Split "na raty"
I po raz kolejny musieliśmy wrócić, żeby się nacieszyć miejscem... bo Split urzekł (tegoroczne miejsce perwsze, w kategorii miast i miasteczek)i wiedziałam, że koniecznie trzeba tam wrócić, żeby poza zwiedzaniem, też trochę tam pobyć i "ponicnierobić"
Postanowiliśmy pojechać tam samochodem, mimo że istnieje jeszcze opcja tzw. taksówki wodnej, do której mogliśmy wsiąść albo w Trogirze (od strony Ciovo) albo w Slatine. Ponieważ obie wersje wymuszały na nas i tak użycie samochodu (żeby wsiąść do taksówki musielibyśmy do niej podjechać), a także dlatego, że w okresie wakacyjnym były mocno przeludnione, no i zmuszają nas do stawienia się w porcie na określoną godzinę - wybraliśmy niezależność
samochodową. A jak się okazało - poruszanie się po Splicie autem do skomplikowanych nie należało...
Ponieważ Maja zasnęła w samochodzie, a po przyjeździe do Splitu kontynuowała
to musieliśmy trochę na nią poczekać w jakimś przybytku serwującym jedzonko:)
Dzieci wyspane, najedzone, napite, dorośli również, więc pełni sił idziemy "w miasto", a raczej "w pałac Dioklecjana"
Ale za nim zaczniemy przejdziemy się promenadą :
z której taki oto wiok się rozpościera:
Docieramy na Narodni Trg:
a tam pan-człowiek-orkiestra, któremu przecież trzeba wrzucić pieniążka:
W końcu jesteśmy w okolicach Katedry Świętego Dujama, która w czasach Cesarza D. takich funkcji nie pełniła. A miano katedry otrzymała pod koniec VIIw.:
Dioklecjańskie są owe kolumny otaczające katedrę:
A tu Dioklecjański gwardzista robi sobie przerwę - powiedzmy -na kawę
A to egipski sfinks, który podobno ma 3,5tys. lat
czyli za panowania Dioklecjana (III/IVw n.e) był już zabytkiem
Widać Cesarz kolekcjonował antyki
Kupujemy bilety i wchodzimy do katedry. Tym razem zwiedzanie idzie nam lepiej. Co prawda zmieniliśmy taktykę - już nie mówiliśmy, że będziemy zwiedzać zabytek, ale, że idziemy do kościoła. No i Maluchy jakoś chyba respekt poczuły, dzięki czemu pokontemplowaliśmy co trzeba i jak trzeba
No i skarbiec też mogliśmy obejrzeć.
Następnie przyszła pora na odwiedziny podziemi, które jak wiadomo (dzięki
caal) podziemiami nie są. Tym razem Maluchy nie wytrzymały i ich zwiedzanie zamieniło się w uprawianie sprintu po pałacowych salach
a kuku...
A to owy sprint:
A to też Pałac Dioklecjana, i wiać, że ktoś tam mieszka. To nic, że temu komuś dach na głowę się zaraz zawali - przecież żyje z perspektywą - mieszkania w Pałacu cesarskim
.
No i szwędamy się dalej - bez celu:
Byliśmy także za Złota Bramą...
...przy pomniku Grgura Ninskiego, który dzisiaj jest znany głównie z tego, że trzeba go złapać za duży palec u nogi, bo to podobno uszczęśliwia - i faktycznie
, jak się trochę poprzygląda tym ludziom, którzy pogłaszczą biskupa w palec, to uśmiech nie znika z ich twarzy
. Znaczy się - działa
I tak właśnie kończy się przedostatni odcinek mało rzeczowej relacji...