Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Dla odmiany - Istanbul i Izmir 1985

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007
Dla odmiany - Istanbul i Izmir 1985

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 16.06.2009 22:48

Lato 1985. Lipiec czy sierpień, naprawdę dziś nie pamiętam. Jestem w Greifswald, NRD. Pierwszy raz w Niemczech, nie widziałem do tej pory świata zachodniego, więc nic dziwnego że nawet to miasto mi się podoba.

Obrazek

Starosłowiańska Gryfia, sympatyczne hanzeatyckie miasteczko, siedziba jednego z najstarszych uniwersytetów w Szwecji ( tak pisze na stronie miasta, ha ha 8O ), parę lat temu wyczytałem, że córka albo wnuczka nosząca nazwisko Gierek tak bardzo nie znosiła studiowania w Polsce lat 80tych, że właśnie tam zdobywała wiedzę medyczną.

Obrazek

Skąd się tam wziąłem?
W czerwcu obroniłem magisterkę i skończyłem studia we Wrocławiu. Ostatnie wakacje przed wsiąknięciem w szarą beznadzieję pracy zawodowej w PRL, postarałem się tak zaplanować, aby długo o nich pamiętać. Najpierw podłączyłem się do kolegów, którzy jakoś zorganizowali wyjazd do pracy w NRD. A we wrześniu przygoda dotychczasowego życia, Istanbul i Izmir.
W Greifswald pracujemy 3 tygodnie w państwowym przedsiębiorstwie obrotu zbożem.

Obrazek

W tych starych budynkach maszyny z czasów III Rzeszy sypią zboże do worków. Po drugiej stronie ulicy znajdują się silosy i wielki plac, na który dziesiątki ciężarówek wywrotek przywożą, zrzucają i wywożą wszystkie gatunki zboża.
Zasuwam 12 godzinne zmiany z takąż przerwą na odpoczynek, łażę w wolnym czasie po miasteczku, wybieramy się parę kilometrów dalej nad Bałtyk do Wieck. Fascynuje mnie tam prześliczny stary most zwodzony,

Obrazek

Obserwujemy manewry załóg Yacht Club Stasi Greifswald ( kto inny mógłby w tym kraju tak swobodnie posługiwać się narzędziem do ucieczki na Bornholm czy Lubeki? ) :twisted:

Obrazek

Obrazek

Pierwsze zarobione pieniądze wydaję w sklepie fotograficznym, kupując lustrzankę Practica, pierwszy poważny aparat w moim życiu, musicie więc wybaczyć mi jakość moich pierwszych zdjęć. Z myślą o wrześniu nabywam także błony ORWO, przeźrocza. Poważny błąd : nie kupiłem lampy błyskowej, zauważalnie wpłynie na jakość niektórych fotek. Wszystkie zdjęcia z tej relacji zostały wykonane w 1985 roku.
Ciekawą atrakcją staje się koncert Die Puhdys na rynku. Sprzed 10 lat pamiętam, że można być fanem grupy i nie znać żadnej ich piosenki :oops: . W latach siedemdziesiątych byłem wczesnym nastolatkiem, mieszkałem w małym miasteczku, nie słuchałem Trójki, nie miałem dojść do zachodnich płyt. Moimi idolami obok Gary Glittera, Susie Quatro i Slade byli Lokomotiv GT, Omega, Klari Katona, Bijelo Dugme, Die Puhdys, z zastrzeżeniem, że idole byli platoniczni, żadnych ich piosenek nie słyszałem, natomiast z nabożnością słuchałem zdania kolegów lepiej usytuowanych w dostępie do drugorzędnych płyt. Dziwne, nie?

Obrazek

Na rynku w Greifswald z zażenowaniem słucham antyamerykańskiej Hiroschima, innych DDRowskich protest songów, i nikomu się nie przyznaję do moich dawnych fascynacji.
Obecności Stasi nie zauważam, niemieckiego nie znam, więc z lokalnymi niewiele rozmawiam. Większą atrakcją jest nasz kierownik grupy i opiekun ze strony uczelni, kapitan Korzeniowski ( chyba ? ) ze Studium Wojskowego. Genialnie potrafił skłócić nas ze sobą i dla własnej przyjemności mocno skonfliktować kolegów z jednego małego wydziału.

Na wyjazd do Turcji załapałem się dzięki międzynarodowej organizacji studenckiej AIESEC. Przedmiotem jej działalności jest organizowanie międzynarodowej wymiany studenckich praktyk zawodowych w firmach. Spośród krajów demokracji ludowej do AIESEC wtedy należała chyba tylko Polska, Węgry i Czechosłowacja, wprawdzie musieliśmy być pod patronatem SZSP, ale trochę autonomii było. Z liceum wyniosłem dobrą znajomość języka angielskiego, na tyle, że na uczelni jestem gwiazdą, bo niewielu w latach 80tych potrzebowało do życia znajomości angielskiego. Działam w AIESEC, jestem opiekunem i organizatorem wolnego czasu dla studentów z Ameryki, Europy Zachodniej i Jugosławii, dla których pobyt w Polsce czasu stanu wojennego jest chyba sporą atrakcją. Tak jestem zapracowany, że sam na praktykę załapuję się już po zakończeniu studiów, i to nie do wymarzonego UK czy RFN, ale do Izmiru.
Osoby w moim wieku pewnie to pamiętają, ale młodzieży należy wyjaśnić parę abstrakcyjnie absurdalnych faktów z tych czasów. A więc : zaglądam do szuflady, i nie znajduję w niej paszportu. Muszę więc stawić się w komendzie MO z wnioskiem odpowiednio opatrzonym stemplami właściwych organizacji, i dostaję wymarzony dokument po oddaniu w depozyt milicyjny mojego dowodu osobistego. W zamian na pewno moje dane osobowe trafiają do IPN. Otrzymanie wizy tureckiej i pozwolenia na pracę wymaga ze dwu osobistych stawień w ambasadzie na Malczewskiego. W PeKaO otrzymuję książeczkę walutową, który to fakt skrupulatnie odnotowano w moim dowodzie osobistym, żebym czasem nie wyłudził drugiej :twisted:. Jako osobie wyjeżdżającej poza strefę rubla transferowego, należy mi się kwota na utrzymanie. Idę więc do NBP na placu Powstańców Warszawy i po okazaniu bezcennego papierka z SZSP wypłacają mi 15 US$, właściwy zapis w książeczce walutowej blokuje mi możliwość ponownego otrzymania tej kwoty gdyby przyśniło mi się ponownie kiedyś wyjechać na zachód. Z 15 dolarami w portfelu tak bogaty byłem ostatni raz parę lat wcześniej, gdy w wakacje pracowałem jako listonosz i niosłem torbę pełną cudzych emerytur :sm: ( przeciętny człowiek zarabiał wtedy miesięcznie 20 $ ). Mam także prawo do pieniędzy krajów tranzytowych. W książeczce walutowej bank skrupulatnie odnotowuje fakt wydania mi voucherów, za które w Bułgarii i Rumunii mogę wypłacić lokalną walutę. Kwestia transportu. Kupić bilet międzynarodowy do kraju zachodniego nie ma problemu. Tylko musisz mieć twardą walutę. Ale odbywający podróże służbowe mogli dostać bilety po państwowym kursie USD. Z tym samym bezcennym papierkiem idę na Dworzec Centralny do Polres, gdzie za grosze wykupuję bilety kolejowe. Jeden z Medyki do ostatniej stacji w Bułgarii, kolejami bratnich państw, drugi z granicy bułgarskiej do Izmiru. Bez zaświadczenia, taki bilet kosztowałby roczną pensję mego ojca.
Pozostaje mi jeszcze :
:arrow: Wykosztować się na kilka ślicznych kryształów,
:arrow: Wystać w kolejkach paprykarz szczeciński, pasztet mazowiecki i konserwę turystyczną,
:arrow: Poupychać to wszystko w plecaku
I czekać .......... To było najcięższe.
Wy też poczekajcie na dalszy ciąg. 8)
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 16.06.2009 22:55

felder*eagles napisał(a):...Wy też poczekajcie na dalszy ciąg. 8)

Poczekamy 8)
Fajny powrót do przeszłości. Ja pierwszy raz Istanbul zaliczyłem 3 lata po Tobie :wink: I właśnie mi przypomniałeś o tej całej bieganinie za biletem, książeczkach walutowych, wizach itp.
Pozdrav
Aneta.K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2420
Dołączył(a): 11.05.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aneta.K » 16.06.2009 23:10

Zdjęcia super ..... :D :D fajnie tak przenieść się do tamtych lat.... :lol: :lol:
Aldonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4237
Dołączył(a): 07.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aldonka » 16.06.2009 23:17

Wow, ale powrót do przeszłości, super.
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 17.06.2009 09:45

W starym kinie... 8)
bukmacher3
Croentuzjasta
Posty: 316
Dołączył(a): 28.05.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) bukmacher3 » 17.06.2009 10:54

Od razu przypomniałem sobie tamte czasy. Czekam na dalszy ciąg.
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 17.06.2009 21:04

Dzięki Wam wielkie za docenienie tych zdjęć, chociaż to są skany ze starych slajdów, i mają prawo być lekko spatynowane :?
Niestety, skaner chyba przytłumił kolory, wydaje mi się że w oryginale nasycenie barw jest lepsze. Ale nic to, w następnych odcinkach intensywność oświetlenia słonecznego znacznie się zwiększy 8)
Trochę dziś późno wróciłem, ale zaraz zabieram się za następny odcinek. Będzie z niewieloma zdjęciami, bo aparat jechał schowany głęboko w plecaku.
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 17.06.2009 21:18

Wreszcie nadchodzi wyczekiwany dzień. Jest około 20 września. W Medyce wieczorem wsiadam do pociągu Warszawa Bukareszt. Niezapomniany moment przekraczania granicy ZSRR : patrole z psami, oślepiające reflektory, wybebeszone wagony, jakoś nie widać tej internacjonalistycznej przyjaźni. Przez ZSRR pociąg przejeżdża bez zatrzymywania, dalej Rumunia. Całą podróż przebywam na stojąco na korytarzu, z nosem przyklejonym do szyby. Krajobraz interesujący, chociaż 6 lat wcześniej, gdy jechałem tą samą trasą do Bułgarii, wrażenia były o wiele mocniejsze. Przesiadki do Sofii w ogóle nie pamiętam, w stolicy Bułgarii mam trochę czasu do następnego pociągu, krążę więc po okolicy, zapamiętuję cerkiew Aleksandra Newskiego.
Wsiadam do pociągu Belgrad Istanbul. Przedział zupełnie pusty, można się spokojnie rozłożyć i zdrzemnąć, chociaż mam niejakie obawy czy z powodu braku miejscówki nie zostanę wyrzucony. Konduktor, nawet gdy się zjawia, ignoruje mnie, natomiast trafia mi się współtowarzysz podróży. Z Polski. Student. Jadący na praktykę. Do Istanbulu. Szczyt szczęścia. Chyba miał na imię Maciek, z Poznania, przyszły lekarz, praktykę uzyskał za pośrednictwem ichniego lekarskiego AIESEC. Pomimo że jestem raczej samotnikiem i indywidualistą, jego towarzystwo spada mi z nieba, ponieważ we dwójkę możemy łatwiej rozwiązać pewien nurtujący mnie problem.
Mianowicie jadąc do Izmiru na praktykę, zaplanowałem sobie parę dni na zwiedzanie Istanbulu, czego nie uzgodniłem z miejscowym AIESEC, oni się mnie w ogóle nie spodziewali, jechałem w ciemno, posiadając jedynie adres i numer telefonu do ich Local Committee. O dziwo, Maciek pomimo zaklepanej praktyki w Istanbule, także nie miał żadnego namiaru na nocleg, a Istanbul i wieczór się zbliżały....
Ostatnie kilometry pociąg jedzie wybrzeżem Morza Marmara, zakręca poniżej pałacu sułtańskiego, w końcu europejskie tory się kończą. Wysiadamy na dworcu Sirkeci. I od razu powiew wielkiego świata : na sąsiednim peronie stoi Orient Express. Piękne, stare wagony, w środku mocno snobistyczne towarzystwo. Wychodzimy z dworca i idziemy szukać noclegu. Maciek dzwoni do swoich, ale nikt nie odbiera telefonu. Więc ja kręcę do AIESEC. Hura, ktoś jest w biurze i zaprasza. Docieramy na Istiklal Cad., reprezentacyjną aleję europejskiego Istanbulu. Tureckie studenciaki przyjmują nas gościnnie. Po całodziennej jeździe skończyło nam się picie, więc prosimy o wodę. Panienka przynosi piękny stalowy oszroniony dzban z lodowatą wodą, do której nalewa .... wody kolońskiej. Nie wiem, czy nas źle zrozumiała myśląc że chcemy omyć ręce, albo w ten sposób zdezynfekowała napój, w efekcie woda się do picia nie nadawała a nas dalej suszyło.
Przedstawiłem nasz problem : kolega nie ma gdzie przenocować. Turcy zaczęli szwargotać między sobą ( zauważcie że w ich alfabecie litery są niemieckie : ä ü ÿ itd. ), gdzieś podzwonili, wydelegowali jednego chłopaka i kazali iść z nim. Na dole zauważyłem sklep, w którym kupiliśmy dużą butelkę wody, której zawartość znikła w 3 sekundy. Turek gwizdnął na taksówkę, pojechaliśmy gdzieś w miasto i wysiedliśmy przed jakimś budynkiem. Nie dowiedziałem się czy to był hotel, akademik, czy co? Zaprowadził nas do pokoju i pożegnał się. Był późny wieczór, na zewnątrz gorąco, schodami wyszliśmy na dach, skąd rozpościerała się rozświetlona nocna panorama miasta. Piękny początek pobytu. Zmęczenie 5 dniową podróżą pociągiem dało znać o sobie i już wkrótce głęboko spaliśmy.
Budzimy się rano. Zgodnie z umową z wczoraj wychodzimy z lokalu, nikt nie chce od nas pieniędzy za nocleg. Maciek wreszcie nawiązuje kontakt ze swoją organizacją, i dostaje adres miejsca swego noclegu. Nie pomnę z jakich powodów, postanawiam nie kontaktować się z AIESEC odnośnie moich dalszych noclegów, lecz udać się z Maćkiem i te parę dni powaletować w jego akademiku. Jedziemy razem w jakieś miejsce. Niestety, nie przewidziałem skutków radykalizmu studentów tureckich i ich sprzeciwu wobec dyktatury.....
Parę miesięcy przed moim wyjazdem w Turcji wojsko zrobiło zamach stanu, który trwał w momencie mojego pobytu. Podchodzimy do campusa uczelni medycznej, i co widzę? Wysoki mur, brama a przy niej warta żołnierzy, którzy legitymują każdego wchodzącego. W białych hełmach i pasach, brązowe mundury, szmajsery na piersiach, palce na cynglach, wzrok taki, że odrzuca na 20 metrów. Najmniejszych szans na prześlizgnięcie się bez pozwolenia. Na Maćka ktoś czeka i przeprowadza go przez bramę, mnie na liście nie ma, więc Turek student nie chce w ogóle rozmawiać. Wobec widocznego braku możliwości nielegalnego przedostania się, muszę wrócić do planu B.
Na Istiklal znowu dołączają mnie do jakiegoś chłopaka, i wyruszamy. Tym razem podchodzimy do placu Taksim, skąd startują autobusy transportu miejskiego. Jedziemy dobre 15 kilometrów, i wysiadamy gdzieś na północ od centrum, w wybitnie podmiejskim otoczeniu. I tak trafiam do miejsca w którym spędzę te kilka dni w Istanbule, campusu Uniwersytetu Bosforskiego ( http://www.boun.edu.tr/index_eng.html ). Tu nie ma żadnego żołnierza, nikt nie pilnuje wejścia, dziwne. Dopiero w erze Internetu dowiaduję się, że to prywatny amerykański uniwersytet dla bardzo bogatych, ludzi którzy siłą rzeczy lubią dobrze żyć z każdą władzą, nawet umundurowaną, i nie mają zamiaru narażać swoich tatusiów na utratę lukratywnych kontraktów. Przechodzimy przez piękne zielone tereny, przypominające amerykańskie colleges Ivy League z filmów.

Obrazek

Budynek jest pięknie zarośnięty bluszczem, przed nim duży plac treningowy. Cisza, spokój, pusto, nikogo nie widać. Później odnoszę wrażenie, że w tym pokoju waletowałem, nikt z odpowiednich władz chyba nie został poinformowany o mnie, do tego stopnia, że kiedy któregoś wieczoru wracam, pokój jest zamknięty!!!!!!! Nie widząc nikogo, kto dałby mi klucz, obchodzę budynek od tyłu, znajduję typowo amerykańskie schody pożarowe, nimi dostaję się na gzyms na pierwszym piętrze i przez uchylone okno włamuję się do mojego pokoju.
Z okna mam widok na zbocze zarośniętego drzewami wzgórza, pas willi nadbrzeżnych, a za nimi rozciąga się dość wąski w tym miejscu Bosfor oraz Azja. Po cieśninie co chwilę sunie jakiś potężny statek. Rano jeszcze o ciemku budzi mnie muezzin nawołujący do pierwszej modlitwy.

Obrazek
Cdn ....
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 18.06.2009 21:33

Od rana następnego dnia wyruszam do miasta. Zwiedzanie rozpoczynam od znalezienia sklepu, gdzie spieniężyłbym przywiezione kryształy. Trafiam na uliczkę w dzielnicy Aksaray, na której podobno mieszczą się sklepy specjalizujące się w obsłudze polskich handlarzy. I rzeczywiście, właściciel pierwszego z brzegu lokalu łamaną polszczyzną nawiązuje rozmowę. Jest kłopot, bo on chce sprzedać, i ja chcę sprzedać :oops: . Przekonanie go, że nie chcę kupić hurtowo kożuchów ani dżinsu, a tylko sprzedać mu przemycone precjoza, zajmuje mi trochę czasu. Wreszcie, z politowaniem, wyciąga z szuflady jakąś sumę lirów i dobijamy transakcji. Częstuje mnie w międzyczasie herbatą, w ten sposób po raz pierwszy próbuję tego wspaniałego tureckiego specjału. Podawana w malutkich szklaneczkach kształtu kwiatu tulipana, mocna i wściekle słodka, od tej pory będzie mi towarzyszyć i zaspokajać pragnienie. Zarobiona ze sprzedaży kasa wystarcza mi na prawie cały pobyt w Turcji. Jadam przywiezione konserwy i pyszny miejscowy chleb, piję wodę albo z kranu albo z ulicznych punktów tankowania, nie łapię żadnych ameb, pieniądze wydaję na wstępy w różne miejsca i na autobusy. Chłonę wszystkie miejscowe widoki.
Co zwiedzam :
:arrow: Aja Sofia. Wspaniała bizantyjska katedra, po 1453 roku zamieniona w meczet, dobudowano 4 minarety, od 1934 roku przekształcona w muzeum. Spaceruję po potężnym wnętrzu, gdzie dominują pozostałości wyposażenia meczetowego, natomiast po wejściu na galerie oraz w różnych ubocznych zakątkach można natrafić na fragmenty imponujących bizantyjskich mozaik. Jako że jest to miejsce świeckie, nie ma przeszkód do zaglądanie we wszystkie zakątki.

Obrazek

:arrow: Meczet Sultanahmet, inaczej błękitny meczet. Stoi naprzeciwko Aja Sofii, wybudowany aby przyćmić ją swoim rozmachem i bogactwem. Z racji położenia obok pałacu sułtańskiego, najważniejsza świątynia Imperium Ottomańskiego. Jako jedyny obiekt w świecie islamu, ma aż 6 minaretów. Obok pełnienia funkcji sakralnych, może być zwiedzana przez innowierców, z czego skwapliwie korzystam, oczywiście zdejmując trampki i zostawiając je w gigantycznej szafce przed wejściem. Wrażenie robi olbrzymia kopuła podziurawiona oknami wyposażonymi w oszałamiające witraże, nadające światłu wewnątrz nieopisane wrażenie. Hektar posadzki pokryty od ściany do ściany dywanami.

Obrazek

:arrow: Yerebatan Sarayi ( zatopiony pałac ). Schodzę pod ziemię niepozornymi drzwiami, i otwiera się przede mną potężna piwnica z lasem kolumn. Jest to podziemna bizantyjska cysterna z VI wieku, służąca do gromadzenia wody płynącej akweduktem. Wymiary 70 na 140 metrów:!:, kolumn 336 sztuk :!:. Ze względu na brak lampy błyskowej nie zrobiłem tam zdjęć, ale kto oglądał Bonda From Russia with Love, zobaczy jak Connery pływa tam łódką, naciska ukryty przycisk, i po otwarciu tajemnego przejścia wchodzi do sali operacyjnej MI6. 8)
:arrow: Pomiędzy Aja Sofią i Sultanahmet rozciąga się park na miejscu greckiego hipodromu, z imponującą iglicą, przywiezioną z Egiptu faraonów.

Obrazek

:arrow: Pałac Topkapi, rezydencja sułtanów. Bilet do tego miejsca mocno uderzył mnie po kieszeni, ale było warto każdej liry. Wejście stanowi potężna brama, chroniona przez parę współczesnych żołnierzy.

Obrazek

Przy kolejnej bramie, straż pełni yenicehir ( po polsku : janczar).

Obrazek

Zwiedzam sułtańską kuchnię z wspaniałą kolekcją chińskiej porcelany, kolekcję strojów sułtańskich, skarbiec ( jakoś wcześniej zwiedzałem skarbiec na Wawelu, który w porównaniu z skarbcem Topkapi ma się jak drewniana szopa wobec pałacu milionera ), oraz komnatę z najświętszymi relikwiami islamu ( o ile pamiętam, włos Mahometa, płaszcz Proroka, sandały ).
Z pałacu wychodzę na taras, skąd roztacza się widok na Morze Marmara i po prawej malutką wysepkę Kuz Kulesi, która w Bondzie The World Is Not Enough jest miejscem zrobienia przez Brosnana sieczki z Sophie Marceau i Roberta Carlyle.

Obrazek

Skąpię dodatkowego biletu na wejście do haremu, profesjonalnej obsługi już tam dawno nie ma. :twisted:

Obrazek

Kierując się na zachód od kompleksu meczetów i pałaców, wchodzę do Bazaru Krytego, Kapali Carsi.

Obrazek

Atrakcja raczej dla mieszkańca Polski komunistycznej, gdzie w tym roku na półkach sklepów królował ocet i ogórki konserwowe. Potężna budowla poprzecinana uliczkami, na których rozłożyły się sklepy i stoiska z wszystkim.

Obrazek

Od złota poprzez ciuchy do owoców i przypraw. Trzeba się opędzać od aktywnych sprzedawców, od bogactwa towarów głowa boli a portfel chce wyskoczyć z kieszeni i się wypróżnić.

:arrow: Idę dalej, trafiam do meczetu Sehzade Camii. Ta relacja jest pisana niezgodnie z czasem rzeczywistym, faktycznie był to pierwszy meczet, do którego zamierzałem wejść. Na zamiarach się kończy bo przed wejściem do świątyni dopada mnie Turek, i stanowczo, burcząc coś i machając rękami, wypycha mnie od wejścia. Na pytanie: but Leo, why????? pokazuje na mój ubiór. Była połowa września, więc po mieście poruszałem się w szortach i T-shircie, i ten pierwszy element stroju zdyskwalifikował mnie.

Obrazek

:arrow: Parę kroków dalej, fragmenty akweduktu doprowadzającego wodę z gór bałkańskich, pięknie wkomponowane w szeroką ulicę prowadzącą przez Zatokę Złotego Rogu do kosmopolitycznej dzielnicy Beyoglu.

Obrazek

Zaliczam jeszcze meczet Fatih, potężną budowlę zbudowaną przez sułtana Mehmeta Fatih ( Zdobywcę ), pogromcę Konstantynopola.

Obrazek

Może ktoś obeznany z islamem objaśni, jaka to ceremonia religijna czeka tego młodzieńca?

Kończę zwiedzanie tej zabytkowej dzielnicy Istanbulu, i przekraczając wąski fiord Haliç ( Złoty Róg ) przenoszę się do Beyoglu.

Obrazek

Cdn ...........
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 18.06.2009 21:52

felder*eagles napisał(a):....Może ktoś obeznany z islamem objaśni, jaka to ceremonia religijna czeka tego młodzieńca?...

Taki obeznany w Islamie to może nie jestem ale..... :wink:
Będąc w ub. roku w Istanbule zwróciłem uwage na to, że po ulicach chodzi cała masa młodych chłopców (tak na oko 8-10 lat) w takich strojach jak na Twoim zdjęciu.
Zasięgnąłem języka - to ceremonia obrzezania
osito1963
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 143
Dołączył(a): 12.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) osito1963 » 19.06.2009 06:57

Ale bomba relacja!! Czytając ją czuję się, jakbym tam był. I już wiem, gdzie na pewno się wybiorę!!
Wielkie dzięki i proszę o więcej!! 8)
ufokking
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 561
Dołączył(a): 21.07.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) ufokking » 19.06.2009 09:52

niesamowita sprawa taka relacja :P jak bym w czasie sie cofną teraz wsiada sie w samolot samochód i sie śmiga gdzie sie chce jak dobrze ze sie to pozmieniało :wink: czekam na ciąg dalszy :)
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 19.06.2009 17:43

Piotrek_B napisał(a):
felder*eagles napisał(a):....Może ktoś obeznany z islamem objaśni, jaka to ceremonia religijna czeka tego młodzieńca?...

Taki obeznany w Islamie to może nie jestem ale..... :wink:
Będąc w ub. roku w Istanbule zwróciłem uwage na to, że po ulicach chodzi cała masa młodych chłopców (tak na oko 8-10 lat) w takich strojach jak na Twoim zdjęciu.
Zasięgnąłem języka - to ceremonia obrzezania


A fuj :cry:
To ja im się nie dziwię, że podrzynają gardła i wlatują w WTC. Jak się ma takie wspomnienia z dzieciństwa .....
Żydzi przynajmniej obrzezują w wieku kilku dni a nie 10 lat.
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 19.06.2009 17:44

osito1963 napisał(a):Ale bomba relacja!! Czytając ją czuję się, jakbym tam był. I już wiem, gdzie na pewno się wybiorę!!
Wielkie dzięki i proszę o więcej!! 8)


Jeszcze dzisiaj coś będzie. :papa:
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 19.06.2009 17:46

ufokking napisał(a):niesamowita sprawa taka relacja :P jak bym w czasie sie cofną teraz wsiada sie w samolot samochód i sie śmiga gdzie sie chce jak dobrze ze sie to pozmieniało :wink: czekam na ciąg dalszy :)


I dla Ciebie też się znajdzie :D
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Dla odmiany - Istanbul i Izmir 1985
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone