Most Małgorzaty jest w remoncie. Przynajmniej od roku, bo w zeszłym też był zamknięty.
Węgierka
Zamknięty, ale nie całkiem. Boczkiem odgrodzone od reszty drucianą siatka,
było przejście dla pieszych, środkiem pozostawiono kawałeczek, którym jeździły tramwaje, autobusy ...
... karetki, straż pożarna, maszyny budowlane.
Trochę to sobie przeszkadzało nawzajem, tak samo zresztą, jak na tym wąskim przejściu,
tłoczyli się piesi, rowerzyści i biegacze.
No i jeden facet z Polski, robiący zdjęcia.
Gdzieś tak w trzech czwartych mostu zbudowano kładkę, po której można się było przebić na wyspę.
Podobno jest na niej sporo terenów rekreacyjnych, co dało się zauważyć po ilości biegaczy i rowerzystów,
próbujących, razem z pieszymi, przemieszczać się i po moście i po kładce.
Może nawet i zeszlibyśmy na te wyspę, ale, ta niedawno mijająca nas straż pożarna,
klucząc niemiłosiernie pomiędzy tramwajami, na zjazdach z mostu, po wąskich uliczkach,
zjechała na nabrzeże i pojechała w kierunku mostu Łańcuchowego.
Gorzej, bo pojawiły się tam również inne, ostro migające samochody.
- Tata, zaciągnąłeś ręczny? - pocieszyło mnie dziecko.
- Nie pamiętam. Idziemy sprawdzić. Jakby co, to już służby są na miejscu. - I w ten oto sposób,
zrezygnowaliśmy z odwiedzanie wyspy św. Małgorzaty.
Ale nie żałuję. I tak było za mało czasu, żeby na spokojnie ją zwiedzić.
W zamian dostaliśmy kilka sympatycznych obrazków miasta, łącznie z kolejnym polskim śladem:
Ponieważ te migające pojazdy, jednak, zniknęły gdzieś w miejskich czeluściach,
nie śpiesząc się już, tym bardziej, że pojawiło się piękne słońce,
powoli zaczęliśmy zakańczać ten popołudniowy spacer po Budapeszcie.
Przy okazji znaleźliśmy demotywator, dla poprzednio widzianej reklamy fastfoodowej firmy
Jeszcze kilka widoczków z nabrzeżnymi ciekawostkami
... i wsiadamy do samochodu, tym bardziej, że zaczęło się ochładzać
Na pożegnanie Budapesztu, bo już go opuszczamy, zajrzeliśmy do Auchana, gdzie znów trafiliśmy na Chińczyków, kompletnie niekumatych w jakimś ludzkim języku,
w związku z czymś, do makaronu z czymś dobrałem sobie coś, co okazało się, chyba też makaronem,
ale w olbrzymiej ilości octu.
Popite coca colą poszło ... Głodni byliśmy ...
Jeszcze, na zakończenie, mam nadzieję, że ładne, bo się starałem,
ku pamięci, aby taki widok nam we wspomnieniach z tego miasta pozostał ...