W góry zimą...
Witam i pozdrawiam wszystkich w Nowym Roku...oby lepszym i pełnym ciekawych wypraw.
Nam ciekawa wycieczka wypadła jeszcze w starym roku. Postanowiliśmy pojechać grupą w góry. Trochę było dyskusji, gdzie jechać, ale ostatecznie wybór padł na Pieniny i Szczawnicę. Skład personalny ten sam co na Litwie czyli Wiola, Zosia, Paweł i ja. Trochę czasu zajęło nam znalezienie noclegu. Była opcja z noclegiem u mnie w firmie, ale okazało się, że nie ma jak dopasować terminu. Zależało nam na noclegu od wieczora drugiego dnia Świąt. Na dziesiątki wysłanych maili, dostaliśmy kilka pozytywnych odpowiedzi. Po krótkich negocjacjach zdecydowaliśmy się na kwaterę - Pokoje Kasprzak w cenie 35 zł/ os./nocleg. Cena przystępna, warunki dobre. Pozostało tylko przygotować się do wyjazdu - wyszukać połączenia i ustalić, co warto zobaczyć w okolicy. Jako że Święta spędzałem w Tychach, dojazd do Szczawnicy był znacznie prostszy i mniej czasochłonny . Z Paweł i Zosią umówiliśmy się, że nas odbiorą z Brzeska (stacja "Okocim" Brzesko ). Z Tychów wyjechaliśmy po 15, była to dla nas dobra pora, bo niemal cały świąteczny dzień spędziliśmy w domu. Choć od stołu, to ciężko było wstać (szczególnie po tradycyjnym śląskim obiedzie z roladą, kluskami i modrą kapustą). Dojazd do Brzeska zajął nam ok. 3 godzin pociągiem dalej razem z Zosią i Pawłem samochodem ruszyliśmy już prosto na Szczawnicę. Ruch na drodze był umiarkowany, padał lekki śnieg i co po niektórzy jechali po 60km/h. Po drodze mijaliśmy ładnie ozdobiony rynek w Nowym Sączu (pozdrav dla naszego Janusza B.). W Szczawnicy bez problemu znaleźliśmy nasz domek. Miałem wydrukowaną mapę i z mojego wcześniejszego pobytu w tym mieście, mniej więcej (ale bardziej więcej ) wiedziałem, gdzie może być położony. Przeczucie mnie nie myliło. Domek położony jest na początku Szczawnicy jadąc od Krościenka. Warunki lokalowe mieliśmy bardzo dobre, co prawda Zosia i Paweł mieli pokój z łazienką na korytarzu, ale była ona tylko do ich dyspozycji. A wieczór upłynął nam na rozmowach i planach na kolejne dni...i właśnie na sobotę zaplanowaliśmy sobie objazdówkę po okolicy. Tak, żeby rano nie trzeba było szybko się zrywać z łóżek jak również, żeby organizm zaaklimatyzował się do górskiego klimatu. Po śniadaniu ruszyliśmy w trasę. Pierwszy punkt położony był niedaleko Szczawnicy, bo w pobliskim Grywałdzie, gdzie największą atrakcją jest kościół św. Marcina, wzniesiony w II połowie XV wieku. Podanie głosi, że jeszcze wcześniej w tym właśnie miejscu znajdowała się pogańska gontyna. Przed 1618 rokiem kościół znacznie przebudowano. Zmiany dotyczyły głównie konstrukcji dachu i stropów. W tym okresie dostawiono również wieżę, a wnętrze pokryto polichromią. Kościół zachował do dziś swój pierwotny gotycki charakter. Jest to świątynia orientowana, trójdzielna, obita i pokryta gontem. Składa się ze zrębowego prezbiterium i nawy oraz wieży o konstrukcji słupowej. Prezbiterium zamknięte jest prostokątnie, co jest typowe dla kościołów podhalańskich. Do prezbiterium od północy przylega zakrystia, a do nawy od południa kruchta. Wieżę oraz północną część nawy otaczają oszalowane soboty. Prezbiterium i nawę przykrywają oddzielne dachy dwuspadowe, zaś w dachu nad nawą znajduje się niewielka czworościenna sygnaturka. Wieża posiada nadwieszoną izbicę i nakryta jest czworoboczną iglicą. Wejście południowe do kościoła ujęte jest gotyckim, ostrołukowym portalem. Niestety, nie udało się nam dostać do środka L. Kościół był zamknięty na cztery spusty. Podziwialiśmy go tylko z zewnątrz. Tak na marginesie, znajduje się on na szlaku architektury drewnianej województwa małopolskiego.
Kościół w Grywałdzie...
Z Grywałdu pojechaliśmy na Czorsztyn. Po drodze zrobiliśmy krótki postój, co by podziwiać panoramę z widokiem na jezioro oraz ruiny zamku.
widok na zamek i jezioro Czorsztyńskie
A później podjechaliśmy na bezpłatny parking w pobliżu zamku. Dla mnie była to druga wizyta w tym miejscu. I druga zimą . Wstęp na zamek jest płatny i wynosi 4 zł. Pani z okienka miała kłopot z odpaleniem kasy fiskalnej - hehe, pewnie z tego samego powodu co i ja aparat, więc nie dostaliśmy biletów...ja żartowałem, że z tego powodu, cena powinna być o połowę niższa. Ale, nie dało rady. Tego dnia byliśmy pierwszymi turystami i pani pobiegła przed nami, żeby zamek otworzyć i odśnieżyć schodki na tarasy widokowe. Widoki z zamku są ciekawe, widać całą okolicę m.in. zamek w nieodległej Niedzicy .
Wiola i Robert na czorsztyńskim zamku
okienko z widokiem na zamek w Niedzicy
czorsztyńskie ruiny
Choć szkoda, że nie mieliśmy słonecznej pogody, bo wtedy pewnie byłoby jeszcze ładniej. Historia zamku w Czorsztynie sięga XIII wieku, gdy na wysokim skalnym wzgórzu nad Dunajcem istniała drewniano-ziemna strażnica, w której Bolesław Wstydliwy z żoną Kingą znalazł schronienie uciekając przed najazdem tatarskim. Na przełomie XIII i XIV wieku w północnej części założenia wzniesiono na skale wolno stojącą okrągłą wieżę, a niedługo potem, prawdopodobnie za czasów Kazimierza Wielkiego, otoczono szczyt wzgórza kamiennym murem o grubości ponad 2 metry. Założenie podzielone zostało na zamek górny i średni biegnącym w poprzek dziedzińca murem. Wieża znalazła się w obrębie zamku średniego, a na zamku górnym wzniesiono wzdłuż zachodniej części muru obwodowego budynek mieszkalny. We wschodnim murze zamku średniego przy wieży zlokalizowano bramę wjazdową. Zamek stanowił wtedy własność królewską i racji swego przygranicznego położenia należał do szeregu zamków chroniących państwo od południa. Kilkakrotnie w ciągu istnienia zamek był niszczony podczas najazdów i oblężeń. Dziś to tylko ruiny, które jednak są konserwowane (cześć dziedzińca ogrodzona paskudnym drewnianym płotem a wieża rusztowaniem). Po zwiedzeniu czorsztyńskiego zamku szlakiem wzdłuż jeziora udaliśmy się do Dębna. Tam kolejny drewniany kościół, ale większa "perełka" architektoniczna, gdyż ten obiekt figuruje na liście UNESCO (obok kościołów w Lipnicy, Binarowej i Sękowej). Kościół w Dębnie jest jednym z najlepiej zachowanych gotyckich drewnianych kościołów i jednocześnie jednym z najbardziej znanych polskich zabytków w kraju i za granicą (otrzymał jako jedyny drewniany kościół nominację w konkursie siedmiu cudów Polski), wyróżnia się sylwetką (praktycznie niezmienioną od czasów budowy) - pięknie wkomponowaną w krajobraz i wyjątkowo cennym wyposażeniem, a także unikatową polichromią pochodzącą z około 1500 roku, najstarszą, w całości zachowaną w Europie, wykonaną na drewnie. Polichromia składa się z 77 motywów występujących w 12 układach i 33 kolorystykach. Została wykonana techniką wzornictwa patronowego, przy użyciu uprzednio przygotowanych szablonów. Szablony były wielokrotnie używane w różnych obiektach, te prawdopodobnie, ze względu na ich świecki charakter w dworach szlacheckich i magnackich. Pierwszy kościół w Dębnie wzniesiono prawdopodobnie w XIII wieku. Obecny kościół wybudowany został w II połowie XV w na miejscu starszej świątyni. Dziś jest to jedna z najstarszych konstrukcji tego typu w Polsce, sądzi się, że starsza jest tylko wieża kościoła w Binarowej. Dachy kościoła, zadaszenia i ściany wieży oraz jej hełm podbite są gontem, ściany izbicy wieży oszalowane zostały deskami z ozdobnie wyrzynaną koronką u dołu. Jako ciekawostkę podam fakt, że w tym kościele kręcono scenę ślubu Janosika z Maryną . Ale, jak podaje wikipedia, do innego kościoła wchodziła para a jeszcze z innego wychodziła...
Dębno Podhalańskie
My niestety po raz kolejny ograniczyliśmy się do zobaczenia obiektu z zewnątrz. Tu trochę żałowałem, bo lubię zaglądnąć do środka takich obiektów w przeciwieństwie do zamków. Niestety, w Dębnie zaczęły się też moje problemy z aparatem fotograficznym. Do dziś nie wiem, co się dzieje, ale przy próbie zrobienia zdjęcia, jakby się wyłączał. Zastanawiam się nad przyczyną, być może jest to wina baterii akumulatorowych, które nie wytrzymują niskich temperatur lub są one już może zbyt zużyte L. Albo winny jest sam aparat, który uległ uszkodzeniu. Tak czy inaczej, później pojawiał się ten problem jeszcze kilka razy i "kombinowanie" z bateriami na trochę pomagało...Z Dębna pojechaliśmy do Niedzicy. Niedzicki zamek widoczny jest z daleka, usytuowany na niewielkim wzgórzu (566 m.n.p.m.).
Pod samym zamkiem znajduje się parking (płatny 5 zł niezależnie od czasu postoju). Dzieje zamku niedzickiego sięgają początków XIV w. Pierwszą i najstarszą dochowaną wzmiankę o zamku w Niedzicy zawiera testament, który w 1330 roku sporządził na zamku Saros Wilhelm Drugeth, żupan ziemi spiskiej i orawskiej. Testamentem tym darował bratu Mikołajowi swoje posiadłości, między innymi zamki w Pławcu (Palocsa), Lubowli i Niedzicy. Ten ostatni nazywany jest novum castrum Dunaiecz od rzeki płynącej u jego podnóża i oddzielającej w owym czasie obszar państwa węgierskiego od polskiego. Używano jednak też i drugiej nazwy zamku wywodzącej się od wsi Niedzica, starszej aniżeli zamek. Więcej o historii zamku możecie znaleźć tutaj albo tutaj. Wygląd otoczenia zamku został znacznie zmieniony w latach 80-tych XX w., gdy na rzece ukończono budowę potężnej zapory. Ten węgierski niegdyś zamek oraz pobliska polska warownia w Czorsztynie bardziej efektownie górowały nad okolicą i przypominały typowe "orle gniazda". Zamek zachował się praktycznie w całości. Najwyższa, a zarazem najstarsza część zbudowana z kamienia wapiennego, z wysoką kwadratową wieżą to zamek górny. Składa się on, oprócz wieży, z kaplicy (widać resztki polichromii), niewielkiej części mieszkalnej i małego dziedzińca ze studnią, głęboką na 90 m. Wg legendy kopali ją jeńcy tatarscy i posiadała ona połączenie z Dunajcem. Brama do pierwotnego zamku murowanego z XIV w. prowadziła od południa, zachowały się ślady bramy i mostu zwodzonego. My tradycyjnie ograniczyliśmy się do spaceru wokół zamku, po tamie (długość 460 m), skąd mieliśmy piękne widoki na zamek.
widok z tamy na jezioro Sromowieckie
Z drugiej jednak strony chłodny wiatr potęgował uczucie zimna. Stąd nasz spacer nie był zbyt długi i pojechaliśmy już w ostatnie miejsce na trasie - Czerwony Klasztor. Z Niedzicy to naprawdę rzut beretem i warto tam podjechać na chwilę. Czerwony klasztor przy miejscowości Czerwony Klasztor był zamieszkały w dwóch etapach przez mnichów z zakonów kartuzów i kamedułów. Początkowo Czerwony klasztor (w latach 1320 do 1536) był klasztorem kartuskim Później, kiedy zakonnicy otrzymali miejscowość Lechnicę w Pieninach zaczęli w roku 1320 przy tej miejscowości budować Czerwony klasztor (nazwa pochodzi od czerwonego pokrycia dachu zastosowanego według projektu pierwszego przeora klasztoru - o. Jana - dla mnie powinien być on "biały", gdyż tego czerwonego niewiele widać było a dachy pokryte były śniegiem ).
białe dachy Czerwonego Klasztoru
Obydwa klasztory były wybudowane z dala od ludzkich siedzib, ponieważ kartuzi należeli do najbardziej rygorystycznych zakonów o ascetycznym sposobie życia. W latach 1711 do 1782 Czerwony klasztor był zamieszkały przez kamedułów. Kameduli otrzymali Czerwony klasztor jako dar nitrańskiego biskupa Władysława Matiaszowskiego. Po objęciu klasztoru zaczęli jego przebudowę w stylu barokowym (nowe domki mnichów, barokowa wieża przy kościele, remont kościoła). Kameduli, podobnie jak kartuzi, żyli pustelniczym sposobem życia. Klasztoru jednak nie zwiedzaliśmy (co można uczynić za opłatą bodajże 3 czy 4 euro). Porobiliśmy kilka fotek i zaczęliśmy zbierać się w drogę powrotną do Szczawnicy. Zanim jednak wróciliśmy, przeszliśmy się po kładce przez Dunajec łączącej Czerwony klasztor ze Sromowcami Niżnymi. Kładkę pieszo-rowerową oddano do użytku w sierpniu 2006r. Podobno, zabiegi o jej budowę trwały ok. 100 lat. Jak widać, nieustępliwość i dążenie do celu popłaca .
w tle schowane Trzy Korony...
Na koniec zrobiliśmy zakupy (głównie alkohol). W sklepie można płacić było złotówkami (przelicznik był 1 zł = 7 koron), euro i co oczywiste koronami (ja wydałem wszystkie moje korony, bo wiadomo, od 1 stycznia obowiązuje euro a wygląda ono tak. Do Szczawnicy wróciliśmy późnym popołudniem. Tego dnia wyskoczyliśmy jeszcze na krótki spacer po miasteczku i ciepły posiłek. Trafiliśmy do chaty, gdzie serwowali znakomite grzane piwko, ale również gdzie występował niedobór soli . A następnego dnia miało już być typowo górsko...
PS Co do kościoła NMP w Malborku, to o ile pamiętam panią przewodnik, trwają prace, ale nie posuwają się zbyt szybko do przodu z prozaicznego powodu = pieniądze...
PS Danusia, dzięki za śliczne fotki z Inowrocławia...inne spojrzenie na tężnie.
PS JacYamaha...Filutek stoi sobie przy toruńskim Rynku. Łatwo na niego natrafić. Szczeka głośno na turystów