W poszukiwaniu skrzatów...
I tak po (wielko)polskich szlakach przyszła pora na kolejne odkrywanie miejsc w naszym pięknym kraju. Tym razem padło na Wrocław. Tym razem tylko Wiola i ja . Bez reszty "czarnogórskiej" ekipy...czasami trzeba pobyć tylko we dwoje .
Dla mnie Wrocław jest dosyć dobrze znanym miejscem, Wiola w stolicy Dolnego Śląska była tylko raz. Ponadto, Wiola, z Wrocławia znała tylko Rynek i okolice. Mogłem być dla Niej przewodnikiem a to akurat lubię. A miasto znam dosyć dobrze...tak więc na wrześniowy weekend oboje spotkaliśmy się właśnie we Wrocku. Od Maćka dostałem wyraźnie polecenie, żeby Wioli dobrze pokazać jego miasto - co najchętniej sam by zrobił, ale wtedy miał inne obowiązki. A przede wszystkim pokazać...krasnale! Tak, tak, wrocławskie krasnale to już legenda i jeden z najbardziej rozpoznawalnych atrybutów Wrocławia. Pewnie, wielu Wrocławian nawet nie zauważa tych małych stworzeń, wielu pewnie zastanawia się, po co to wszystko...a dla turystów to atrakcja. I ile można mieć radości szukając tych "szkrabów" rozsianych po całym mieście. Oczywiście, ja sam wcześniej je widziałem, ale nawet nie zdawałem sobie sprawy, że może być ich tak wiele i w takich zaskakujących miejscach. Ale odkąd dowiedziałem się, że Wiola chce zobaczyć krasnale, to trochę o nich poczytałem - np. tutaj albo tutaj. Sam pamiętałem tylko te z Rynku...a nawet nie wiedziałem, że zaczęło się od pomnika Pomarańczowej Alternatywy na ul. Świdnickiej - dziś jest to krasnal zwany Papa Krasnal.
Po przybyciu do Wrocka, po zakwaterowaniu ruszyliśmy na spacer. Pogoda była taka sobie, ale na szczęście nie padało. A że z naszej kwatery najbliżej było na Ostrów Tumski, to tam udaliśmy się najpierw. Miejsce to bardzo klimatyczne, jedno z najbardziej rozpoznawanych i kojarzących się z Wrocławiem. Z Wiola zdecydowaliśmy się wejść na wieżę w katedrze, skąd podziwialiśmy piękną panoramę miasta - to nic, że nieco w chmurach. Widok był naprawdę bardzo fajny. Później przez chwilę zastanawialiśmy się co dalej - była opcja Panoramy Racławickiej (ale nie było już biletów na sobotę). Zdecydowaliśmy, że Panorama zostanie na niedzielne przedpołudnie. A my zdecydowaliśmy się pójść w stronę Hali Ludowej (tfuu...Stulecia - jakoś nie mogę przywyknąć do nowej nazwy). To jeden z kilku w Polsce obiektów znajdujących się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. O tym dowiedziałem się od...Wioli . Nie przyszłoby mi na myśl, że ten obiekt jest szczególnie wyjątkowy. A tu taka niespodzianka...spacer do Hali Stulecia zajął trochę czasu, a nasz pech polegał na tym, że obiekt był zamknięty dla zwiedzających, akurat wtedy odbywał się jakiś kongres medyczny. Dla mnie nie była to wielka strata, bo Halę znałem od środka od czasów pierwszego pobytu we Wrocku w 1997r (ehh..moje pierwsze Taize). Wtedy dużo "zajęć" mieliśmy w Hali Ludowej. Niestety, Wiola na wizytę będzie musiała trochę poczekać . Pochodziliśmy więc wokół, gdzie Wioli się podobało a później wstąpiliśmy na chwilę do Ogrodu Japońskiego. A potem już zaczęło się "krasnalowe" szaleństwo...i to od miejsca, gdzie jest ich dużo skupisko - przy Teatrze Lalek. Tam można natrafić na Parasolnika, Puszczającego Statki, Ogrodnika...dobry dla nas początek.
Wiola zachwycona ...Ale to dopiero początek...a z mapy, którą sobie wydrukowałem, wiedziałem, gdzie dalej ich szukać a że większość jest w bliskiej okolicy Rynku, to tam się właśnie udaliśmy. I jaką nam frajdę sprawiało wypatrywanie kolejnych krasnali...to tu to tam. Chciałoby się zanucić. Kolejne już na ul. Świdnickiej koło KFC - W-skers (ostatnio doszły mnie słuchy, że jeden z trójki tych krasnali został ukradziony i że jest nagroda za jego odnalezienie lub wskazanie sprawcy).
tu na fotce w komplecie...
A po drugiej stronie ten, który dał początek czyli - Papa Krasnal, choć ten jakiś taki obklejony nie robi na nas wrażenia . Ale kilka metrów dalej już coś bardziej milszego dla oka - Syzyfki.
Wiola była już wtedy niemal wniebowzięta . A na spacerze po Rynku trafiamy na kolejne - Obieżysmaka (my nazwaliśmy go Żarłok - bo sobie leżał taki z wielkim brzuchem na wierzchu), Bibliofila:
...widzimy też następne Słupniki (tych dużo na Pl. Solnym).
Na Więziennej trafiamy oczywiście na...Więźnia., inaczej być nie może ...
Udaje się nam wytropić Śpiocha, Rzeźnika...
Mi już się w głowie zaczęło kręcić od tych gnomów...a poszukiwania ich stają się coraz bardziej pasjonujące. Gdy zaczęło się ściemniać, to wolimy gdzieś przysiąść i odpocząć.
Wrocław wieczorem i nocą:
Najpierw Spiż - kultowy lokal, gdzie zapraszam Wiolę na doskonałe piwo pszeniczne. A później niemniej fajne i klimatyczne "Niebo Cafe", gdzie grają rockową muzę...wieczór kończymy domowo oglądając kultowego "Autostopowicza" z moim ulubionym R. Hauerem. A niedziela...zaczęła się od wizyty w Panoramie. Ustaliliśmy z Wiolą, że ja sobie odpuszczę ten punkt programu. Malowidło Kossaka i Styki na Wioli zrobiło wrażenie, mi też kiedyś tam się podobało...a potem znów krasnale. Tego dnia Wiola biła mnie na głowę. Bez trudu wskazywała kolejne skrzaty - a to Grajka i Melomana:
...a to Pracza (a tego naprawdę się naszukaliśmy):
...odnaleźliśmy też Strażnika. Ale ani Wiola ani ja nie mogliśmy odszukać Szermierza, który stoi gdzieś blisko wejścia do Uniwersytetu. Ten naprawdę był poza zasięgiem naszych oczu . No nic, mamy powód, aby wrócić do stolicy Dolnego Śląska. Tak, tak, Wiola już ma wydrukowane mapy, gdzie są te krasnale...przyznam, że i mi ich szukanie sprawia dużo frajdy. Może to jakieś dziecinne, ale dorośli dłużej żyją, im więcej mają w sobie z dzieci (skąd u mnie taka filozofia???), to chętnie odwiedzę Wrocek. I im szybciej, tym lepiej...może nawet tylko, aby odszukać kolejne krasnale .
PS Wrocław ma też "chorwacki" klimat: