7 dzień - Alanya
Część 4 - przed Meczetem
I na koniec pozwolę sobie na taką impresję.
Coś dla ciała i dla ducha.
Bardzo szybko minęły mi 2 godziny. Czas wracać.
Wychodząc zagadał mnie gość co ja tu robię i takie tam.
Zrobiło się małe zbiegowisko dzieciaków ciekawych o czym tu mowa.
Pogadaliśmy skąd przyjechałem, gdzie teraz mieszkam itp.
Wytłumaczył mi, że to prywatny teren i on jako dozorca musi się interesować podejrzanie wyglądającymi osobnikami.
Pokazałem, że nie robię zdjęć wiernym przychodzącym do meczetu czy modlącym się, że interesuje mnie tylko i wyłącznie architektura.
Docenił chyba moje wyczucie taktu...
Wyraziłem tylko swój żal, że nie byłem w środku bo nie wiem czy wolno a nie chcę ranić niczyich uczuć.
Złapał przynęte - jeśli nie będzie pan robił zdjęć to oczywiście można wejść.
Super.
Umówiliśmy się na kolejną wizytę.
Zadowolony wracam na kolację.
Tym razem zdążyłem pstryknąć nim rozdrapali...
Potem już tylko przechadzka na plażę, muszelki, spacer za rączkę przy zachodzącym słońcu i takie tam...
ale to, że tak powiem prywatna impreza była.
Na zakończenie tego odcinka - zagadka.
Co widać na tym zdjęciu?
W nagrodę darmowy, roczny abonament na korzystanie z moich zdjęć.
Bo każdy dzień jest muzyką - taka jest Turcja
c.d.n.