.
Tą samą ścieżką schodzimy na górne tarasy amfiteatru. Zbaczam tylko odrobinę, by z góry zajrzeć do żlebu, którym spada potok tworzący niżej ten wspaniały wodospad. Ale strumienia nie daję rady dojrzeć.
W przeciwną stronę udają się kolejne grupki wędrowców, a my zbliżamy się do bardziej stromego fragmentu drogi.
Jeszcze trochę nad samą krawędzią, następnie ścieżka obniża się pod pionowymi skałami i docieramy do rozstajów.