10 sierpnia - wtorek: Vyšna Revuca - Magura - Sedlo Ploskiej - Ploska (1532 m) - Chyžki (1340 m) - Koniarky - Suchy vrch - Ostredok (1592 m) - Frčkov - Krížna (1574 m) - Rybovske sedlo - Prašnicke sedlo - Vychodne Prašnicke sedlo - Tisova - Sucha Dolina - Vyšna Revuca
Część druga
Ostatnia część Wielkofatrzańskiej Opowieści...
Ostredok coraz bliżej i bliżej:
Jeszcze chwila, jeszcze tylko parę kroków... I jest! Można odpocząć, pofocić i coś przekąsić - moje ulubione serki Kiri
oraz rohliki i pomidora
Widok w stronę Ploskiej:
Panoramka:
Spojrzenie na Frčkov i Krížną:
Motylek, który, podobnie jak my, przysiadł na szczycie:
Ostredok zostawiamy za sobą:
I wędrujemy w stronę Frčkova:
Widoki powalające:
Przed nami Frčkov:
Nie zatrzymujemy się wcale, tylko zmierzamy dalej, na Krížną.
Rzut oka za siebie i, jak powiedziała Mutiaq o podobnym Franzowym kadrze, opływowe kształty
:
Przed sobą mamy Krížną z dziwną budowlą na szczycie, niewątpliwie psującą krajobraz:
"Paskudztwo" widziane z bliska, czyli jesteśmy już na szczycie:
Na szczycie oprócz nas jest jeszcze para rowerzystów, poza tym nikogo. Nie spotkamy już żadnych turystów aż do końca dzisiejszej trasy.
Doszliśmy do ostatniego zaplanowanego na dzisiaj szczytu. Teraz już tylko w dół. Idziemy czerwonym szlakiem w stronę Rybovskego sedla:
Uszliśmy raptem kilkanaście metrów, a mój mąż zaczyna się dziwnie zachowywać
Gwałtownie odskakuje w bok. Podchodzę bliżej i widzę sprawcę tej gimnastyki:
Może ktoś mi podpowie, czy było się czego bać. Czy to jakiś rodzaj żmii (zygzaka nie ma, ale pewnie są też i takie bez zygzaka
), czy niejadowity gatunek węża? Teraz zaczynam myśleć, że to mógł być padalec... W każdym razie wtedy wyglądał groźnie
Schodzimy dalej, tym razem bardzo uważnie patrząc pod nogi. Jak sobie pomyślę, że wcześniej brodziłam w "morzu traw", wśród różnych gadów, to przechodzą mnie ciarki... Dobrze, że tego węża zobaczyliśmy dopiero pod koniec wycieczki.
Jesteśmy już prawie na Rybovskim sedlu:
Teraz musimy znaleźć zielony szlak, którym chcemy zejść do Suchej Doliny. Po chwili okazuje się, że przy szlaku rozłożyło się stado krów:
Jedna z nich nagle wstaje. Stoi naprzeciw mnie, w odległości trzech kroków i wydaje mi się wyjątkowo ładna, więc spokojnie uwieczniam ją na zdjęciu:
Nagle czuję, jak mąż szarpie mnie za rękaw i mówi: "Aga, chodź, to nie jest krowa!"
Czuję, jak zaczyna robić mi się gorąco... Na szczęście słucham głosu rozsądku i nie zaczynam biec. Wycofujemy się bardzo powoli... I rezygnujemy z przejścia zielonym szlakiem
Potem już coraz szybciej... tylko boję się obejrzeć za siebie i ciągle pytam męża, czy ten byk przypadkiem nas nie goni.
No to mieliśmy bliskie spotkanie z ładnym byczkiem. Było gorąco, ale za to, jakie mam piękne zdjęcie
Jeśli ktoś myśli, że to koniec wrażeń na dzisiaj, to jest w błędzie
Kontynuujemy wędrówkę czerwonym szlakiem:
który wkrótce gubimy
Po drodze jest fragment trasy, na której leżą ścięte drzewa, niektóre na pewno z oznaczeniem szlaku. I zapewne w tym miejscu się zgubiliśmy.
Problem jest taki, że nie mamy zapasu czasowego. Niedługo zrobi się ciemno. (A my znowu nie wzięliśmy latarek! Niczego się wczoraj nie nauczyliśmy
). Najgorsze jest to, że tym razem nie wiemy, czy dobrze idziemy. Wędrujemy jakąś szeroką drogą dla samochodów, wokół głucha cisza, nie ma absolutnie nikogo... Zaczynam panikować, że nie chcę spędzić nocy w tych dzikich górach. Efektem tej paniki są zwidy - wydaje mi się, że za drzewami czai się wielki dzik
A może to nie były zwidy...
Na szczęście po jakiejś pół godzinie mojego panikowania dochodzimy do zgubionego czerwonego szlaku. Ale to jeszcze nie koniec drogi. Szlak prowadzi bardzo dziwnie, raz w górę, raz w dół. Moja zmęczone nogi ledwo dają radę. W końcu jesteśmy już w górach prawie 8 godzin, a od początku czuliśmy w nogach wczorajszą trasę. Widząc kolejną górkę, na którą trzeba się wdrapać, denerwuję się coraz bardziej i nawet się zaklinam, że to moja ostatnia górska wędrówka
(Dobrze, że o takich obietnicach potem się zapomina, chociaż od tamtej pory jeszcze w górach nie byliśmy
)
Oj, Wielka Fatra dała mi dzisiaj w kość!
Na szczęście niedługo dochodzimy do żółtego szlaku. Tutaj idzie się już przyjemnie, bez podejść i stromych zejść. Włączam autopilota i idę...
Wkrótce docieramy do asfaltu. Hurrra! Jeszcze tylko 2 km i będziemy przy samochodzie. Jesteśmy strasznie głodni, bo czekaliśmy, aż dojdziemy do bezpiecznego miejsca, w którym ewentualnie może nas zastać noc. Teraz już możemy się rozłożyć na asfalcie z piknikiem. Wcinam znowu mój ulubiony serek Kiri i zagryzam pomidorem:
Potem jeszcze tylko jakieś 30 minut i jesteśmy przy aucie
Nóg nie czuję! Tak bardzo nie zmęczyłam się chyba nigdy, nawet wchodząc na Zawrat i Świnicę! Mimo wszystko jestem zadowolona z siebie i z cudownej wycieczki
Pora wracać do domu, czyli na camping
Drienok w Mošovcach
Wielka Fatra piękna jest! Tylko planując takie długie trasy, trzeba wychodzić odpowiednio wcześnie, żeby się potem nie musieć denerwować. Niby takie to oczywiste, chociaż jak widać, nie dla wszystkich