18 lipca - niedziela: W roli głównej - Vladimir Nazor
W czasie "przygotowań" do wieczornego wyjścia słyszymy dalekie odgłosy przypominające burzę. Burza w Chorwacji? (Tak naprawdę, wcale nas to nie dziwi, bo w 2006 roku przeżyliśmy dwie potężne burze, co pod namiotem nie jest zbyt komfortowe.)
No to pięknie! Wychodzimy na plażę, popatrzeć, skąd też ona do nas idzie. Nad lądem, w okolicach delty Neretvy, ciemno. Mamy nadzieję, że tutaj nie dotrze.
Burza, póki co, wydaje się odległa, więc nie rezygnujemy z planów i idziemy do centrum Trpanja:
Za mną widać campingową plażę.
Trpanj jest pięknie położony wśród gór (na zdjęciach osiedle apartamentowców w Luce, czyli w pobliżu campingu "Vrila"):
Takie usytuowanie gwarantuje bardzo głośne koncerty szakali Słychać je na całym Pelješcu, ale tutaj chyba najbardziej (mam porównanie do Divnej i Postupa koło Orebića).
Dzisiaj planujemy dojść do Trpanja okrężną drogą. Najpierw wędrujemy na wzgórze, na którym znajduje się cmentarz:
Góry Makarskiej Riviery oświetlone są już przez słońce... Jeszcze chwila i pojawia się tęcza (którą usiłujemy uchwycić na zdjęciach, ale łatwo nie jest...)
Z cmentarza schodzimy na nadmorską promenadę. Jest to w zasadzie wąska ścieżka prowadząca, górną częścią zbocza, od naszej Luki do centrum Trpanja.
Mijamy zatoczkę, w której można się wysmarować czarnymi, leczniczymi błotami:
Spotkani na campie Polacy twierdzili, że skóra robi się od nich gładsza, ale za to śmierdzi przez kilka kolejnych dni Jakoś się nie skusiłam
Idziemy dalej. Przechodzimy najpierw obok skałek, które stanowią plażę naturystów, a potem kilku wybetonowanych plaż. Morze wygląda groźnie, są spore fale. No i wreszcie udaje nam się uchwycić tęczę (chociaż troszkę ją widać):
Kawałek dalej taki zonk :
Mam nadzieję, że ta rura służy do zasysania wody z Jadranu (którą potem ktoś wykorzystuje do celów gospodarczych). Wolę tak myśleć...
Już prawie jesteśmy na miejscu. Pięknie oświetlony zachodzącym słońcem Trpanj jest na wyciągnięcie dłoni:
Zasiadamy w jednej z kafejek na nabrzeżu, raczymy się zimnym piwkiem (oczywiście! ) i focimy zachód słońca:
Koło 21:00 przypływa największa atrakcja wieczoru - Vladimir Nazor :
Ludzi co niemiara. Każdy chce zobaczyć Władka z bliska :
Trzeba przyznać, że robi wrażenie! Nawet na mnie A mój mąż, wiadomo, jest zafascynowany
Jak go sobie porównamy do starej rzężącej Pelješčanki... to nie ma porównania
Zastanawiamy się, czy aby nie popłynąć nim z powrotem (wcześniej planowaliśmy wracać przez półwysep). Ale nie będziemy jeszcze dzisiaj myśleć o powrocie do domu... Jeszcze na to za wcześnie!
Jedni opuszczają pokład Vladimira, następni wjeżdżają. Trap podnosi się, prom powoli zaczyna oddalać się od brzegu...
Nagle dziki wrzask z nabrzeża! Pani z dzieckiem w ramionach krzyczy, że jej nie zabrano, żeby wrócili! Ktoś z obsługi coś jej odkrzykuje, chyba, że nie wrócą, że jak mogła nie zauważyć, że prom odpływa.
Kobieta płacze i krzyczy jeszcze głośniej. Robi się bardzo dramatycznie! Ludzie zgromadzeni wokół wstrzymują oddech...
Prom robi lekki manewr i cofa do nabrzeża. Kobieta, ściskając dziecko, szybko wbiega na podkład. Zebrani, łącznie z nami , oddychają z ulgą...
Nerwowo było! Swoją drogą to Władek pewnie spalił na te nawroty więcej paliwa niż ta pani zapłaciła za bilet Ale jestem miło zaskoczona, że nie zostawili jej "na lodzie" Być może byłoby inaczej, gdyby była sama...
Idziemy do baru "Žalo", skorzystać z internetu. Nie mamy drobnych (wrzuca się monety 5 kunowe), ale pani chętnie nam rozmienia. Kolejne łączenie z cro.plą - eh, to uzależnienie
Potem wracamy na camping i jeszcze rozgrywamy partyjkę Scrabbli przed namiotem. Kończy się kolejny bardzo udany dzień na tych wakacjach