Szlakiem orlich gniazd czyli 3 majowe dni na Jurze
Dzień I
Po ostatnich wycieczkach jednodniowych przyszła kolej na nieco dłuższy wypad i w szerszym gronie. Taką okazję stworzył nam weekend majowy. Co prawda w tym roku nie był taki długi, jak by się chciało
, ale zawsze to 3 dni. Jura była dla mnie od dawna na liście priorytetów do zwiedzenia. Teraz dostałem niepowtarzalną szansę zobaczenia tych wszystkich miejsc
, które znałem ze zdjęć i przewodników i z tego się bardzo ucieszyłem. Z powodu, że plan podboju Jury powstał tak późno, mieliśmy spore problemy ze znalezieniem noclegu. Wiola i ja wykonaliśmy sporo telefonów i jakoś się udało
. Trafiliśmy na kwaterę w Podlesicach (25 zł/ os. / nocleg), z której byliśmy zadowoleni (łazienkę, kuchnię dzieliliśmy z gospodarzami).
Zbiórkę wyznaczyliśmy sobie na piątkowy poranek w Katowicach. Gabi dotarła z kilkoma przesiadkami z Łęcznej. Wiola z Tychów, Zosia i Paweł z Wojkowic, gdzie odwiedzali znajomych a autor relacji wiadomo skąd (pociąg relacji Świnoujście - Kraków nabity na maksa. W moim przedziale 9 pasażerów, w tym wielki owczarek niemiecki, który ze swoimi opiekunami wybierał się na...zlot właścicieli owczarków niemieckich. Hehe, zloty to nie tylko CRO-maniacka tradycja
). Ale skoro, to nie wątek dot. PKP, więc resztę lepiej przemilczeć.
Z Katowic ruszyliśmy na północ i głównie ze względu na Gabi, pierwszy przystanek zrobiliśmy w Będzinie, o którym już pisałem w swoich relacjach. Warto tam było się zatrzymać choćby z tego powodu, że wcześniej byłem tam zimą...Teraz miałem zupełnie inne widoki
.
Wiola & Robert na tle będzińskiego zamku...
Po obejściu zamku, pojechaliśmy dalej i już po kilku kilometrach zrobiliśmy kolejny postój, tym razem w Siewierzu - jego główną atrakcją jest gotycki
zamek biskupów krakowskich, który stanowił w przeszłości ich letnią rezydencję (to oni przebudowali go na renesansową rezydencję). A w wyniku prowadzonej od przeszło półwiecza konserwacji siewierski zamek stanowi obecnie tzw. trwałą ruinę z zachowanym pełnym obwodem murów, wieżą bramną i zrekonstruowanym barbakanem. Zamek jako jeden z niewielu na tym terenie należy do grupy zamków nizinnych. Dawni budowniczowie wykorzystali naturalne obronne walory szerokiej polany pełnej w tamtych czasach bagien i rozlewisk.
Ruiny siewierskiego zamku bardzo się mi spodobały...i mieliśmy duże szczęście, gdyż po obejściu zamku nadjechał autokar z turystami. A wtedy zdjęcia bez ludzi w tle byłoby praktycznie niemożliwe
. Co ciekawe, później jeszcze kilkakrotnie trafialiśmy na ten sam autokar...Po Siewierzu przyszła kolej na Żarki i...zespół stodół.
W bezpośrednim sąsiedztwie targowiska miejskiego znajduje się zespół zabytkowych stodół, które stanowią swoistego rodzaju atrakcję turystyczną. Stodoły powstawały w drugiej połowie XIX wieku i w początkach XX, aż do drugiej wojny światowej. Budowano je w skupisku, z dala od zabudowań mieszkalnych. Pierwotnie stodoły były drewniane i kryte słomą. Pożar, który wybuchł w 1938 roku, strawił budynki. Zaraz po tym zdarzeniu stodoły odbudowano, z kamienia i cegły, a dachy pokryto dachówką. Tak niezwykłe miejsce, będące wielkim spichlerzem, sprzyjało rozwojowi handlu. Dzisiaj przy stodołach mieści się jedno z największych targowisk w regionie. W pobliskim Leśniowie mieliśmy następny punkt programu -
sanktuarium, które jest częścią zespołu klasztornego OO. Paulinów. Jest ono ważnym ośrodkiem pielgrzymkowym na trasie z Krakowa oraz ze Śląska na Jasną Górę. Najstarsza część, z 1559 r. ma charakter gotycko-renesansowy.
A za ostatnimi zabudowaniami Leśniowa, jadąc już częściowo leśną drogą (czego nie polecamy, bo widzieliśmy jak Audi utknęło w piachu...lepiej zostawić samochód wcześniej i podejść), można podjechać pod strażnicę w Przewodziszowicach.
Strażnicę wzniesiono na trudno dostępnym wapiennym ostańcu (390 m n.p.m.) w XV wieku jako siedzibę rycerza-rozbójnika. Na wysokiej skale widoczne są obszerne fragmenty 1,5-metrowej grubości murów. Budowla została tak wkomponowana w skalne otoczenie, że trudno rozpoznać (jak w większości jurajskich budowli), gdzie kończy się skała a zaczyna mur...tam tez zobaczyliśmy pierwszych majowych, piknikowo (grillowo)-skałkowych turystów.
Ujrzeliśmy też trochę rowerzystów. Jura to dobry teren dla sympatyków dwóch kółek. Trasy dobrze oznakowane, nie za trudne technicznie, można coś wybrać stosownie do swoich możliwości. Kolejny przystanek zrobiliśmy przy ruinach zamku Ostrężnik. Z murowanego zamku do czasów nam współczesnych przetrwały bardzo skromne fragmenty murów o wysokości nie przekraczającej jednego metra, oraz relikty czworobocznej baszty. Widoczne są również otaczające podzamcze ziemne wały. Cały teren porośnięty jest młodym, gęstym lasem. Skała, na której wzniesiono warownię stanowi częsty cel wycieczek grotołazów. Znajduje się w niej bowiem jaskinia Ostrężnicka z korytarzami o długości ok. 90 metrów; na tyle ciekawa, że wraz z otoczeniem stanowi obszar rezerwatu ścisłego.
Ostrężnik:
Po Ostrężniku ruszyliśmy dalej do Potoku Złotego z Pałacem Raczyńskich (zbudowanym w 1856 r.) i Dworkiem Krasińskich (z 1829 r.) otoczonych prawie czterdziestohektarowym parkiem w stylu angielskim, przez którego środek przepływa Wiercica (zdecydowała ona o nadaniu parkowi romantycznego charakteru). Pałac zbudowany został na polecenie gen. Wincentego Krasińskiego w stylu klasycystycznym, tak jak i sąsiadujący z nim dworek, w którym latem 1857 r. mieszkał Zygmunt Krasiński.
Pałac Raczyńskich
Dworek Krasińskich
Dalej dojechaliśmy do Św. Anny, gdzie znajduje się zabytkowy pobernardyński zespół klasztorny, obecnie sióstr Dominikanek. Barokowy kościół powstał na początku XVIII w. W kaplicy klasztornej z XVII w., znajduje się, otoczony kultem, obraz Świętej Anny.
A na następne dwa punkty programu tj. Mirów i Bobolice czekałem od samego rana
. Najpierw podjechaliśmy pod Mirów. Już z drogi dojazdowej widać było piękną sylwetkę zamku wyrastającego ze skał - tak, byłem w swoim żywiole
.
Na miejscu mieliśmy nieco problemów ze znalezieniem przestrzeni do zaparkowania samochodu. Tu po raz pierwszy w czasie tej majówki spotkaliśmy może nie tłumy ludzi, ale ich sporą liczbę.
Zamek w Mirowie zbudowany został prawdopodobnie na miejscu drewniano-ziemnego grodu w czasach Kazimierza Wielkiego. Warowny zespół Mirownik przypuszczalnie miał pełnić rolę strażnicy chroniącej zachodnie rubieże Rzeczypospolitej przed najazdem Czechów. Podczas Potopu Szwedzi zniszczyli i spalili piękną mirowską twierdzę. I choć została ona częściowo odbudowana przez swoich właścicieli, to w XVIII wieku ostatecznie popadła w ruinę i w roku 1787 pożegnała ostatnich lokatorów. Potem była systematycznie rozbierana przez mieszkańców wsi, a jej cząstki posłużyły do budowy domów i drogi. Kolejny dramat wydarzył się w 1937 roku, kiedy zawaliła się południowo-zachodnia ściana prostokątnej wieży. Pierwsze prace sondażowo-remontowe przeprowadzono w latach 1960-62, podczas których zamek odgruzowano i zabezpieczono w formie trwałej ruiny. Przypominająca swym kształtem okręt piękna jurajska warownia należy do grupy najbardziej malowniczych tego typu obiektów w naszym kraju. Dziś jest już tylko ruiną, ale szczególnie zamek górny zachował się na tyle dobrze, że bez trudu można wyobrazić sobie, jak wyglądał w przeszłości. Położony jest on na niewielkim, pozbawionym drzew wzgórzu, dzięki czemu jest doskonale widoczny z dalszej perspektywy.
nasza ekipa (od lewej): Paweł, Wiola, Zosia, Gabi, Robert
Dookoła rozpościerają się tzw. Skały Mirowskie, urozmaicone "dywanami" kwiatów, kolorowymi krzewami i kępami jałowców, czyniąc z okolicy miejsce magiczne, urzekające swym baśniowym urokiem. Przez skałki wiedzie szlak prowadzący do Bobolic (tego dnia dosyć zatłoczony).
Zamek w Bobolicach zbudowany został w połowie XIV wieku z inicjatywy Kazimierza Wielkiego jako kolejna warownia strzegąca południowej granicy Państwa Polskiego. Od niedawna postać okazałej niegdyś warowni określały jedynie niewielkie fragmenty zamku górnego, wśród nich najlepiej zachowana ściana wschodnia, a także skromne pozostałości zewnętrznych murów obwodowych. Po odsprzedaży ruin podejmowane są próby ich ratowania. W roku 2001 pod kierunkiem krakowskich archeologów rozpoczęto starania, mające na celu rekonstrukcję muru zewnętrznego, baszty bramnej i części pomieszczeń, połączone z badaniami w gruncie. Prace te trwają nadal i nie wiadomo dokładnie, kiedy się zakończą a zamek "zdobią" rusztowania, co widać na moich fotkach...
widok na Bobolice ze szlaku...
Wiola & Robert na tle bobolickiego zamku...
Bobolice były ostatnim przystankiem na trasie dla całej grupy. Paweł podwiózł nas na kwaterę do Podlesic (a wraz z Zosią wrócił do Wojkowic). Tam po krótkim odpoczynku, dzięki rekomendacji Zosi poszliśmy na zachód słońca na Górze Zborów.
widok ogólny na Górę Zborów
Jej bezleśny wierzchołek, zakończony zbudowaną przez nazistów wieżyczką triangulacyjną, jest znakomitym punktem widokowym, jako że jest najwyższym wzniesieniem w byłym województwie częstochowskim - 462 m n.p.m.. Zjawiska krasowe ukształtowały liczne wapienne ostańce, jaskinie i leje krasowe. Na zboczach znajdują się skałki o wysokości do 30 m. ściany których pokryte są gęstą siatką dróg wspinaczkowych. W pobliżu najwyższego punktu leży Wielbłąd z wybitną, północną ścianą.
Wiola
Wiola & Robert
Wiola w czasie wspinaczki...
I faktycznie zachód słońca na Górze Zborów to wyjątkowe zjawisko. Piękna panorama okolicy, czerwone niebo, skałki, nić drogi na Żarki - po prostu rewelacja
.
...z widoczną nitki drogi na Żarki
Zdecydowanie polecam...Wiola stwierdziła, że ten zachód był dla niej jednym z najlepszych punktów naszego programu z całych 3 dni. Po zachodzie wróciliśmy na kwaterę, gdzie trochę posiedzieliśmy i poszliśmy spać...tego dnia była masa atrakcji, a przecież przed nami kolejne, równie ciekawe dni
.
[size=18:3319a3854b][/size:3319a3854b][size=12:3319a3854b][/size:3319a3854b]