Dzisiaj będzie trochę o głównym miejscu pobytu w Tucepi to jest o
BAZIE
Jak wszyscy wiedzą, dobra baza to rzecz podstawowa, w dużej mierze odpowiedzialna za sukces wypoczynku
.
Hotel Neptun jest porządną Bazą. Nie będę się dużo rozpisywał , bo było już o nim parę wątków. Ma trzy gwiazdeczki, które są w pełni zasłużone, a nawet za niektóre sprawy mógłby mieć więcej.
Jest to tzw. DOBRY HOTEL. Po czym to poznać, na "dzień dobry"?
Mianowicie dobry hotel, na powitanie, proponuje gościom coś do picia i zawsze jest ktoś kto zaprowadzi gościa do pokoju oraz pomoże zanieść mu bagaże. Powinno to być standardem ale mówię Wam, przekonałem się, że w wielu tzw. "renomowanych" miejscach wcale tak nie jest.
My mieliśmy ładną dużą kwaterę w dependansie położonym na północ od głownego budynku. Na zdjęciu widać go dokładnie pod górką:
A taki widoczek był z balkonu:
Zaraz pod dependansem był mały i niezdewastowany plac zabaw.
A na nim moje budrysy mogły robić różne rzeczy - na przykład sprawdzać wytrzymałość "urządzeń placowych":
Pobawić sie w wyrzucanie gapowicza z jadącego pociągu:
I tego samego gapowicza z drabiny:
A na koniec sprawdzić czy pod wpływem wzmożonej aktywności ruchowej (i wokalnej) nie wyciągnęło trochę w górę:
(nie wyciągnęło
)
Podstawową nacją w hotelu - około 80% populacji, stanowią Niemcy. Wiadomo ze panuje dużo stereotypów dotyczących niemiaszków, ale Ci z Neptuna byli w porządku. Głównie były to rodziny z dziećmi (w tym dużo pań z brzuszkiem). W związku z czym nikt się nie dziwił, że dziecko grymasi, pokrzyczy i popłacze, bo tu tutaj takie scenki jak np.: "Essen zum Mund - Kein essen, kein Mund" są normalne.
Reszta to paru Anglików emerytów (pełna kultura - o yes ; really
; impossible
; of course - wystarczy znać te słowa, wymawiać je w odpowiedniej intonacji i już się jest "światowcem"
).
Poza tym było kilku Rosjan, których zdradzała tylko mowa (poza tym byli zwyczajni ) i duża zwarta grupa najbardziej hałaśliwych ...... francuzów (ze 100 metrów było słychać że idą). Polaków w tym czasie zero - dopiero w środku naszego pobytu przyjeżdżają 2 polskie rodziny po autach - Wielkopolska i Śląsk. Nic więcej nie wiem, bo nie integrowalismy się zbytnio.
Życie w hotelu kręci się wokół basenu. Czasem aż do przesady, bo było dużo takich osób które prawdopodobnie nie były nawet na plaży (odległej od basenu 20 metrów). Dlaczego tak się dzieje ? - bo ......
Przy basenie, jest mianowicie bar
, dający co się chce.
Jest tam też team dający złudzenie że za pomocą podrygów w wodzie można ostracic to co się zyskało w trakcie wypasionego posiłku:
Dzieci mogą też odświeżyć w brodziku niektóre historyczne wydarzenia.
Tu np. dzielny polski ułan zostaje zapędzony w kozi róg przez dwóch niemiaszków z ostrą bronią:
Ale on nie poddaje się i szarżuje na nich:
Przewracając w końcu swoim impetem ich "tygrysa":
Ten wojenny opis jest skutkiem obecnej politycznej retoryki, którą się tak bardzo przejąłem
. Dzieci naprawdę bawiły się świetnie i rozumiały się doskonale, mimo bariery językowej.
Drugim miejscem w którym ogniskowało się "hotelowe życie" były miejsca spożywania posiłków. Jako że hotel był AI, jedzenia było w bród i to przez cały czas. Mnie osobiście w hotelu wystarczą same śniadanka (choć innymi rzeczami nie pogardzę
), ale dla małych pogryzających i popijąjących, często dzieci taki system jest idealny.
W trakcie posiłków (i nie tylko) można było zauważyć szereg ciekawych "typów" hotelowych - oto niektóre z nich:
- Tajemniczy Nosiwoda - to kobieta z torbą w której ukrywała puste butelki po wodzie, cichcem podkradająca się do dystrybutora z piciem i szybciorem napełniająca "naczynia"
.
- Bier superman - miły grubasek (na oko c.a. 70 lat) zasypiający około 15.00. (zawsze - można regulować zegarek) nad 7 piwkiem, bardzo malowniczo chrapał.
- Ręce śmierci: 2 Francuski stojące stale przy dystrybutorze z soczkami, z gipsami na łapkach, wymachujące nimi we wszystkich płaszczyznach tak że moje dziecko starsze dostało w paszczę (młodszy prześliznął się pod gipsem)
- a w końcu ... Hotelowa Wycieczka Objazdowa zorganizowana przez "biuro" Papu travel - zaczynająca dzień o 7.00. - śniadanko, potem wypad na miasto na małe co nieco, potem 12.00- lunczyk, nieszczęsne pół godziny przerwy do otwarcia snack baru, nareszcie posiadówa w snacku nad snackami do 19.00. Wreszcie kolacja, potem czas wolny na trawienie do 23.00. (wtedy ostatni posiłek). Aha ten typ zawsze robi awanturę o to, czemu nie ma dietetycznej coli
.
Najsympatyczniejszy był King of the beer - chodzący z własnym wielkim kuflem, bo hotelowy szklankowy size (0,25 l) zdecydowanie mu nie odpowiadał.
Wieczorem (oczywiście przy basenie) były organizowane "zabawy" dla dzieci i dorosłych - nawet nie takie złe, bo dzieci bawiły się wesoło, a entertaiment team był na poziomie. Raz wybraliśmy się na fajny kabaretowy "szoł" Stone Age z doskonałym skeczem "Big Magic from Zair" (z udziałem widzów - "ochotników"
- ja siedziałem na szczęście daleko
)
I to tyle o
BAZIE - na koniec dwie nocne fotki z obiektu - tarasik przy recepcji:
i najważniejsze - ...... BAAAASEN
:
C.D.N.