Wąskie schodki, szersze.
Na szczęście udaje nam się wyminąć grupę emerytów, jak nam się zdawało,
spieszących na stypę, po niedawnym pogrzebie.
Przy takim małym kościółku robi się mały zator.
Rozpościera się tu ładny widok na katedrę.
Po chwili tajemnica zatoru się wyjaśnia. Można się wdrapać na wąskie schodki,
biegnące z boku kościółka i zrobić zdjęcie katedry.
Darowaliśmy sobie.
Schodzimy na placyk z boku katedry. Idziemy na kawę i ciastko.
Odpoczniemy, poza tym, to dobre miejsce, żeby przypatrzeć się turystom
i miejscowym.
Kelner szybko przynosi zamówione rzeczy. Po wodach zatoki pływa deska z żaglem.
Podpatrujemy życie wokół katedry, popijając kawę i zagryzając ciastkiem.
Nie wiem, co nam bardziej smakuje, jedzenie, czy widoki.
Trudno nie zachwycić się tym co potrafią zrobić ludzie, ale jak się ma przed sobą takie widoki, jak ta Rosjanka na przykład ...
Biorąc pod uwagę jej opięty strój, to, przetłumaczę, oddychać to naprawdę sztuka.
Na horyzoncie, nagle, pojawia się "mój duch" oraz barwna grupa japońskich turystów.
Spotkanie jest nieuchronne.
Strasznie piskliwa mała Azjatka, robi zdjęcie panu w stroju z epoki,
następnie prosi jakąś panią, żeby sfotografowała ją z tym panem.
Panu wyraźnie się Japoneczka spodobała.
- Ty, popatrz, jak dla mnie to on jest narąbany.
Pan wyraźnie poczuł mięte do dziewczyny. Przytula ją coraz mocniej, zaczyna głaskać po włosach, całuje w czubek głowy (cóż, różnica wzrostu).
W końcu udaje się jej wyswobodzić.
Lekko zataczając się, pan znika na schodach prowadzących na wybrzeże,
Japończycy znikają w Katedrze, my - zbieramy się do samochodu.