Spotykają się diwie koleżanki.
Jedna jakaś taka zasmucona.
Więc druga pyta zatroskana:
- hej.. a czemuś to taka smutna koleżanko, co się dzieje?
- eee..kupa totalna... stary pije na umór, wszystko z domu wynosi, dzieci bose i głodne, ja haruję od rana do wieczora, a ten skurwiel tylko chla i chla.. życia z nim nie mam, moja droga.. buuuu...
- hm... wiesz co? dam ci radę, bo podobnie miałam ze swoim starym. Pił jak szewc. Kupiłam mu któregoś razu 10 litrów wódy, wlałam to do gara, na dno położyłam zdechłego kotka. Stary wrócił, dorwał się do gara i jednym haustem wychlał. Zobaczył kotka, porzygał się i od tego czasu kropli wódki nie wziął do ust. Nawet jak na witrynie sklepowej zobaczy flachę, to od razu bierze go na wymioty i łzy w oczach stają na wspomnienie o biednym zmokniętym i martwym kotku. Od tego czasu w rodzinie sielanka.
- oj, kochaniutka, dzięki za radę! Zrobię jak mówisz!
Spotykają się po kilku tygodniach. A koleżanka, która była smutna poprzednim razem tym razem jeszcze smutniejsza, obdarta, zagłodzona itp
Więc ta druga pyta
- a cóż to?! z pewnością żal ci się zrobiło starego i nie posłuchałaś rady!
- eee... no posłuchałam.. ale teraz jest jeszcze gorzej!
- a co się stało?!
- no więc, sprzedałam ostatnie buty dzieciom, sobie od pyska odjęłam i kupiłem te 10 litrów wódy, sąsiadom zapieprzyłam kotka, udusiłam, położyłam na dno wiadra i zalałem tymi 10 litrami wódy. Zostawiłam to na środku pokoju i wyszłam, nie mogąc znieść obecności tego biednego kotka na dnie wiadra pełnego wódy. Wracam wieczorem pełna nadziei, otwieram po cichu drzwi a z pokoju jakieś dziwne dźwięki i mamrotanie starego. Wchodzę i... stary zapierdolony w trupa, siedzi nad pustym wiadrem, w rękach ściska kotka i przemawia do niego: "no kicccia, bbbbłagam, jejejeszcze krropppelkę!"..
