Najwyższy szczyt Korsyki - Monte Cinto, 2706m n.p.m - pozostaje za nami.
A my już w łatwym terenie. Przed nami jeszcze ostatnie dojście na parking.
Powraca obraz porannego dojazdu. Jak będzie teraz?..
Pominę szczegóły zjazdu. Też musiałem się parę razy zatrzymać, by na spokojnie zaplanować bezstratne pokonanie kolejnych odcinków specjalnych. Udaje się to i w końcu zjeżdżamy do Lozzi.
Bea nie ma nic przeciwko temu, by celem następnego dnia stała się Paglia Orba - korsykański Matterhorn. Wiem, że mogę na nią liczyć w trudnych chwilach. A byłoby naprawdę trudne zrezygnować z niej po tym, jak ujrzeliśmy jej dumną sylwetkę.
Jeszcze w domu, studiując przewodniczek Rotherka, brałem pod uwagę możliwość kompilacji dwóch opisanych w nim tras, tak by zrobić swój własny wariant. Teraz więc kierujemy się boczną dróżką na zachód i mijając Calasimę, wjeżdżamy w dolinę Viru.
Objeżdżamy Cinque Frati (Pięciu Braci) od południa i wkrótce mamy ich za sobą, oświetlonych promieniami chylącego się ku zachodowi słońca.
Powyżej młodsi bracia, a poniżej starsi.
Dojeżdżamy do końca drogi jezdnej. Niestety, jest on już zajęty przez Wohnmobil na szwajcarskich numerach. Pozdrawiamy więc szczęśliwców i cofamy się kilkaset metrów, parkując w małej zatoczce przy moście nad potokiem. Mamy za to bieżącą wodę.
Pięciu Braci czuwa nad nami.
Tradycyjne, wieczorne przygotowania.
Spoglądam na zachodnie niebo. Czuję lekki niepokój. Czy na pewno powinniśmy się przymierzać do niej? Nie tyle jej potężna piramida, co otaczająca ją chmura w krwawych barwach - nakazuje przynależny tej górze respekt.
Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl