9 Lipiec- piątekJak na nas wstajemy bardzo późno, maslinka z mężem już zajadają śniadanie. Przed nimi pakowanie i wyjazd na Peljesac, a przed nami dzień lenistwa

Jeszcze upamiętnienie spotkania


Mozolnie zbieramy wszystkie graty plażowe, jest czas żeby rzucić okiem na camp, którego główna zaletą było to, że szpilki od namiotu wchodziły bardzo łatwo
Było o campie, a więc proszę.




Piątek to dzień plażowania, błogiego lenistwa i nic nie robienia

Na początek idziemy na plażę oddaloną od campingu może z 4 minutki



Czytamy książki, nurkujemy- jednak nie za dużo, bo pod wodą jakoś tak ubogo

i nabieramy kolorków na słońcu.
Niezbyt zajmujące zajęcia, ale jak bardzo męczące

Około 14 wracamy na camp, rzucamy coś na ząb i ... idziemy na drugą plażę

Tym razem trzeba się trochę nachodzić.
Przechodzimy przez ogromny camping, idziemy i idziemy, a tutaj końca nie widać. Taki duży camping to nie dla mnie. Codziennie bym się na nim gubiła

Należę do osób, które po wyjściu ze sklepu zawsze idą w przeciwną stronę, niż powinni

W końcu jesteśmy na miejscu. Szału nie ma. Plaża zatłoczona, woda jakaś taka nie halo.


Po takim plażowaniu nie pozostaje nic innego jak bary na plaży

Na zdjęciu trochę zła, bo kawa mrożona nie była zbyt smaczna

Wracamy, tym razem nie możemy przejść przez camping, przy bramie stoi strażnik i pilnuje. Trzeba mieć specjalne karty żeby wejść.
O matko, przecież jakbyśmy byli na tym campie, to ja bym tą kartę zgubiła pewnie z tysiąc razy
Przechodzimy boczkiem i jak się okazuje jest o wiele krócej

Nic nie robiliśmy, a jednak jesteśmy strasznie zmęczeni. Wcinamy kolację, idziemy na spacer i spać.
Jutro wycieczka na wodospady Krka więc trzeba się wyspać
