3 dni w Wiecznym Mieście
Dzień I
Na pomysł wyjazdu do stolicy Włoch - Rzymu wpadła Wiola i to całkiem dawno temu, bo już w lutym tego roku. Wiola wynalazła na stronie Wizzair ofertę za przelot w dwie strony za ok. 250 zł na osobę. Niewiele namyślając się, zdecydowaliśmy się na zakup biletów
.
herb Rzymu - Senatus Populusque Romanus - Senat i Naród Rzymski
Wilczyca karmiąca Romulusa i Remusa
Czekać nam na wyjazd przyszło ponad pół roku...i gdzieś dopiero na początku października zaczęliśmy działać z załatwianiem kwatery, opracowywaniem planu pobytu. Szukanie kwatery zajęło nam trochę czasu, ale w efekcie trafiliśmy bardzo dobrze. Korzystając ze czeluści internetu, wybraliśmy hostel B&B
King's Square. Cena za nocleg wynosiła po 20E od osoby. Zrobiliśmy rezerwację i w sumie największy problem był już z głowy. Pozostało jedynie ustalenie wstępnego planu na zwiedzanie...wkrótce i to ustaliliśmy
.
Nasz wylot nastąpił 18 października o godz. 6.00 z lotniska Katowice - Pyrzowice. Ze względu na porę wylotu, wstać musieliśmy (w niedzielę!) o 3.00. Pora zabójcza, ale jak mus to mus, wstawać trzeba. Na lotnisko zawiozła nas mama Wioli. Dojechaliśmy na czas, oddaliśmy bagaż i ustawiliśmy się w kolejce do odprawy celnej. Po urzędniczych formalnościach można było wsiąść do samolotu Airbus A320
. Każdy mógł zająć sobie dowolne miejsce. Jak się okazało potem, wolnych miejsc nie było za dużo...a pojemność samolotu wynosi ok. 180 miejsc. Za wygodnie jednak nie jest bo siedzenia są dosyć ciasno upchane. No cóż, taki urok tanich linii
. Podczas lotu podziwiamy uroczy wschód słońca
a także ciekawy widok i tu moim zdaniem było to wybrzeże adriatyckie, choć 100% przekonania nie mam.
Po ok. 1,5 godzinie lotu, wylądowaliśmy na lotnisku Ciampino (tu lądują w większości tani przewoźnicy). Po odzyskaniu bagażu, wyszliśmy na przystanek - Rzym powitał nas chłodem (ok. 11-12 C) i lekkim deszczem. Przed wyjazdem każdego dnia śledziliśmy prognozy pogody i te były niezwykle obiecujące. A przecież w pamięci mieliśmy trąbę powietrzną, która przeszła nad przedmieściami Rzymu nieco na tydzień przed naszą podróżą...na szczęście, deszcz padał tylko pierwszego dnia z rana. Potem była do końca piękna słoneczna pogoda
.
Z lotniska Ciampino do centrum miasta można się dostać na różne sposoby - jest bezpośredni autobus na dworzec kolejowy Termini (bodajże za 6E), lub można tak jak my, podjechać autobusem za 1,20 do stacji metra Anagnina i dalej metrem w każde miejsce w stolicy Italii. W Anagninie zakupiliśmy sobie bilet 3-dniowy na metro (można też korzystać z autobusów) za 11E i podjechaliśmy na stację metra na placu Re di Roma. W pobliżu placu na ulicy Pinerolo miał znajdować się nasz hostel. Odszukanie go zajęło nam chwilkę, bo nie przypuszczaliśmy, że może się on znajdować w ładnej kamienicy z domofonem i z innymi mieszkaniami czy biurami. A wystarczyło wyjść z metra, przejść przez jezdnię i już się jest na miejscu
.
Warunki w hostelu mieliśmy bardzo dobre. Dostaliśmy dużą dwójkę - spokojnie w tym pokoju mogą spać 4 osoby. Jednak ze względu na kamienną posadzkę, obawialiśmy się chłodu i trochę tak w istocie było, choć nie marzliśmy. W hostelu znajduje się również kuchnia do dyspozycji gości (śniadanie w cenie noclegu). Sam hostel jest dosyć kameralny - raptem 5-6 pokoi, ma to swoje plusy, bo nie ma tam tłumów ludzi i jest spokojnie. Ogólnie, okolica hostelu też należy do spokojnych, w pobliżu jest sklep
.
Po rozpakowaniu się, odpoczynku, ruszyliśmy na miasto...a że było przed południem postanowiliśmy podjechać na modlitwę Anioł Pański i zobaczyć Benedykta XVI. Od nas dojazd zajął nam ok. 10 minut - najdogodniej jest wysiąść na przystanku Ottaviano - San Pietro. A potem już można iść za tłumem ludzi
. Gdy dotarliśmy na plac wypogodziło się
. Za chwilkę w oknie pojawił się papież...pozdrowił też tradycyjnie pielgrzymów z Polski. Zdaje mi się, że pozdrawiał też Chorwatów, ci byli widoczni z wielką flagą i w pewnym momencie dość głośno wiwatowali.
Benedykt XVI wita i pozdrawia pielgrzymów
Plac Św. Piotra w czasie modlitwy Anioł Pański
Po modlitwie zdecydowaliśmy się opuścić Watykan - nie chcieliśmy go zwiedzać z tłumem ludzi i postanowiliśmy wrócić tam nieco później. Zdecydowaliśmy się podjechać pod słynne Schody Hiszpańskie (stacja metra Spagna). Tam jednak też tłumy i od ludzi w zasadzie nie da się uciec...
Na szczycie schodów znajduje się XVI-wieczny kościół Trinita dei Monti (kościół św. Trójcy), zbudowany według projektu Carla Maderny. Kościół i schody zostały sfinansowane przez rząd francuski, przyjęta nazwa wiąże się z pobliską lokalizacją ambasady hiszpańskiej. Schody Hiszpańskie należą do najpopularniejszych miejsc w Rzymie. Mają 138 stopni. To jedne z najdłuższych i najszerszych schodów w Europie (ustępują pod tym względem Schodom Potiomkinowskim w Odessie). Często na nich odbywają się pokazy mody, wiosną można trafić na targi kwiatów. Nas ominęło i jedno i drugie... U podnóża stopni znajduje się niewielka fontanna Barcaccia (krypa, łódeczka) wykonana w 1623r.. Fontannę zasilają wody doprowadzone akweduktem (tym samym, który zasila fontannę di Trevi). Fontanna jest pamiątką po powodzi, która miała miejsce na Boże Narodzenie w 1598 r. Wody Tybru wyrzuciły w tym miejscu łódkę.
Po spacerze schodami, zdecydowaliśmy się na powrót do Watykanu. Mieliśmy nadzieję, że dane nam będzie zwiedzanie bez tłumu ludzi. I tak w istocie było. Ten cały tłum po południowej modlitwie gdzieś rozniósł się po Rzymie i w tej części miasta pozostało niewielu turystów - oczywiście przyjmując rzymskie kryteria
. Choć swoje w kolejce do Bazyliki Św. Piotra musieliśmy odstać - przy wejściu przechodzi się kontrolę bagażu. Na szczęście, jest kilka bramek i ruch odbywa się płynnie. Sama Bazylika to ogromny budynek - drugi pod względem wielkości budynek sakralny na świecie - większa jest jedynie bazylika Notre Dame de la Paix (Madonny Pokoju) w Yamoussoukro (Wybrzeże Kości Słoniowej). Jej powierzchnia to 23 000 m. kw., długość nawy głównej to 211 m i szerokość to 27 m, długość nawy bocznej to 137,5 m, wysokość nawy to 46 m. Kopuła wznosi się na wysokości 132,5 m i ma średnicę 42 m.
Wedle tradycji Bazylika stoi na miejscu ukrzyżowania i pochówku św. Piotra. Pierwsza bazylika na tym miejscu została wybudowana w 324 za Konstantyna Wielkiego. W początkach XVI wieku papież Juliusz II postanowił zburzyć starą bazylikę a na jej miejscu wybudować nową znacznie okazalszą. Budowę zaczęto w 1506 roku według projektu Donato Bramantego, ukończono dopiero ponad sto lat później w 1626 roku. Pierwotnie bazylikę budowano na planie centralnym, krzyża greckiego z kopułą na przecięciu naw. Po śmierci architekta budowę kontynuował Rafael wraz z Gulio da Sangallo. W 1516r. Rafael zaproponował zmianę planu, nawa główna miała być dłuższa od nawy transeptu, czyli powstał klasyczny układ na planie krzyża łacińskiego. Następnym architektem, który kontynuował prace nad bazyliką był Michał Anioł. Objął on stanowisko głównego architekta w 1546 roku. To on właściwie nadał bryle kościoła ostateczny późnorenesansowy charakter. Plan nowego architekta był bardziej zwarty i monumentalny niż początkowa budowla. Zaprojektował on również i zmonumentalizował kopułę wieńczącą przecięcie transeptu i nawy głównej. Bęben kopuły ukończono w 1564 roku, tuż przed śmiercią artysty. Bazylika została konsekrowana 18 listopada 1626 roku. Od tego czasu jest najważniejszym miejscem pielgrzymek wiernych z całego świata.
Oprócz podziwiana wnętrz Bazyliki zeszliśmy również do podziemi. Tam znajdują się grobowce papieży - wśród nich naszego Jana Pawła II. Przy Jego grobie postaliśmy przez chwilę w głębszej zadumie...
Bazylika:
i jej wnętrze:
Bazylikę otacza słynny Plac Św. Piotra zbudowany w latach 1656-67 i ma 240 m. szerokości i 196 długości. Wokół niego znajduje się portyk z czterech rzędów kolumn (łącznie 284), zwieńczony 140 kamiennymi figurami świętych.
Plac:
Po opuszczeniu Placu zrobiliśmy sobie spacerek do Zamku Św. Anioła (Castel Sant' Angelo). Zamek został wzniesiony w 139r. jako mauzoleum cesarza Hadriana. Później budynek był np. fragmentem fortyfikacji Maurów, Aureliana, cytadelą, więzieniem a i nawet siedzibą papieży (dzięki tajemnym przejściom łączącym go z Watykanem). Obecnie mieści się w nim muzeum, którego nie zwiedzaliśmy...ciekawy jest też znajdujący się obok most (Ponte) Sant' Angelo, który należy do najpiękniejszych w mieście. Zdobi go dziesięć aniołów trzymających w dłoniach jedno z narzędzi męczeństwa Chrystusa.
Zamek Św. Anioła
Zamek i most Sant' Angelo
A gdy już zaczęło nam grać w brzuchu, poszliśmy na włoskie jedzenie. Oczywiście padło najpierw na nieśmiertelną pizzę
.
Trafiliśmy jednak średnio, bo to co dostaliśmy smakowało nam przeciętnie - słyszałem kiedyś opinię, że najlepszą pizzę robi się w Polsce. Ile w tym prawdy, nie wiem, ale pewnie miliony Włochów zwłaszcza tych z południa, ukatrupiłoby mnie za to
. Zamówiliśmy sobie zestaw dnia za 10E składający się z napoju (wybraliśmy piwo - dostaliśmy malutkie piwko 0,2l), pizzy (do wyboru, choć nie wszystkie można było wybrać) i deseru/ tiramisu/ owoców/ lodów. Wybraliśmy owoce i lody...i to chyba smakowało nam najbardziej
.
Żołądki zostały napełnione i można było zwiedzać dalej...obeszliśmy jeszcze raz Plac Św. Piotra w celu uwiecznienia nocnej scenerii Watykanu.
Watykan nocą:
Na koniec dnia podjechaliśmy pod Koloseum. Większość turystów zaczyna zwiedzanie od Koloseum, my zostaliśmy je na kolejny dzień. Teraz jedynie zrobiliśmy obchód i porobiliśmy trochę nocnych fotek...
Zmęczeni ok. 22 wróciliśmy na kwaterę. Przy piwku omówiliśmy plan na następny dzień.
Po wskoczeniu do wyrka szybko oddaliśmy się objęciom Morfeusza
.