Ostatnie metry... Zaraz dowiosłujemy do mety
24 lipca - sobota: Tata, Komarno raz jeszcze i powrót do domu
W nocy była straszliwa ulewa. Wiatr targał namiotem na wszystkie strony. Nasz mały domek wiele już przeżył, ale ta nawałnica dała mu popalić, to już chyba jego ostatni sezon.
Zmęczeni nocną ulewą (co chwilę budziły nas podmuchy wiatru) śpimy gdzieś do 11:00. Potem idę do pobliskiej cukierni, dziś na śniadanie będą ciastka
Niestety pogoda się nam zepsuła. Całe niebo zasnute chmurami i jest hmm... powiedzmy, że rześko
Raczej nie mamy ochoty moczyć się w chłodnych basenach. Postanawiamy na razie pojechać na wycieczkę, a popływać sobie po południu ewentualnie. Wyruszamy do miejscowości Tata, położonej kilkanaście kilometrów od naszego Komarna. Jest tam jeziorko, camping i kąpielisko termalne. Zrobimy mały rekonesans i może kiedyś tam wrócimy.
Dojeżdżamy do Taty
Przejeżdżamy centrum i zatrzymujemy się na parkingu niedaleko jeziora. Jest tu kilka restauracji i fast foodów:
Pachnie cudnie (Ach, to węgierskie żarcie!), ale my dopiero co najedliśmy się ciastkami na śniadanie
(Zatrzymamy się tu miesiąc później, pod koniec sierpnia, jak będziemy wracać z Budapesztu, ale o tym napiszę w zupełnie innym miejscu
)
Rzucamy okiem na jezioro:
Statek wycieczkowy stoi przycumowany do pomostu. Nie ma chętnych na wycieczkę przy takie aurze. Po drugiej stronie jeziora jest chyba jakaś starówka. Pojedziemy ją zobaczyć.
Okazuje się, że starówka to za dużo powiedziane. Jest tu kościół, ulica z ładnymi kamieniczkami, a kawałek dalej park z pałacem, dość nieszczególnym:
Jednak idąc kawałek dalej:
docieramy do ładnego gotyckiego zamku z XV wieku (oczywiście odrestaurowanego):
Nie wchodzimy do środka, tylko kręcimy się po dziedzińcu. Jest sobota, więc "załapujemy się" na ślubną sesję
:
Robi się coraz cieplej, słońce wychodzi zza chmur. Postanawiamy więc już niczego nie zwiedzać, tylko wracać na camping i na baseny
Niestety jak dojeżdżamy do naszej komarzej miejscowości
pogoda znów się psuje
Mimo chmur i chłodu wskakujemy w stroje kąpielowe i dzielnie idziemy na kąpielisko. Woda ma jakieś 25 - 27 stopni, więc nie jest źle, jak się siedzi w basenie. Gorzej z wychodzeniem
Mimo niedzieli baseny są puste... Ciekawe, dlaczego?
Niestety ze względu na małą liczbę ludzi na kąpielisku, zamknięta jest knajpka, w której wczoraj jedliśmy pyszną sałatkę Cezar. Musimy się zadowolić hamburgerami
Niezłe są jak na hamburgery
Węgrzy to nawet smaczny fast food robią
Marzniemy strasznie, więc postanawiamy skorzystać z krytego basenu. Tutaj jest ciepło, ale też dosyć tłoczno. Na szczęście głównie w jaccuzzi, a my wolimy się zmęczyć w basenie pływackim
I nie wiadomo kiedy dochodzi godzina 18:00. Najwyższa pora, żeby szykować się na ostatni wakacyjny wieczór. Spędzimy go znowu po słowackiej stronie Dunaju.
Niestety nasze pożegnanie z wakacjami jest dosyć chłodne. Węgry miały być dla nas "łagodnym przejściem" z gorącego chorwackiego klimatu w nasz polski, umiarkowany. Tymczasem nocna nawałnica i dzisiejsza pogoda sprawiły, że z "łagodnego przejścia" zrobił się zimny prysznic
Trudno! Cieszymy się tym, co mamy, czyli ostatnim wieczorem w Komarnie.
Zanim usiądziemy w knajpce i napijemy się piwka, idziemy zobaczyć to, czego wczoraj nam się nie udało. Kawałek za starówką, nad brzegiem Dunaju, znajduje się twierdza Komarno, czyli austriackie fortyfikacje (podobne są również po węgierskiej stronie):
Gdyby ktoś miał ochotę, można o nich poczytać np.
tutaj.
Niedaleko twierdzy jest też uniwersytet
Niezbyt duży budynek (i tylko jeden), ale zawsze to uniwersytet
:
Czyżby i w ten sposób władze miasta chciały zachęcić ludzi do przyjazdu (pozostania) w Komarnie?
Póki co jednak rzeczywistość pokazuje, że kierunek jest przeciwny - ludzie stąd wyjeżdżają...
Ciekawe, czy w tym bloku kiedykolwiek ktoś mieszkał?:
Chyba nie...
Jakoś smutno wyglądają okolice twierdzy Komarno. Fortyfikacje, które można zwiedzać tylko w wyznaczonej godzinie (wyłącznie o jednej porze!), pustka dookoła i jeszcze ten "straszący" blok.
Tylko kartonowy policjant (a właściwie strażnik miejski), który nie ma w tym mieście zbyt wiele do roboty, przypomina swoją kartonową postacią, że są tu jakieś władze, urzędy, a więc muszą być i ludzie...
Jakoś się przygnębiająco zrobiło w ten ostatni wieczór naszych wakacji. Idziemy więc poprawić sobie humor. Z głównej ulicy skręcamy w bramę do restauracji "Palatin". I tu też pustki... Ale przynajmniej leją Zlatego Bażanta (a nie Heinekena
)
Zamawiamy sałatkę Cezar, która jednak nie smakuje tak dobrze jak po węgierskiej stronie. Na Słowację w końcu chodzi się na piwo, na Węgry - na jedzenie
Ciekawe, czy tak postępują (nieliczni już) tubylcy
Piszę o Komarnie jak o wymarłym mieście, ale właśnie takie wrażenie na nas zrobiło.
Powoli dobiega końca nasz ostatni wakacyjny dzień. Tak jak i kończy się moja opowieść wiosłem pisana gdzieniegdzie
Nie będę relacjonować jutrzejszego powrotu do domu, bo nic ciekawego się nie działo. Przejazd przez Słowację odbywał się w strugach deszczu. Przyjechaliśmy do domu strasznie zmarznięci. I trudno było nam uwierzyć, że jeszcze trzy dni temu narzekaliśmy na chorwackie upały...
KONIEC
Tę relację pisałam aż dwa miesiące. Mimo że starałam się być systematyczna i opisać wrażenia na świeżo, trochę się to przeciągnęło. Ale też miejsc, które odwiedziliśmy, było mnóstwo. W końcu urlopowaliśmy przez 3 tygodnie
Dziękuję wszystkim czytającym, tym aktywnym, komentującym i tym utajonym
za zainteresowanie.
Te wakacje uważamy za najbardziej udane do tej pory
A to chyba dobry kierunek, jeśli każdy urlop jest lepszy od poprzedniego
Świetnie się bawiliśmy, pływając Challengerem (to był strzał w dziesiątkę!
) i odkrywając odludne miejsca i cudne zatoczki. Ale cieszyły nas również te bardziej znane miejsca, w których można było spotkać wielu turystów, np. przepiękny Szybenik czy urokliwy Trpanj. Hitem tego wyjazdu okazała się wyspa Mljet - cudownie dziewicza i mało odkryta. Oby pozostała taka jak najdłużej
No i jeszcze spotkania z Cromaniakami, które dopełniły całości świetnych wakacji. Fajnie było się z Wami spotkać,
Roxi i
Aldonko i poimprezować
Trochę towarzystwa na wakacjach też się przydaje
Mam nadzieję, że moja relacja się podobała i przyda się Forumowiczom w planowaniu urlopu w pięknej Chorwacji.
Pozdrav,
Maslinka