Do rezydenta, to mi dwóch rzeczy brakuje:
Jakiejś stałej renty i, tak pi razy oko, 1600 euro.
Za metr kwadratowy
Podwodne sobie przeselekcjonuję i zrobię jakąś kolorową wstawkę.
Za specjalnie okazji nie było, żeby wtręt z nich poczynić ...
Niemniej, wracając do przerwanego wątku, zaraz za tunelem ... omal nie wpadłem w poślizg.
Tym razem, tunel "ciepło-zimno", zrobił się nam tunelem "słońce-mgła".
I tak było do następnego tunelu, po którym zaczęła się ostra huśtawka zachmurzenia,
z jednoczesnym mocnym spadkiem temperatury.
Włączyłem ogrzewanie ...
Zdjęć sobie obiecywaliśmy po drodze porobić, bo, poprzednio, nie dało rady, bo padało, a teraz ...
Mała Kapela trochę poprawiła sytuację
... ale humorów niespecjalnie.
Temperatura spadła, potem, na szczęście, zaczęła się podnosić,
ale fakt, że, na koniec, zostaliśmy potraktowani jak persona non grata i,
z zasłoniętymi oczami, odstawieni do granicy, nie poprawiał nam humorów.
Dalej już było standardowo.
Bramki, puste kompletnie o tej porze, obwodnica Zagrzebia, przejazd do granicy.
Celników jakoś specjalnie nie pamiętam.
Chyba jednak musiałem się tam gdzieś na granicy zatrzymać i jakiś paszport pokazać,
no bo inaczej to pewnie nie w relacji, ale w notce w gazecie byście o nas przeczytali,
no i te dziury po pociskach pewnie też by pokazali ...
Ale nic z tego. Mówiłem już. Ani my przygody, ani za specjalnie przygoda nas nie szukała.
Ot, taki rodzinny wyjazd taty z dzieckiem. Ważne, żeby mama się o nas nie niepokoiła ...
O ile się nie mylę, to wjechaliśmy w obręb Małej Niziny Węgierskiej, a jak Węgry,
no to, oczywiście - winietki.
A to, jakim traumatycznym przeżyciem jest próba zakupu,
znalezienia, dogadania się gdzie to się kupuje i, dodatkowo, nie wjechanie na tę ichnią autostradę ... To później ...