Rovinj cd
Skończyłam na przekąsce, ehhh mi się przypomniało, nie mam ośmiornicy, ale wyżarłam łapczywie większą ilość kaparów ze słoiczka. A po ośmiorniczkę chyba się przejadę do sklepu, bo straszna mi na nią przez te wspominki przyszła ochota.
Tak więc pokrzepieni i wzmocnieni na ciele, wyruszyliśmy znowu wzmacniać ducha delektując się Rovinjem.
Urocze są łódki w porcie św. Katarzyny
Plac Marszałka Tity i biegnąca od niego ulica oddziela starówkę od nowszej części miasta
Przechodząc pod łukiem Balbi, znowu trafiamy na starówkę i idziemy ulicą Grisia, gdzie jest całe mnóstwo galerii, sklepików i uroczych zakątków.
Uliczka Grisia wiedzie wprost do katedry, najbardziej charakterystycznego punktu Rovinja. Bardzo piękna jest legenda o tym jak trafiły tu szczątki świętej, jak jej sarkofag przypłynął sobie morzem i osiadł w wybranym przez Eufemię miejscu w 800 r. I tylko podejrzana cokolwiek wydaje mi się zbieżność z mitem o mieczu Pendragona, który z kamienia mógł wyrwać wyłącznie młodziutki Artur; sarkofag świętej również ruszyło nieletnie chłopię, a ściślej jego woły. Sam kościół nie jest najciekawszy, do wnętrza też niestety nie mieliśmy szczęścia bo akurat trwał remont i to pechowo w kaplicy św. Eufemii. Dochodząc już do katedry zatrzymaliśmy się przy pocztówkach. Handlujący nimi pan bardzo nam współczuł przynależności do UE. Natychmiast przybiegła też sąsiadująca z nim handlarka i ujawniła oto, iż z Unii biorą się wyłącznie prostytutki, bezczelni geje oraz narkotyki. Konkluzja była taka, że Chorwacji Unia potrzebna nie jest i bogaty ten kraj świetnie sobie bez tego wszystkiego poradzi. Zresztą szyper stateczku tez nie był chyba jakimś uniofilem. Dla porządku odnotowuję ten głos bo jak widać i w Chorwacji spojrzenie na wejście do UE bywa różne.
Co do legend, to jest jeszcze ta o rovinjskiej Atlantydzie, nazywanej tu Cissa. Wg niektórych źródeł ta wysepka miała się pogrążyć w morzy, w wyniku trzęsienia ziemi w VIII w, lub wczesniej. Wspominają o niej historycy, nawet Pliniusz Starszy. W końcy XIX w marynarze austriacko węgierskiej floty przeprowadzili cos na kształt podwodnych wykopalisk i stwierdzili, iż są pod wodą mury i schody, że mit jest prawdą. Jakkolwiek badania, już profesjonalne, prowadzone w latach 50 XX w stwierdziły istnienie wyłącznie form naturalnych, rybacy wierzą do dzisiaj, że zatopione miasto istniało.
I dalej znowu urocze zakątki i uliczki
I jeszcze taki maleńki, uroczy kościółek, zamknięty niestety, przy którym trzeba czekać w kolejce, żeby zrobić zdjęcie przez kraty
Budynek muzeum w pięknie odnowionym pałacu Califfa, przyznaje się ze wstydem, że nie wystarczyło nam czasu
Nowsza część miasta jest również ładna, a ponieważ trwają remonty będzie jeszcze ładniejsza, barokowe kamieniczki przy Nowym Targu i via Carrera
I tak doszliśmy do ciekawostki. Niewątpliwie jest to najstarsza budowla w Rovinju, stojąca o dziwo wcale nie w obrębie starówki, ale już w nowym mieście. Niektóre źródła twierdzą, że to kościół, inne, że baptysterium. Z pewnością pierwotna funkcja tej budowli ostatecznie rozpoznana nie jest. Również w datowaniu i określeniu stylu są ogromne rozbieżności, przedromańska, romańska, romańsko gotycka IX – XIII w., co jest prawdą? Nie mam pojęcia, ale jest urocza
I to jest taki troszkę oszukany Rovinj, bo nowe części miasta oglądaliśmy partiami, w różnych dniach, wracaliśmy tu często i o różnych porach. Generalnie, a odnosi się to do całego fragmentu Istrii, który odwiedziłam, Polacy są tu w odwrocie. Mnóstwo Włochów, Austriaków i Niemców, te trzy nacje przeważają. Spotkałam też Francuzów i Rosjan, rodaków jakoś bardzo mało było, kilka sztuk. Przekłada się to m.in. na foldery turystyczne, w języku polskim ich brak. W amfiteatrze w Puli, przewodniki po polsku były do zeszłego roku, wycofano je. Powodowało to kłótnie i spory co i w jakim języku kupujemy, bo niestety nie jesteśmy wspólnojęzyczni. Mam generalnie ogromny niedosyt. Niedosyt dotyczący książek. Księgarni w ogóle jest mało, a w nich mało jakichś sensownych, acz ogólniejszych opracowań epok, miast, tematów. Nie poszalałam w tym względzie, czego bardzo żałuję, ale nie dano i na takie szaleństwo szansy. Dręczy mnie w związku z tym ogromny głód informacji dotyczący miejsc, które zobaczyłam.
I jeszcze takie cudeńko z 1509 r, przy ulicy wiodacej do Valdaliso