Poniedziałek, 14 września c.d.
Oprócz Uvali Liski, w okolicy, na wysuniętym na zachód półwyspie Losinja, były jeszcze inne zatoczki jak Studencic, Tizna, Zabodarski i Artatore, jednak ich odwiedzenie zostawiliśmy sobie na ewentualne "kiedy indziej", nie licząc specjalnie, że znajdziemy tam to, na czym najbardziej nam zależy.
Teraz czekał nas główny do pozwiedzania punkt dzisiejszego programu czyli miasteczko
Veli Losinj. Zawsze chciałem tu przyjechać, podobało mi się położenie tej miejscowości oglądane na mapie, nieco na uboczu, skryte za niewysokim górskim pasemkiem. Pora jest jeszcze dość wczesna, w sam raz na poszwędanie się po jego zaułkach i następnie poplażowanie w jakimś miłym miejscu, zwłaszcza, że upał robi się coraz większy.
Zatem jedziemy do Veli Losinj, po drodze mijamy znane nam z rejsu Danusi okolice, zwłaszcza wysepkę Koludarc, do której kiedyś planowałem przedostanie się wpław, czy może raczej w bród, przez płytki przesmyk
. Jednak chłodna ocena szans powodzenia tego wyczynu dokonana przez moją towarzyszkę, skutecznie ostudziła moje niewczesne zapędy
. Po prawej zatoka i wysepki, po lewej ciągnące się kempingi i pierwsze zabudowania stolicy wyspy.
Mijamy Mali Losinj, już na pierwszy rzut oka wcale nie taki Mali
, i piękną nadmorską drogą przez las docieramy do jego mniejszego sąsiada. Parkuję przy szkole i wyruszamy na zwiedzanie.
Veli Losinj leży nad dwiema zatoczkami, nad jedną z nich znajduje się ścisłe centrum, przy drugiej, noszącej nazwę Rovenska są plaże. Nazwa miasteczka wzięła się stąd, iż pod koniec XIV w. był to główny ośrodek na wyspie, potem te funkcje przejął dogodniej położony Mali Losinj. Nad zatoką znajduje się kościół św. Antoniego z XV w. z wysoką dzwonnicą na jego tyłach. Niedaleko nabrzeża stoi XVI wieczna baszta zbudowana przez Wenecjan w celu obrony miasta przez atakami pirackimi. Inne zabytki Velog Losinja to kościół NMP z XVI w. i kościół św. Mikołaja z XIV w.
Już na samym początku zwiedzania okazuje się, że forum cro.pl nie daje nam o sobie zapomnieć
Pozdrowienia dla cromaniackiej rodziny PAPa
Miasteczko faktycznie jest malutkie i mimo, że poza centrum nic specjalnego w nim nie ma, to już pięknie położone nad wąską zatoczką kolorowe kamieniczki wystarczą za wszystko
. Naprawdę bardzo nam się tu podoba. Mimo pięknej pogody wszędzie jest sporo turystów, którzy nie plażują tylko siedzą przy kawiarnianych stolikach, na ławeczkach albo tak jak my zwiedzają. Spędzamy tu jakieś 2 godziny zaglądając w różne zakamarki, próbujemy też kupić dżem od suhe smokve
jednak po raz kolejny okazuje się, że w Chorwacji nie jest o niego tak całkiem łatwo, i tym razem nie udaje się nam.
Czas teraz na znalezienie sobie jakiegoś miłego miejsca do popołudniowego plażowania. Pomysłów było kilka, jak zwykle weryfikuje je życie
bo okazało się, że atrakcyjne wyglądające na mapie zatoczki na samym południowym krańcu wyspy są albo całkowicie niedostępne, albo na tyle trudno dostępne że nie opłacałoby się nam czasowo próbować do nich dotrzeć. Z powodu panującego gorąca zrezygnowaliśmy z wejścia na najwyższy szczycik w okolicy i ewentualne przejście na drugą stronę wyspy, na to trzeba by też mieć więcej czasu. Zatem pozostaje nam rozwiązanie podobne jak w zeszłym roku w hvarskim Starim Gradzie, spróbujemy pojechać do dzielnicy hotelowej Malog Losinja i pójść wzdłuż wybrzeża tak daleko by już nikomu aż tak daleko pójść się nie chciało
. I tak właśnie robimy.
Zostawiamy samochód w lesie za wielkimi i eleganckimi hotelami, bierzemy nasze manatki i wędrujemy. Zaraz na początku dowiadujemy się z wielkiej tablicy, że tu zaczyna się już oficjalna plaża FKK
na którą wstęp kosztuje 10 kn. Chyba w sezonie, bo teraz budka opłat jest zamknięta na głucho. To, że wchodzimy na taki niebezpieczny teren
szczególnie nam nie przeszkadza, wygodną leśną ścieżką idziemy wzdłuż wybrzeża. Tu, podobnie jak i w zeszłym roku w podobnej okołohotelowej okolicy na Hvarze, jest bardzo dużo ludzi, może nawet jeszcze więcej niż wtedy, liczne hotele wyraźnie nie narzekają na brak klientów. Wygodne półki skalne są okupowane przez spragnionych pięknego, wrześniowego słońca ludzi. Idziemy i idziemy, skały są raz łagodniejsze, raz ostre i całkowicie niedostępne, ale w końcu i my znajdujemy sobie odpowiednie miejsce dla siebie i udaje się nam rozłożyć nie mając nikogo w zasięgu wzroku............
.
Na tej skalistej plaży, w pięknej scenerii i przy pięknym słońcu, spędzamy może ze 3 godziny, jedynym minusem był dość silny wiatr od morza wzbudzający spore fale. Ja nie byłem tym zachwycony bo nie pozwalało mi to na swobodną kąpiel taką jak wczoraj w Ustrine, Lidia natomiast cała szczęśliwa usiłowała zrobić zdjęcie każdej chyba fali rozbijającej się o skały
. Jednak po takim upalnym dniu bez kąpieli nie mogło się obejść, znalazłem sobie naturalny skalny basenik w sam raz na to by się w nim wygodnie umieścić
i nawet co jakiś czas polewany byłem co większą fontanną z rozbryzgującej się o brzeg fali.
Ale to nie bylibyśmy my, jakbyśmy nie usiłowali się przekonać co jest dalej, co jest za kolejnym zakrętem, w kolejnej zatoczce........ Nie wytrzymujemy tu do samego wieczora, zbieramy się i idziemy ścieżką jeszcze kawałek dalej. Najpierw docieramy do zatoczki, która jak odczytuję z mapy nosi nazwę Sesula, widać że w sezonie jest dość okupowana o czym świadczy zamknięty bar i resztki leżaków na sporych otoczakach. Są tu też 3 domy. Idziemy dalej i niedługo docieramy do kolejnej malutkiej zatoczki noszącej nazwę Cvanguski. I to był strzał w przysłowiową "10"
ponieważ dno jest tu zupełnie piaszczyste
. W sezonie i to miejsce z pewnością ma wielu swoich zwolenników, jednak dziś jest tu tylko jedna niemiecka para. Natychmiast znajdujemy się w wodzie
. Chyba jeszcze tego nie napisałem, że w przeciwieństwie do lat poprzednich, gdy nie byliśmy specjalnie rozpieszczani przez wrześniową temperaturę wody, w tym roku naprawdę wchodząc do niej można było odczuwać komfort cieplny
. Baaaardzo nam się to podobało
. Nie wożę ze sobą termometru, ale wydaje mi się, że temperatura, tu na Losinju i też na Cresie, musiała wynosić przynajmniej 22-23 stopnie........
Niestety niedługo musimy się zbierać, jest już dość późno, ale też i pogoda zaczyna się gwałtownie pogarszać. Silny wiatr przygonił z południowego zachodu ciemne chmury, które w końcu zakryły wędrujące coraz niżej nad horyzontem słońce
. Około 18 wyruszamy z powrotem do samochodu. Ale ponieważ jest jeszcze jasno, postanawiamy to wykorzystać i zobaczyć coś w drodze do domu.
Najpierw przejeżdżamy przez miejscowość Cunski
Potem, kawałek dalej widząc drogowskaz skręcamy do zatoczki Lucica położonej dla odmiany po wschodniej stronie Losinja. Wąska dróżka prowadzi w dół, po jakimś kilometrze jesteśmy na miejscu. Płytka zatoczka nie powala urodą, jest tu kilka domów, łódki, sielanka.......
Potem przejeżdżamy jeszcze przez Sv. Jakov i Nerezine, ale jest już za późno, za pochmurno a więc i zbyt ciemno by uzyskać jakieś sensowne fotki. Ale nie na tyle ciemno, by poszukać nadal nam nieznanej drogi dojazdowej na Televrinę
. Najpierw skręcamy za drogowskazem "Halmac", jednak po jakichś dwóch kilometrach wąska, szutrowa droga kończy się przy dużym domu w którym można wynająć apartamenty a pracujący jeszcze nieopodal robotnicy wpatrują się w nas z niemałym zdziwieniem
. Nie trafiliśmy, ale nie rezygnujemy, próbujemy znowu, tym razem skręcamy w inną drogę, nie pamiętam drogowskazu
. Ale tym razem jeszcze szybciej przekonujemy się, że to nie o to chodziło bo zaraz trafiamy na odbicie szlaku na szczyt w lewo, w wąską kamienistą ścieżkę. Teraz nie mam już koncepcji skąd mogą prowadzić widoczne zygzaki po zboczu masywu
i chyba będziemy musieli iść właśnie stąd, no chyba że wymyślę coś innego...........
Jest już grubo po 20 gdy wreszcie docieramy do naszego domu, panują prawie całkowite ciemności. 12 godzin poznawania Chorwacji na dziś w zupełności wystarczy
c.d.n.