03.05.2007 C.D.
Cyganie zostają na jakiś czas za nami. Co prawda w drodze do Węgierskiej granicy są całe wsie i miateczka chyba w 100% cygańskie. Do Egeru dojeżdżamy słynną (choć już nie pamiętam z czego ) drogą numer 25.
Udaje się zaparkować prawie w centrum miasteczka, parking płatny ale nie zabardzo wiemy jak obsłużyć parkomat. Najpierw jednak po forinty do bankomatu, potem coś kupić, żeby mieć monety, a potem już jakoś poszło...
Znajomy wspominał o minarecie. patrzymy ponad dachy okolicznych budowli ale minaretu ni widu, ni słychu. Trzeba kupić sobie jakiś plan, inaczej bedziemy się włóczyć bez celu.
Okazuje się, że jesteśmy bardzo blisko tej budowli, gdy wychodzę zza rogu pytam się głośno: " a gdzie jest meczet?"
Nie pamiętam już ceny wejścia, ale na zmianę wdrapujemy się na górę. Trochę duszno i ciemno, światło wpada tylko przez wielkości cegły otwory w ścianie minaretu.
Widok z galerii na miasto i zamek.
Wchodzimy teraz na wypatrzone z minaretu wzgórze zamkowe. Widać stąd ładnie szpic minaretu z krzyżem na szczycie. Oby tylko kiedyś księżyc nie znalazł się nad krzyżem...
Ciekawy dziedziniec, czy może raczej fragment posadzki z jakiejś zburzonej budowli...
Miejscowa Golgota
Tuffowa fontanna.
Widoki z murów obronnych.
Łódź do góry nogami
Wracamy na mały ryneczek w centrum miasta i pstrykam zabytki. Później odwiedzamy fajne "piwniczki" winne i jeszcze mała kawa pod parasolem i szukamy basenów termalnych.
Do basenów dojeżdżamy bez problemu z planem w ręku. Parkingi nie są pełne, więc jest nadzieja na fajne popołudnie.
W kasie Pani albo nic po polsku nie rozumiała, albo nie chciała rozumieć, w każdym razie o tej porze udało nam się już nie płacić pełnej stawki za wstęp.
Natomiast w środku sprzedawcy w punktach gastronomicznych doskonale radzili sobie z polszczyzną i zamówieniem obiadu nie było problemu.
Baseny puste. W dziecięcym praktycznie taplaliśmy się sami z synkiem.
Troszkę ludzi było w zwykłych basenach.
Natomiast zdecydowana większość osób okupowała baseny z ciepłą i lekko zalatującą wodą leczniczą. Było fajnie, tyle że zwrócił mi uwagę jakiś polski pediatra, leżący błogo obok mnie, że dla małych dzieciaków ta woda może być szkodliwa przy dłuższym moczeniu. Nie wiedziałem o tym. Rzeczywiście na skraju basenu była tabliczka z ograniczeniem wiekowym.
Wracamy więc do basenu z normalną wodą. Są tutaj fajne dla dzieciaków zatoczki, sztuczne prądy i fontanny.
Około osiemnastej opuszczamy kąpielisko i jedziemy w kierunku doliny Pięknej Pani. Szybko zacząłem degustację (choć amatorem wina nie jestem - no może poza białym z wodą na chorwackim wybrzeżu) i szybko też skończyłem robić zdjęcia.
Kupiliśmy spory zapas w plastykowych butelkach i czas na nas.
Chcemy jeszcze dziś wrócić do Słowacji i przenocować w Roznavie u podnóża Słowackiego Krasu.
W markecie na wyjeździe z miasta wydajemy resztę niepotrzebnych forintów i szybciutko w kierunku granicy.
Gdy docieramy do Roznavy jest już ciemno. Jeździmy trochę po peryferyjnych uliczkach szukając tabliczek "privat"/"ubytovanie" ale z marnym skutkiem. Wjeżdżamy ciut głębiej i za trzecim razem - jest wolny pokój.
Rozpakowanie, kąpiel malucha i krótka noc. Rano startujemy na Północ.
C.D.N.