Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Bardzo intensywny finał długiej drogi wybrzeżem CRO.

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
trinity
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 421
Dołączył(a): 07.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) trinity » 27.10.2009 12:16

Fatamorgana świetnie się czyta Twoją relację, piszesz z humorem i czekam na dalsze opowieści...
marko350
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2371
Dołączył(a): 14.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) marko350 » 27.10.2009 17:39

Też czekam na cdn...
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 03.11.2009 00:47

Na dzisiaj taki mały, ale wesoły odcinek.
Gdzieś zgubiłem fragment tej części. :? :oops:


"Kur..a, do pići! Gde je ten papir do zadku?" czyli życie kampingowe po czesku.

Pobyt na Kero dostarczył nam wszystkiego, czego można by oczekiwać od chorwackiego morza. Upału, wiaterku, słońca, czystej wody, zimnego prysznica, dużej ilości miejsca, cienia i apetytu, a przede wszystkim błogiego lenistwa i wypoczynku. Niby nic tam w tym Bibinje nie było specjalnego- ot kawał kamienisto-wybetonowanego brzegu, ale spokój i cisza jakie tam były, oraz widok pływających jachtów, łodzi no i tych wszystkich wysp sprawiał, że ruszać nam się stamtąd nie chciało. Ale ile tak nieaktywnie można tkwić w jednym miejscu?
Ten upał był tak niemożliwy, że pierwszego dnia po prostu się przed nim schowałem w cieniu drzewka i plandeki na samochód. Szczypało mnie jeszcze po Starimgradzie, a tu jeszcze większy Chyc! Drugiego dnia jednak wylazłem z cienia i nieco popływałem, ale głownie na kajaku. Postanowiłem sobie po prostu odpocząć od wszystkiego- nawet od plażowania! Czyż może być większe lenistwo?
Tymczasem w ramach relaksu i z ciekawości ludzkiej, podjąłem rozmowy międzynarodowe z bratnim narodem czeskim. Jako że znam ich mowę bardzo dobrze i wielu Czechów poznałem, była to raczej formalność a nie żadne tam podniecające przeżycie wakacyjne. :wink:
Czesi jak to oni- nigdy nigdzie się nie śpieszyli, wszystko robili na spokojnie i bez werwy. Natomiast ów "zastępca" szefa kampu bywał marudny i nieco pochmurny- tak jakby nieco nerwowy.
No ale nie przypuszczałem, że to akurat jak na złość jemu podpadniemy i to bardzo!
Mianowicie w dzień rejsu ku Kornatom, gdy pośpiesznie się szykowaliśmy do wyjazdu na Zadar, wcześnie rano w niedzielę zaszedłem za zwyczajową potrzebą fizjologiczną do kibelka (na tzw. szybkie posiedzenie). Wziąłem z półki przy wejściu rolkę papieru no i idę zrzucić nadmiar dekagramów po procesie trawiennym.
Jest niedzielny ranek, gdzieś ok. 7:00. Cisza, wszyscy jeszcze śpią, tylko te świerszcze nadają. Wtem słyszę jakieś szuranie u wejścia. Myślałem że to moi po mnie przyszli, żeby mnie pogonić. Nagle i zupełnie niespodziewanie słychać ryk: "Kur..a, do pići!!! Gde je znowu ten papir do zadku?!?!?!" 8O 8O 8O :) :lol: :lol: :lol:

Łoż jasna cholera! Czego się tak drze ten czeski zastępca? Ano darł się, bo wziąłem całą rolkę, a że jemu się też zachciało zrzucić dekagramy, więc po wpadnięciu do holu zobaczył, że ktoś mu rąbnął cały papier- no i stąd ten wrzask...
Mało tego- zdarzyło się to już drugi raz a sprawcami znowu byliśmy my. Po wyjściu zebrałem solidny opiernicz, chociaż stonował nieco jak mnie zobaczył. Przeprosiłem i obiecałem że oddamy mu całą rolkę. Okazało się, że na kampie nie ma "firmowego" papieru toaletowego i każdy ma swój. Oni dali swój na półkę z wygody, no a myśmy uznali, że to wyposażenie kampu. Jednak potem zdarzenie obróciliśmy w żart no i ten jego cytat nam pozostał jako tzw. cytat z wakacji.


A tak było nad brzegiem kampu Kero w stronę wschodnią:

Obrazek

Tutaj zaś mamy dowód, że faceci na budowach wszędzie lubią napić się piwka...
(dwaj fachowcy- Chorwaci).
Obrazek

CDN.
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 03.11.2009 13:55

Przednia historia z papirem do zadku w roli głównej :lol: :lol: :lol:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 03.11.2009 14:44

Tymona napisał(a):Przednia historia z papirem do zadku w roli głównej :lol: :lol: :lol:

Raczej tylna...
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 05.11.2009 00:22

Przednia czy tylnia... dla mnie zabawna i kojarząca się z kampingowymi przygodami. W kazdym razie kontakty z Czechami na Kero pomogły mi w zatarciu złego wrażenia po następnych spotkaniach z nimi na drogach CRO...

A niebawem...
Rejs na Kornati, czyli wszystkie wnioski płynące z tej masówki z uwzględnieniem sporej ilości darmowego wina, kóre pomogło mi wydatnie przeżyć ten turystyczny koszmarek... :lol: :wink:
Po Kornatach zaś będzie pierwsza adrenalina.
Zapraszam. :)
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 05.11.2009 09:40

Fatamorgana napisał(a): a tu jeszcze większy Chyc! .


Tak tylko dbając o czystość języka śląskiego -gorąco -w gwarze jest rodzaju żeńskiego czyli hyca (wymawiaj -hica) :wink:

Z niemieckiego:
gorąco {n} Hitze {f}
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 03.12.2009 23:18

W uzupełnieniu...
Niby nic tam w tym Bibinje nie było specjalnego- ot kawał kamienisto-wybetonowanego brzegu, ale spokój i cisza jakie tam były, oraz widok pływających jachtów, wysp i łodzi sprawiał, ze ruszać nam się stamtąd nie chciało. Ale ile tak nieaktywnie można tkwić w jednym miejscu? Zresztą jeszcze mnie skóra nie przestała szczypać po Paklenicy a tu jeszcze większy upał panował, więc w trosce o ciało zrezygnowałem z plażowania i zająłem się gotowaniem, sprzątaniem wozu i czymś tam jeszcze. Przy okazji obserwowałem poczynania dwóch dziadków- budowlańców, wykańczających obok nową budkę dla właściciela kampu. Dziadki były dobrymi fachowcami, ale mieli te same "skazy", co większość pracowników tej branży, czyli czasami szli na łatwiznę (cięli płyty g-k szlifierką kątową tworząc chmury pyłu !) ale najzabawniejsze było to, że jak już się rozliczyli za kolejny etap prac a szef Kero sobie gdzieś pojechał, to zaraz jeden nich ruszył po "materiał". A ten materiał okazał się browarkiem, który zaraz też ochoczo z rączki do rączki sobie podali (tak żeby nie było widać) i rozpoczęli spożywać, udając, że pracują i chowając się w cieniu wnętrza budki. Samo życie!
Ale goście byli bardzo w porzo. Jak potrzebowałem przyciąć gałęzie, bo mi rysowały dach wozu przy wietrze, to mi bez problemu pożyczyli piłę. Przyjrzałem się co, jak i czym robią i przypomniały mi się zaraz moje działania co wywołało uśmiech na twarzy. Swój swego szybko wyczai, więc wdałem się w krótką pogawędkę, jako że sam prowadzę od dawna małą firmę o profilu budowlano-wykończeniowym.
Goście mieli znakomitą ukośnicę Makity (wartą u nas ponad 2500 zł.), ale przede wszystkim byli z tzw. starej szkoły, czyli fachury, które cenią bardziej precyzję wykonania niż wyścigi na czas. Ponieważ i ja jestem z podobnej szkoły, więc łatwo było o bezpośredni kontakt. Ucieszyli się nawet, że ktoś przyjezdny z branży (podobnie jak i ja robili "niemal wszystko") przyszedł w ten upał i z nimi pogadał. Mieli przez to kolejną okazję do przerwy...
Jednak głównymi moimi rozmówcami byli Czesi. W 2 rodziny zasiedlili najlepsze miejsca pod drzewami i zawiadywali pod nieobecność szefa wszystkim, nawet inkasowaniem opłat od nowoprzyjezdnych. Tyle że tych nowoprzyjezdnych jakoś wybitnie mało było, co tylko na cieszyło, bo był to chyba nasz najspokojniejszy pobyt na kampie na przestrzeni dłuższego czasu. Luftu i luzu było tak dużo, że przemieszczaliśmy się z gratami tak jak przesuwający się cień pod drzewami zachęcał. W ciągu 3 dni pojawili się tylko szwajcarscy studenci busem, oraz para makaroniarzy dziwnie się zachowujących (chyba naturyści) i jeszcze jacyś Czesi.
W pobliżu startowały samoloty z lotniska pod Zadarem, więc była okazja popatrzeć na te stalowe ptaszydła. Ale pod koniec pobytu było najlepsze. Przeleciała bowiem cała eskadra myśliwców i to robiąc taką ładną pętlę na niewielkiej wysokości. Ufff! Jak na pokazach lotniczych, które polubiłem odwiedzać.

Ante z synami podjechał jeszcze w sobotnie popołudnie i bardzo dobrze zrobił, bo właśnie wtedy dowiedziałem się od niego najwięcej. Mianowicie oprócz wieści o samy Zadarze i okolicach, najważniejsza wiadomością było to, że w owym tłocznym i ruchliwym Zadarze, w samym pobliżu centrum, znajduje się duży i gratisowy parking (tuż obok szpitala miejskiego, czyli bolnicy!), na którym można spokojnie zostawić wóz z gratami (co w niejednym miejscu w Europie byłoby ryzykowne). Gdy się kilka razy wybieramy do Zadaru, lub chcemy zostawić wóz na cały dzień (w przypadku rejsów), to oszczędności z tego tytułu dają się już odczuć, bo strefy płatnego parkowania wszędzie wokół wołają często i gęsto o haraczyk, zaś koleś z czytnikiem- skanerem regularnie obchodzi ulice i... nie żałuje mandatów- co sam widziałem.

Wracając do Czechów... Ten który robił za szefa był taki dość surowy i zasadniczy, ale dało się z nim pogadać.
Ani się obejrzałem, jak sobota się zaczęła chylić ku końcowi a tu przecież jeszcze wyspy czekają, no więc na spokojnie pojedziemy sobie teraz na nabrzeże kupić bileciki na stateczek wycieczkowy, mając oczywiście nadzieję, że nas tłum nie zgniecie na tej łupinie w trakcie rejsu, ani nikt nie wypchnie nas do wody.
No to do Zadaru! A w Zadarze...
Na przystani trafiamy na kilka stoisk z "Kornati excursions". Pytanie którą firmę wybrać wydaje się zasadne, bo każda ma nie tylko inną krypę (łajbę), a im która większa, tym bardziej "dziki" tłum się na niej upakuje. Są też różnice w ofertach.
I nie chodzi o to, że ryba na obiad będzie z ościami czy bez, ale o trasę i planowany postój oraz jego długość. Zauważyłem jednak, że ci wszyscy naganiacze nie są zgodni w swoich opisach wycieczki. Jedni gadali, że woda w jeziorze na wyspie Długi Otok jest słona, inni zaś, że słodka. Jedni coś tam pitolili o wioskach indiańskich z filmu o Winnetou, zaś inni nie wiedzieli nic o czymś takim na Kornatach. Nie znoszę takiego bałaganu informacyjnego, ale widać życie i turyści jeszcze nie zmusili tych Chorwatów do precyzyjnego podawania takich informacji. Mnie interesowało tylko jedno- zobaczyć słynne klify i połazić po nich oraz wykąpać się pod nimi.
Tutaj jednak też nie było zgodności w opisie, bo u jednych postój na 3 godz. miał być w jakiejś zatoczce pod klifami, a u innych miał być na przystani, a kąpiel w owym słodko-słonym jeziorze. W końcu zgłupiałem i wybór padł na jedną firmę, bardziej ze względu na zdolności negocjacyjno- personalne pewnej miłej damy, która świetnie mówiła po angielsku jak i po włosku. Najważniejsze było jednak coś całkiem innego. Dzięki niej złapałem kontakt na człowieka, który o dowolnej porze roku mógł mnie zabrac w prywatny- całkiem własny rejs na Kornati, bez tej tłumnej otoczki i psującego nastrój rozgardiaszu. To było to, czego szukałem- wyjścia z tego zaklętego turystycznego koła biznesu i znalezienia możliwości poznania tylko dla siebie, na własny użytek, bez dzielenia czasu i planów na drobne- pomiędzy przymus standardowej trasy dla gromady wycieczkowiczów i masowy ruch turystyczny, oraz bilans finansowy firmy-przewoźnika.
Pani Elza obiecała nazajutrz po rejsie skontaktować mnie z właścicielem łodzi motorowej. Wielka szkoda, że pani Elza była tylko sprzedawcą wycieczek wolałbym żeby była przewodnikiem na statku i lądzie, bo była do tej roli stworzona. Umiała mówić barwnie i ładnie, z polotem- inaczej niż tamten naganiacz z Paklenicy, który ślinił się i dukał ( i jeszcze chciał za to 150 kun więcej) trzy po trzy, "plącząc się w zeznaniach".
Jak dobrze, że postanowiłem tutaj kupić tę wycieczkę. Trafiłem na rzetelną i właściwą osobę, dzięki której dostałem nieoceniony kontakt.
Zobaczymy co rejs przyniesie.
Obiecywali mini- śniadanie, obiad z mięskiem i rybą i... napoje oraz wino bez ograniczeń!
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 04.12.2009 10:20

Fatamorgana, tytuł Twojego "Bardzo intensywny finał długiej drogi wybrzeżem CRO" wątku skusił mnie do poczytania relacji. I fajnie, że piszesz ale po pierwsze daj czasem dodatkowy ENTER bo w teksty nie rozdzielonych enterem albo zdjęciami są jak "ślinotok" i tracą na swojej czytelności.

Po drugie, nie koniec kija.
fatamorgana napisał(a):para makaroniarzy dziwnie się zachowujących (chyba naturyści)


Dziwnie - to znaczy co robili naturyści :?, rozumiem, że po kempingu chodzili bez ubrania to znaczy nago. Dla mnie dziwnie zachowują się narkomani i miałabym zastrzeżenia do zachowania dwóch facetów widząc ich całujących się i obejmujących w miejscach publicznych

fatamorgana napisał(a):Jedni coś tam pitolili o wioskach indiańskich z filmu o Winnetou, zaś inni nie wiedzieli nic o czymś takim na Kornatach.


"pitolili" - znam to słowo bo czasem na Śląsku bywam, ale dla mnie to słowo jest z bardzo soczystego języka. Tobie wolno używać a babie nie? Może więcej równouprawnienia.

fatamorgana napisał(a):Dzięki niej złapałem kontakt na człowieka, który o dowolnej porze roku mógł mnie zabrać w prywatny- całkiem własny rejs na Kornati, bez tej tłumnej otoczki i psującego nastrój rozgardiaszu. To było to, czego szukałem- wyjścia z tego zaklętego turystycznego koła biznesu i znalezienia możliwości poznania tylko dla siebie, na własny użytek, bez dzielenia czasu i planów na drobne- pomiędzy przymus standardowej trasy dla gromady wycieczkowiczów i masowy ruch turystyczny, oraz bilans finansowy firmy-przewoźnika.


Bardzo zainteresowała mnie ta wycieczka. Co widziałeś i za ile?

Kiedy będzie ciąg dalszy i zdjęcia :roll:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 06.12.2009 16:59

Lidia K napisał(a):"pitolili" - znam to słowo bo czasem na Śląsku bywam, ale dla mnie to słowo jest z bardzo soczystego języka.

Lidziu, wprawdzie sam się nie posługuję tym słowem, ale zajrzałem do słownika:

1. potocznie: grać nieumiejętnie na jakimś instrumencie, zwłaszcza strunowym 2. potocznie: gadać głupoty; również: kłamać

O soczystości nie ma wzmianki.

Przypuszczam, że chodzi o takie gadanie głupot, zamiast czegoś konkretnego.

Pozdrawiam,
Wojtek Franz
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 06.12.2009 19:30

Fatamorgana - przypuszczam, że jesteś bardzo zajętym człowiekiem, ale mam wielką nadzieję doczekać ciągu dalszego. :lol:
I zdjęcia, zdjęcia!
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 12.12.2009 19:31

Lidia K...
Wiesz, sądzę że szukasz dziury w całym (załóżmy, że pierwszy raz).
I że robisz to celowo.
Franz Ci tak prosto wyłuszczył.... wystarczyło sobie sprawdzić. :wink: :roll:
Przeczytałem tu wiele relacji i nie przyszło mi nawet do głowy, żeby komuś robić uwagi typu: "A dlaczego napisałeś 'qu..wa' czy coś takiego, a czy nie można było użyć innego słowa itp...
Dla mnie jest logiczne, że każdy przedstawia taką relację jaką uważa za właściwą i na swój sposób a nikomu nic w sumie do tego. Jak kogoś coś razi, to przecież w każdej chwili może zrezygnować z czytania, zamiast się doszukiwać tego, z czym się nie zgadza, czego nie lubi, bo ma inny światopogląd itd. "Czesanie" relacji po to, żeby pisać, ze się nam coś nie podoba moim zdaniem jest bez sensu i zaprzecza logice istnienia tego wątku.

W ostatnim czasie nawet nie miałem czasu odebrać maili, więc rzeczywiście Janie, dobrze podejrzewasz. :wink: jestem cholernie (przepraszam Lidzię! :) :wink: ) i na okrągło zajęty. Takie życie i los. :)

Obiecuję nadrobić wszystko, bo wkrótce nareszcie będzie więcej czasu dla siebie. :)

Pozdrowienia.
Ostatnio edytowano 19.05.2010 00:25 przez Fatamorgana, łącznie edytowano 1 raz
Katarzyna Głydziak Bojić
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5488
Dołączył(a): 11.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Katarzyna Głydziak Bojić » 13.12.2009 13:01

Fajne fotki, ale może warto poprawić błąd w opisie....Oštarijska vrata.
Pozdrawiam serdecznie
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 19.05.2010 00:28

Dzieki p. Kasiu za uwagę i poświęcony czas. :)

Przepraszam, ale odcinek "R jak rejs" muszę niestety pisać juz trzeci raz... szlag by trafił... :evil: :x
Przypomnę, że chodzi oczywiście o Kornaty.
Do czwartku powinno coś być.

Pozdrawiam.
dudek_t
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 159
Dołączył(a): 16.04.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) dudek_t » 19.05.2010 08:01

Nie ma problemu... masz czas do 2015 roku, dłużej czekać nie będziemy :twisted:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Bardzo intensywny finał długiej drogi wybrzeżem CRO. - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone