Środa, 16 września c.d.
Mali Losinj został już za nami. Podczas naszej w nim wizyty niebo nawet lekko się przecierało, liczyliśmy na jakieś promienie słońca, jednak nie doczekaliśmy się
. Znowu nadciągnęły czarne chmury i było dość ponuro. Jedziemy sobie przez Losinj, u podnóży Osorscicy, i tak się zastanawiamy, czy nam się uda jeszcze tę górę zdobyć?
Gdy pierwszego dnia rozmawialiśmy z naszym gospodarzem, wspomniał on o tym, że droga wiodąca na szczyt zaczyna się w Osorze, na kempingu Preko Mosta. Trzeba po prostu przejechać przez kemping. Nie byłem pewien czy dobrze go zrozumiałem, jakoś dość dziwne wydawało się nam że można tak sobie wjechać na teren kempingu i pojechać dalej. Dlatego postanawiam zapytać o to w recepcji. Miła pani potwierdza to, o czym wydawało nam się, że wiemy, trzeba przejechać przez teren kempingu i potem można jeszcze jechać szutrową drogą ok. 6 km. ,daje nam też mapkę okolicy . Te informacje bardzo nas satysfakcjonują
. Oczywiście nie mieliśmy i nie mamy zamiaru wchodzić na górę dziś, a tym bardziej przy takiej pogodzie. Dzisiejszego popołudnia odwiedzimy południowy kraniec wyspy Cres czyli okolice miejscowości
Punta Kriża.
Zatem w Osorze skręcamy w prawo. Nowo wyasfaltowana dróżka jest oczywiście wąska, na jeden samochód, ale żwirowe pobocza są dość szerokie, więc mijanie z kilkoma jadącymi z naprzeciwka autami następuje raczej bezproblemowo. Okolica jest bardzo zielona, zarośnięta krzewami i karłowatymi dębami, cały czas wzdłuż drogi ciągną się kamienne murki. Jedzie się tu podobnie jak na północny kraniec Pagu, do Lun, czyli górka, dołek, górka, dołek, co wrażliwsze żołądki mają szansę źle znieść taką jazdę
. Co jakiś czas przy drodze stoją drogowskazy (z czasami przejścia) do okolicznych zatoczek, odizolowanych kapliczek, czy też praktycznie opuszczonych miejscowości będących niegdyś "katunami" służącymi do wypasu owiec.
Punta Kriża to malutka miejscowość, jest tu sklep, przystanek autobusu, kościół i kilkanaście domów. Skręcamy w lewo i po chwili jesteśmy w zatoce noszącej wdzięczną nazwę
Ul. Stoi tu kilka domów, wybrzeże jest skaliste, płytka zatoka kończy się zarośniętym trawą mokradłem..... nie podoba nam się tu. Przegryzamy parę ciastek i zaraz wyruszamy dalej. Asfaltu już nie ma, szuter jest znośny, toczymy się przed siebie przez gęste lasy przez które praktycznie nic nie widać.
Na naszej mapce otrzymanej od pani recepcjonistki pozaznaczane są różne ścieżki z czasami przejścia, malutkie zatoczki. Jednak z czasem orientujemy się że mapce tej nie do końca należy wierzyć........
. Po przejechaniu szutrem około 5 km droga gwałtownie skręca w lewo, do końca półwyspu Kolorat, my jedziemy kawałek prosto. Droga kończy się, na mapce mamy zaznaczoną kapliczkę Sv. Damjan. Pełni nadziei wchodzimy w las i po chwili pełna konsternacja........ tu nie ma żadnej ścieżki
. Próbujemy w prawo, w lewo..... nie ma i już.
W tym momencie postanowiłem traktować mapkę i jej ścieżki z lekkim przymrużeniem oka
. Ach Chorwacja
.
Do końca półwyspu
Kolorat zostało nam ok 2 km, jedziemy zatem tam. Można dojechać samochodem do samiuteńkiego końca, pytanie tylko, po co
. Okazuje się, że nie ma tam ani plaży, ani w ogóle nic szczególnie ciekawego. Skały, skały, skały, wszędzie potężne, ostre skały.
Zaczyna lekko kropić deszcz, wracamy . Co prawda jest naprawdę ciepło, wilgotno, jednak deszcz jakby dyskwalifikuje dzisiejszy dzień w kwestii plażowania
. Czyli mamy trochę czasu by pozwiedzać okolice Punta Kriży i poszukać jakiejś ładnej zatoczki, może na bliżej nieokreśloną przyszłość
. Zatrzymuję się kawałek dalej, półwysep jest wąski, popatrzymy zatem co słychać po jego obu stronach. Po "zawietrznej" nic ciekawego, w zatoczce jest kawałek ziemistej plaży, podobnej jak te na półwyspie Lopar na Rabie. Za to po przejściu ok 300 m rzadkim lasem, od strony otwartego morza, tam jest już dużo lepiej
.
Zatoczka prawdopodobnie nazywa się
Vlaska.
Teraz zatrzymujemy się w nieco szerszym miejscu przy drodze, na mapce mamy wymalowane kilka malutkich zatoczek po północnej stronie dużej zatoki o nazwie
Meli. To chyba mniej więcej tu jesteśmy. W las prowadzi wyraźna ścieżka, idziemy nią bez zastanowienia. Po ok 5 min szybkiego marszu w dół - jest
, wreszcie jest mniej więcej to czego szukamy
. Malutka piaszczysta zatoczka z łagodnym, piaszczystym dnem...........
Chętnie zostalibyśmy tu dłużej, jednak zupełnie nie ma po co, po niebie wciąż przetaczają się czarne, gnane silnym wiatrem chmury, wzburzone morze łączy swój szum z szumem targanych wiatrem drzew. Przechodzę skałami do następnej malutkiej zatoczki, ta jednak nie jest już taka przyjazna. Wracamy lekko pod górę z powrotem do samochodu.
Znowu kilkaset metrów i znowu miejsce wyglądające jakby dało się dokądś stąd dojść. Nie za bardzo mogę zlokalizować gdzie jesteśmy, jednak w las prowadzi najpierw droga kończąca się po chwili przy ruinach jakichś zabudowań, potem wyraźna ścieżka. Idziemy i idziemy, teraz ciemny i gęsty las jakoś nie chce się szybko skończyć
.
Powoli mam już dość, ścieżka jest jednak nadal wyraźna co napawa nas lekkim optymizmem. Słyszymy coraz wyraźniejszy szum fal, las rzednie a my dochodzimy do....... skalistego wybrzeża, po prostu do brzegu długiej i wąskiej zatoki
. Przyglądam się miejscu gdzie jesteśmy, mapce, i stwierdzam że to musi być zatoka
Baldarin, zwłaszcza, że po drugiej stronie widzimy spacerujących ludzi z psem, pewnie mieszkających na znajdującym się tam kempingu. Do końca zatoki nie mamy daleko, widać nawet tam ruiny jakiegoś domu, jednak nie wygląda ona zbyt ciekawie, poza tym i tak nie ma w tym kierunku żadnej ścieżki. Znowu czeka nas około 20 minut, średnio sensownego tym razem, spaceru z powrotem przez las.
Jesteśmy zmęczeni, jest coraz później, trzeba powoli wracać. W Punta Kriża skręcamy jednak jeszcze w prawo. Zobaczymy jeszcze jak wygląda kemping Baldarin i zaznaczona na mapie
Pogana leżąca nad baaardzo wąską i długą zatoką Jadrscica. Okolica jednak nas nie zachwyca, tzn może i jest tu ładnie, jednak z powodu pogody nie możemy tego docenić, poza tym to chyba teren nie dla nas
. Pogana to położone jeden przy drugim nad zatoką letnie domy w których raczej nie da się wynająć apartamentu, a kemping, cóż, o tej porze roku, późnym, pochmurnym popołudniem też nie sprawia korzystnego wrażenia.......
Zatrzymujemy się przed bramą, siadamy chwilę w spokoju nad brzegiem wzburzonej zatoki. Jemy nasze zapasy i rozmawiamy o tym, co udało się nam na tym południowym końcu Cresu zobaczyć. Z całą pewnością to dość ciekawe tereny, bardzo rozległe i żeby je poznać nie wystarczy z pewnością jedno popołudnie ale raczej trzeba na to tygodnia. Na pewno do wielu miejsc można przy odrobinie samozaparcia dojechać samochodem, na pewno dla osób o dobrej kondycji mogą się tu też przydać rowery, na pewno jest tu masę miejsc na dłuuuugie spacery. Na pewno też można natknąć się na takie "perełki" jak malutka zatoczka w zatoce Meli albo sympatyczne miejsca jak kamyczkowe plaże w zatoczce Vlaska. Jeżeli jeszcze przyjedziemy na Cres, z pewnością spróbujemy czegoś tu jeszcze dla nas poszukać
Wracamy. Mijamy Punta Kriżę, ale cały czas mam ochotę zobaczyć coś jeszcze
. Kiedy mijamy drogowskaz z napisem Uvala
Toverascica, gwałtownie hamuję. Skręcamy w prawo....... Wg mapki mamy do zatoki około 3 km i kawałek pieszo, i tym razem nie zawiedliśmy się na tych informacjach. Droga co prawda pod koniec rozwidla się ale jakoś udało się nam trafić, w tym miejscu bowiem należało się zatrzymać i zostawić samochód. Lokalizujemy nawet ukrytą na wzgórzu w gęstym lesie kapliczkę Sv. Ivan.
Kilka minut ścieżką wśród zarośli i dochodzimy do ostro wciętego w ląd końca zatoki. To co zastajemy baaaardzo nas jednak rozczarowuje, śmieci, zarośnięte trawą mokradło, a że zaczął nagle padać porządny deszcz musieliśmy się ewakuować na tyle szybko, że nie zrobiliśmy nawet zdjęcia
. Teraz to już na pewno koniec wędrówek na dziś........
W strugach deszczu i przy pracujących non stop wycieraczkach wracamy do domu. Ulewa jest porządna, późnym wieczorem zaczyna się potężna burza a za oknem widać już tylko ścianę deszczu. Jeszcze później nawet tego już nie widać
, po potwornie głośnym uderzeniu pioruna w całym Ustrine zgasły uliczne latarnie........... Zapanowała całkowita ciemność przerywana tylko rozbłyskami walących ze wszystkich stron piorunów......
c.d.n.