Jaki by tu tytuł wymyślić?
Zostawiamy za sobą Villa Nova de Gaia, a wraz z nią północną Portugalię. Z jednej strony czujemy niedosyt, bo wiemy, że zobaczyliśmy zaledwie przysłowiowy czubek góry, a z drugiej... rozsadza nas ekscytacja przed zobaczeniem nowego
Bo dzisiaj teoretycznie do Lizbony mamy dojechać i w praktyce dojedziemy, ale po drodze odwiedzimy
Batalhę, a w niej piękny, gotycki klasztor dominikanów, a także obowiązkowy punkt portugalskich wycieczek -
Obidos
Po dwóch godzinach jazdy już z drogi zobaczyliśmy to cuuuuuuuudo
Znaczy się - ja zobaczyłam
bo Bartek to na ruchu drogowym był skupiony, a Maluchy z nosami w telewizorkach poza rybką Doris, która ma kłopoty z pamięcią krótkotrwałą
świata nie widziały, a co dopiero jakieś tam
kosciółko Batalha to nazwa miasteczka, pochodząca od zwyczajowego określenia znajdującego się w nim Opactwa Matki Bożej Zwycięskiej (Monasteiro de Santa Maria da Victoria). Batalha od lat osiemdziesiątych XX wieku otrzymała statut muzeum, i to muzeum nie-byle-jakiego
bo wpisanego na wiadomo jaką listę UNESCO. Są przynajmniej cztery znane mi powody, dla których trzeba odwiedzić to zabytkowe opactwo
Po pierwsze - jest to historycznie ważne miejsce dla Portugalczyków, bo upamiętnia wygraną w 1385r. bitwę (
batalha ) z Kastylijczykami, dzięki której zyskali autonomię.
Po drugie - miejsce to jest ważne dlatego, że pokazuje niegdysiejszą, ale wspaniale zachowaną, wielkość średniowiecznych i renesansowych architektów portugalskich
którzy swoją pracą udowodnili, że w tamtym czasie historycznym Portugalia była potęgą
Po trzecie - Batalha jest jednym z najlepszych kamiennych przykładów typowej portugalskiej architektury manuelińskiej, czyli sztuki przejściowej miedzy gotykiem a renesansem powstałej za panowania Manuela I (stąd nazwa), która charakteryzuje się bogatym zdobnictwem będącym połączeniem motywów morskich, roślinnych, według niektórych także mauretańskich, czy indyjskich (podobno budowniczowie nawet ich nie widzieli, tylko słyszeli z opowieści tych, którzy przybyli z tamtych rejonów)
I po czwarte - do klasztoru niczym magnes przyciąga chęć zobaczenia Niedokończonych Kaplic
Wchodzimy. Już sama brama wejściowa zapowiada, że będzie to spotkanie z miejscem niezwykłym:
Po wejściu do środka można choć na chwilę wejść w skórę człowieka średniowiecza i choć przez chwilę poczuć to, co on prawdopodobnie mógł czuć wchodząc do takiego wnętrza - czuje się swoją małość w stosunku do ogromu przestrzeni, w której się znaleźliśmy. Przestrzeni, którą kształtują sklepienia umieszczone ponad 30m nad głową. Przestrzeni, na zwieńczeniu której widać tylko skromny krzyż umieszczony na tle olbrzymiego, dwupoziomowego, wielobarwnego witrażu.
Wnętrze kościoła robi niesamowite wrażenie nie tylko z powodu swojego ogromu, ale także poprzez niezwykłe połączenie dziennego oświetlenia z wielobarwną grą kolorów wpuszczanych do środka przez witraże. Ktoś powie, że to fizyka, ktoś inny, że metafizyka...
No dobra - uniesienia metafizyczne uniesieniami metafizycznymi, ale jak się je chce dalej odczuwać i zgłębiać każda osoba dorosła musi zapłacić 7 E za bilet, dzięki któremu można przejść do kolejnych części tego klasztoru-muzeum
Po przejściu magicznej biletowej granicy wchodzi się na Krużganek Królewski (
Claustro Real), a tam magia miejsca powraca, ale tym razem w innym stylu:
Tam też można w praktyce zobaczyć, na czym polega zdobniczość (niektórzy uważają, że przesadzona) stylu manuelińskiego. Przesadzona czy nieprzesadzona - kwestia gustu, ja to nadziwić się nie mogłam, że dawno, dawno temu rzeźbiarze portugalscy takie koronkowe cuda z kamieniem potrafili robić
(bo u nas wtedy takich nie potrafili
)
W każdym przewodniku przeczytacie też, że obok krużganka znajduje się kapitularz, w którym obecnie znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza, ale nie w każdym znajdziecie anegdotkę opowiadającą o jego budowie, kiedy to nikt nie wierzył w możliwość powodzenia planów głównego architekta, który zaprojektował dość duże sklepienie (potocznie - sufit
) ale niepodtrzymywane przez obowiązkowo wtedy stosowane przypory (czyli takie słupy
) Ponieważ architekt plany realizował, a władze kościoła obawiały się rychłej katastrofy budowlanej, do budowy zatrudniono... skazańców
Ale to na niewiele się zdało, i jak kapitularz został już ukończony architekt przez kilka nocy musiał sam tam sypiać, żeby udowodnić, że nic nikomu na głowę się nie zawali
Jak po kilkuset latach się okazało - miał rację
Zdjęć kapitularza niestety nie mam, ale mam zdjęcie fontanny
Idziemy dalej, a przed nami schody. Ciekawe dokąd prowadzą? Okazało się, że do kolejnego krużganka (
Claustro D.Alfonso V), który dla przeciwwagi wobec poprzedniego był utrzymany w bardziej tradycyjnym gotyckim stylu
Mogłoby się wydawać, że gotycki krużganek jest ostatnim punktem programu, bo po jego obejrzeniu wychodzi się z klasztoru. Nic bardziej mylnego, bo przed nami jeszcze największa atrakcja, czyli owe Niedokończone kaplice. Po wyjściu z kościoła kierując się znakami należy przejść do kolejnej bramy, gdzie po ponownym okazaniu biletów wchodzi się do miejsca, które w pierwotnym zamyśle miało wyglądać inaczej - miało mieć dach
No i właśnie nie wiadomo dlaczego (choć z drugiej strony jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że o pieniądze
), ale sklepienia nigdy nie dobudowano. I całe szczęście
Jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości, czym charakteryzuje się bogata ornamentyka stylu manuelińskiego, Niedokończone Kaplice szybko je rozwieją