Strasznie zapchany ten Trogir.
Przynajmniej, na dzień dobry, udało nam się przebić przez pierwszy most, drugi, wylądowaliśmy na Ciovo i ...
... pojechaliśmy do Okrugu.
Wąsko, ciasno, zapchane samochodami, zawrócić nie ma jak.
Liczyłem, że zatrzymam się gdzieś na górze, zejdziemy sobie spokojnie,
a tym czasem wylądowaliśmy po drugiej stronie półwyspu.
Inna sprawa, że, przy okazji, szukaliśmy sklepu, żeby kupić jakąś wodę.
Kupiliśmy. Wracamy. Znów zadziałał nasz czarny kot.
Zaraz przy zjeździe z mostu na Ciovo odjechał przed nami samochód.
Ledwo bo ledwo, ale się zmieściliśmy. Przynajmniej kołami
Od razu uprzedzam - ten rozwalony zderzak w samochodzie mnie poprzedzającym
to nie moja robota
Wystarczy, że przejdziemy przez most i już jesteśmy na
nabrzeżu.
Niby dużo ludzi, ale jakoś się tego nie odczuwa, niby gorąco, ale morska bryza
chłodzi łagodnymi podmuchami.
Ocienione knajpki zapraszają, ale jeszcze nie pora na odpoczynek.
Zaraz zagłębimy się pomiędzy mury, sprawdzimy te opowieści o trogirskich,
krzywych, uliczkach, ale jeszcze chwilę pokręcimy się w okolicach twierdzy.
Kaśka ma swoje preferencje obiektów do fotografowania, ja swoje,
ale oboje znajdujemy tu to, co lubimy - tematy. Pewnie się będziemy powtarzali,
ale pewnie tez uzupełniali.
Spróbuję, żeby ta druga opcja ważyła w relacji, ale ... jakby mi się nie udało,
to Trogir obroni się sam ...
Okna.
Podobno okna, obok tych "krzywych", mających zmylić napastników, uliczek,
są wyznacznikiem Trogiru.
Chyba tak. Znaleźliśmy ich dużo, różnych, różnie wykończonych, otwartych,
zamkniętych, zamurowanych, zasłoniętych okiennicami.
Ale nie tylko. Znaleźliśmy tez dużo innych rzeczy ...
Czas opuścić nabrzeże. Jeszcze ostatni rzut oka (na razie)
i zagłębiamy się w wąskie uliczki ...