Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Plitvicka Jezera - Orasac 06-19.08.2006

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
mama_Kapiszonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2042
Dołączył(a): 30.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) mama_Kapiszonka » 27.09.2006 12:08

Leszek Skupin napisał(a): Widać nowiusieńkie dachóweczki


Widząc je na niektórych dachach mam wrażenie, że konserwator budynków miał .... pozwalając je poukładać w taki sposób (szachownice i paski na zmianę ze starymi dachówkami, które przertwały wojnę). Zwróć uwagę na dach w prawej częsci drugiej fotki. Już lepiej całość pokryć nową. Odzyskaną starą wykorzystać na nowy kolejny dach. Ale to może ja się czepiam i to pod wpływem...opinii fachowca-maniaka.

Nie bardzo mieliśmy czas na spacer po murach, ale po raz kolejny upewniam się w przekonaniu, że wiele straciliśmy.
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 27.09.2006 12:22

Oni tam te dachy tak kładą, ale to wszystko nowa dachówka. Jak już coś robią, to robią to porządnie, a może to ma tak specjalnie wyglądać żeby kolorowo było ???

Przyjrzyj się temu zdjęciu. Tu jest dachówka w szachownicę - całkiem nowa (po prawej stronie) i nie wymieniona rzeczywiście chyba od czasów wojny - stara (po lewej)

Obrazek
mama_Kapiszonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2042
Dołączył(a): 30.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) mama_Kapiszonka » 27.09.2006 12:35

Tak, na tym dachu jest całkiem nowa.
Najdziwniejszy jest sposób kładzenia dachówki. Ją się najzwyczajniej przykleja na betonie. Nasi dekarze tam by nie zarobili zbyt dużo...

Nagrywaliśmy specjalnie dla mojego szwagra filmik, jak budują dom. Byliśmy akurat świadkami, jak wylewali beton na pochyły strop domu (u nas w zasadzie to nie do pomyślenia, aby stosować takie rozwiązanie zamist więźby dachowej). Mieliśmy ochote poczekac na to aż zaczną jakoś montowac te dachówki, ale mieli jeszcze sporo do wylania.

Generalnie stara dachówka mnich-mniszka, formowana na udach....tak, to nadaje dubrownikowi klimatu...
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 27.09.2006 14:19

Przygotowałem jeszcze jeden pokazik slajdów tym razem z wycieczki na Korculę :)

http://img154.imageshack.us/slideshow/p ... 43jtq.smil

Pogodę mieliśmy raczej kiepską, padało co trochę... ale pizzę i lody zjedliśmy. A i jeszcze jedno :lol: widzieliśmy tam ... Jana Rokitę :lol:. Niestety nie zrobiłem mu zdjęcia bo akurat miałem pełne usta pizzy :lol: i mało się nie zakrztusiłem jak go zobaczyłem :lol:. Oczywiście bardziej ze zdziwienia. Ale co tam, pomyślałem sobie, że przecież politycy to też ludzie, którzy mają urlop :lol:.

P.S. A może i Pan Rokita jest CroManiakiem :lol:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 28.09.2006 10:06

Pierwszego dnia pobytu na campingu "Pod Maslinom" nasz syn skacząc po dopiero co napompowanym materacu przez przypadek rzucił go na ostre kamienie, a raczej wcisnął go w nie po kolejnym skoku. Niestey materac w którymś miejscu się rozszczelnił leżąc przez kilkadziesiąt minut na rozpalonym słońcem placu zanim postawiliśmy namioty.
Tej nocy musiałem o godz. 4 nad ranem pompować go, bo obudziła mnie twarda gleba pod łopatkami. Rano stwierdziłem, że w ten sposób to nie będziemy mieli życia i pojechaliśmy do Getro, kilkanaście kilometrów za Dubrownik, (odpowiednik naszego Makro) kupić materac. Ten nowy okazał się być dużo większy od swojego poprzednika i lewo mieścił się w namiocie, ale po napompowaniu trzymał powietrze do samego końca, a stary materac używaliśmy do pływania i zabaw w wodzie :). Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mieliśmy na czym pływać :lol:.

Obrazek Widać, że nie ma w nim zbyt wiele powietrza :). Więc próbowaliśmy robić z niego "banana" i siadać na nim okrakiem. (Na zdjęciu oprócz mnie jest też Piotrek z Lublina, któremu dziękowałem za przygarnięcie nas na kwaterę w trakcie burzy :).)

Następnego dnia zabaw w wodzie straciliśmy jedyne klapki do chodzenia po kamienistych plażach. Żeby wejść do wody zamienialiśmy się z żoną. Obuwie do chodzenia po kamienistych plażach kupiliśmy w Zatonie w niewielkim sklepie samoobsługowym. Niestety do tego czasu już dość dobrze zdążyłem poobijać sobie stopy i każdy ruch nawet w tych nowych butach powodował silne kłucie w stopach. Do strat należy doliczyć jeszcze kilka przebitych piłek plażowych naszego syna, ale to w sumie były niewielkie wydatki w porównaniu z zakupem nowego materaca.
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 30.09.2006 13:45

Jeździliśmy tam i spowrotem przez Dubrownik, ale za nic nie wiedzieliśmy, jak się do niego dostać, żeby nie stać w korkach na ulicach prowadzących do miasta :lol:. i już sobie wyobrażaliśmy, że jeśli tu, na wjeździe są takie korki, to co się dzieje w centrum ???? 8O I muszę przyznać, że z pewną dozą nieśmiałości pewnego dnia pojechaliśmy jeszcze raz do Dubrownika, żeby spojrzeć co się dzieje... No i okazało się, że korków nie ma, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Wjechaliśmy bez większych problemów i zaparkowaliśmy na jakiejś dość odległej ulicy, skąd spacer do Old Town trwał ok 0,5 godziny. Gdy doszliśmy do samego serca starego miasta klepnąłem się w kieszeń w poszukiwaniu filmów i ... o zgrozo... zostały w samochodzie. Zły (to mało powiedziane) dałem sobie święty spokój z robieniem fotek. Pokręciliśmy się jeszcze chwilę po głównej aleji - miałem w aparacie jeszczcze cztery klatki na kliszy i ze smutkiem opuściliśmy to urzekające miasto wzdychając do murów, które musiały jeszcze na nas poczekać. W duchu odgrażałem się - "ja tu jeszcze wezmę 4 filmy". I wziąłem następnym razem :lol:.
Tym razem do Dubrownika pojechaliśmy już z Gosią i Piotrkiem poznanymi na plaży. Weszliśmy na mury i to co ukazało się naszym oczom przeszlo moje najśmielsze oczekiwania. Miasto, piękne z dołu, okazało się być jeszcze wspanialsze z góry. Warto było dać po 50 kun od osoby za wejście. Najbardziej urzekł nas wszystkich bastion, do którego nie było dostępu z żadnej strony. Stał wyniosły, niezdobyty w świetle zachodzącego słońca a woda rozbijała się o skały, na których stał. Tam spędziliśmy najwięcej czasu. Na zachodniej stronie murów.

Obrazek

Obrazek
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 01.10.2006 10:04

Oglądając zdjęcia z wycieczki na Korculę wydaje mi się, że zbyt mało uwagi jej poświęciłem w swojej relacji spisanej po powrocie do kraju...

12.08.06. (tej daty nie zapomnę) wyjechaliśmy razem z Gosią i Piotrkiem w piątkę w poszukiwaniu przygód gdzieś dalej od miejsca "zakwaterowania" tym razem na północ. Kilkakrotnie się zatrzymywaliśmy, a to na zrobienie kilku fotek wspaniałym widokom roztaczającym się przed nami...

Obrazek

...a to na kawę. Po drodze znaleźliśmy nawet kafeję internetową, gdzie można było zgrać sobie zdjęcia z karty na płytę.

Obrazek

Wkońcu dotarliśmy do Orebica skąd odpływały promy na Korculę. Zaczęliśmy się zastanawiać czy jest sens tam płynąć skoro pogoda zdawała się mówić, że w każdej chwili może lunąć.

Obrazek

Dowiedzieliśmy się, że przeprawa promem na Korculę sporo nas wyniesie wliczając samochód, który z początku chcieliśmy zabrać ze sobą. Zastanawiając się co zrobić stwierdziliśmy, że jedziemy dalej. Chcieliśmy zobaczyć co jest na końcu półwyspu, na którym się znajdowaliśmy. I tak dotarliśmy na przełęcz, z której było jak na dłoni widać Orebic, Korculę i kursujące między nimi promy...

Obrazek Widać tu drogę, którą przyjechaliśmy i Korculę - wyspę... miasteczko jest położone bardziej na południe, a to widok w stronę północy :D

Obrazek Widok w stronę południa z przełęczy na miasteczko Korculę i Orebic

Z przełęczy ruszyliśmy dalej na sam koniec Peljesaca do Loviszte. Pozbieraliśmy kamienie, widzieliśmy jak rybacy oprawiają na brzegu ryby, a przede wszystkim delektowaliśmy się ciszą i spokojem jaki panował w tej kameralnej zatoczce gdzie prawie wcale nie było turystów.

Po długich dyskusjach na temat pogody, zdecydowaliśmy się jednak wrócić do Orebica i popłynąć promem, ale bez samochodu. Zaparkowaliśmy więc w porcie płacąc 5 kun za godzinę parkowania (płatne przy wyjeździe). Bilety na prom można było kupić bezpośrednio na promie po 12 kun od osoby (syna nam znów nie policzyli :lol:) i po kilkunastu minutach przeprawy stanęliśmy znów na suchym lądzie. Nawiasem mówiąc była to niesamowita frajda dla naszego syna, który pierwszy raz płynął promem po morzu. Chciał wszędzie zajrzeć, wszędzie wsadzić swój ciekawski nos :D.

Obrazek

W związku z tym że zbliżała się "pora obiadowa", którą określaliśmy czując głód, stwierdziliśmy, że czas by był coś zjeść. W poszukiwaniu jakiejś miłej knajpki trafiliśmy na pizzerię i poprostu uwzięliśmy się na nią. Koniecznie chcieliśmy spróbować Korculskiej pizzy i wypić kieliszek wina "Korculansko" (lekkie półwytrawne doskonale nadające się do pizzy). Piszę, że uwzięliśmy się na tę pizzerię bo na miejsce w niej czekaliśmy z pół godziny i nie dlatego, żeby go nie było tylko (co jest dla mnie bardzo dziwne), dlatego, że właściciel kazał pozdejmować materacyki z metalowych krzeseł, poskładał parasole. Tłumaczył się, że w każdej chwili może lunąć. 8O Nic to - odczekaliśmy swoje i wreszcie mogliśmy usiąść i zjeść pizzę, a już zaczynaliśmy powoli być źli (jak to Polacy - głodni to źli - najedzeni to leniwi ;))

Wreszcie po "obiedzie" mogliśmy się zagłębić w uliczki Korculi

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Podziwiając ich piękno, nie spostrzegliśmy się ile czasu nam to zajmuje i trzeba by było powoli zacząć wracać, tym bardziej, że "na pokładzie" mieliśmy syna, a przed sobą powrót na stały ląd i ok 100 - 120 km samochodem.

Gdy wreszcie doczekaliśmy się na prom, czekając na odpłynięcie weszliśmy na górny pokład... Jak weszliśmy, usiedliśmy, tak jeszcze szybciej schodziliśmy spowrotem. Oglądając się do tyłu (czyli w stronę rufy) zobaczyłem że niebo nagle pociemniało, a chmury zasłoniły praktycznie całą górę, z której oglądaliśmy Korculę kilka godzin wcześniej.

Obrazek dla porównania 10 minut później 8O Obrazek

Wiedzieliśmy już, że będzie się działo źle. Nie przypuszczaliśmy jednak jak bardzo źle 8O 8O 8O 8O .

Jeszcze na morzu dogonił nas taki podmuch, że niewielkim promem zakołysało jakby był zwykłą łupinką...

Obrazek
Widać przechył... a nie spowodowała go fala... tylko uderzenie wiatru 8O 8O . Stwierdziliśmy że nie ma na co czekać. Gdy tylko wysiedliśmy z promu biegiem rzuciliśmy się w stronę samochodu i dobrze zrobiliśmy. Kilkanaście minut później lało niemiłosiernie. Troszkę uciekliśmy tej nawałnicy i zatrzymując się w jakiejś zatoczce wśród dużych kropel deszczu wyskoczyliśmy na "fotograficzne łowy" :D. Sprzęt był zmokniety nie tylko od bryzy (w ustach czuliśmy sól morską), lecz teraz już od zwykłego deszczu. To kilka fotek z tej zatoczki.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Zmoknięty Piotrek na tle chmur.

Piotrek też starał się zrobić kilka ujęć zanim pochłonął nas mrok i rozpętało się piekło, jakiego nie przeżyliśmy ani my ani oni. Patrzyliśmy jak błyskawice przecinają niebo tuż nad nami i biją w szczyty tuż nad drogą, która czasem wrzynała się wąwozami między skały. Już teraz wiedzieliśmy po co są ustawiane znaki ostrzegawcze o sypiących się z góry kamieniach 8O 8O. Każdy wjazd w taki wyryty w skale wąwóz podnosił nam adrenalinę, która już i tak buzowała nam między uszami aż się w nas gotowało... przejedziemy czy oberwiemy odłamkiem skalnym. W pewnym momencie przejeżdżając przez taki wąwóz usłyszeliśmy jak po dachu zaczyna się coś tłuc. "No to już koniec" - pomyślałem, że trafiają nas właśnie spadające kamienie, które w dość dużych ilościach leżały już na drodze. Na szczęście okazało się że to był tylko 8O 8O 8O grad. Ale był to grad jak już wcześniej pisałem wielkości przepiórczych jajek. W pewnym momencie nawałnica przybrała jeszcze bardziej na sile i poruszanie się wogóle graniczyło z cudem więc zatrzymaliśmy się na jakimś przystanku autobusowym. Grad tak się niemiłosiernie tłukł o samochód, że myśleliśmy że nam szyby powybija. Temperatura powietrza spadła do 16st. C. W tych chmurach burzowych 120 km, które mieliśmy do pokonania do Orasaca jechaliśmy przez 3,5 godziny. Nasz syn już zdążył dawno zasnąć 8O (podziwiam - przy takiej burzy - musiał być solidnie zmęczony marszem po Korculi) gdy dotarliśmy na nasz camping. Mieliśmy wrażenie, że lada moment i tu rozpeta się piekło, któremu na chwilę udało nam się uciec. Namiot stał już w kałuży. Wcześniej ustaliliśmy, że idziemy do nich na kwaterę w Zatonie, więc zabrałem z namiotu tylko najpotrzebniejsze rzeczy i pojechaliśmy spać w bezpieczniejsze miejsce.

Obrazek

Rano jedząc śniadanie na tarasie kwatery Gosi i Piotrka wiedzieliśmy, że będzie piękna pogoda, a z burzy zostały tylko kałuże i lekki chłód.

Gdy wróciliśmy na camping okazało się że Czesi, którzy byli rozbici niedaleko nas mieli przymusowy wyjazd, bo połamało im namiot. Nasze stały nienaruszone 8O 8O 8O .
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 02.10.2006 11:35

Gdy już doprowadziliśmy namiot do jako takiego porządku i wszystkie zamoknięte rzeczy wywiesiliśmy do suszenia znów ruszyliśmy żeby się smażyć na plaży :) Pogoda była fantastyczna i nic nie przypominało już ubiegłonocnego horroru...

Obrazek

Po raz kolejny Chorwacja nas zaskoczyła zmianą pogody - tym razem na lepsze :). Byczyliśmy się na plaży w piątkę przez cały dzień - to znaczy - do pory obiadowo - kolacyjnej. Podziwialiśmy ścigające się ze sobą mniejsze i większe motorówki i mieliśmy radochę jak fale przez nie wytwarzane dopływały do brzegu. Wreszcie można się było pobujać na fali :)

Obrazek Obrazek

Ale także podglądaliśmy przyrodę :)

Obrazek

I tak naprawdę nic wielkiego się nie działo.
Po obiedzie ugotowanym na kuchence campingowej dostaliśmy SMSa od Gosi i Piotrka że jadą do Trsteno do ogrodu botanicznego. Nie specjalnie nam się chciało ruszać. Byliśmy rozleniwieni upałem i wodą. A trzeba było jeszcze pozmywać po obiedzie :(. Wkońcu jednak zdecydowaliśmy się, że ruszymy za nimi. No i wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy 2 km dalej - do Trsteno. Za pierwszym razem przejechałem obok zjazdu do tegoż ogrodu i nie zauważyłem żadnej tablicy informacyjnej, czy kierunkowskazu. Jeszcze na dodatek jakiś "sympatycznie" narwany Chorwat jadący za mną autobusem strąbił mnie, że się tak wlokę. Musiałem dojechać do następnej miejscowości żeby zawrócić. I tak połamałem przy okazji wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego :lol: zawracając na podwójnej ciągłej :lol: na zakręcie. Wreszcie udało nam się dotrzeć do ogrodu botanicznego. SMSując jakoś się odneleźliśmy, a i tak potem chodziliśmy w różne miejsca gubiąc się z pola widzenia i odnajdując za kolejną ścieżką. Udało mi się trafić na starą wytłaczarnię oleju z oliwek :)

Obrazek

a nazw wielu roślin nawet nie próbowałem wymawiać bo bym sobie język połamał. Dłużej zatrzymaliśmy się pod wielką palmą "jakąśtam" i przy plantacji bambusów

Obrazek Obrazek

Niestety na obejrzenie czegoś więcej zabrakło nam czasu, którego mieliśmy tylko pół godziny przed zamknięciem.

Umówiliśmy się, że wieczorem się spotkamy i napijemy rakiji :) i tak też się stało :)

Obrazek - szyjka butelki na tle płomienia lampy gazowej :lol:

Ktoś kiedyś gdzieś napisał "Rakija dobrze wpływa na sex" :lol: sprawdziliśmy :lol: - zgadza się, ale w rozsądnych ilościach :lol:.

P.S. Napisać coś jeszcze na temat Półwyspu Prevlaka :?: :roll:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 03.10.2006 15:12

Półwysep Prevlaka

Wyjechaliśmy z campingu z Gosią i Piotrkiem w zamiarze poszukania innej plaży, ta w Orasacu już nam się trochę przejadła... Ileż można oglądać te same kamienie :?: Minęliśmy już dawno Dubrownik, minęliśmy już dawno Cavtat a jakoś nie znaleźliśmy kierunku na plażę. Prawdę powiedziawszy chyba nie specjalnie nam się chchiało wychodzić z chłodnego samochodu na żar lejący się z nieba więc jechaliśmy dalej i dalej i dalej... aż krajobraz zaczął zmieniać swój wygląd. Pojawiły się pierwsze drzewa, które wyglądem przypominały drzewa sawanny w Afryce płaskie u góry na wysokich pniach. Tylko brakowało nam jakoś słoni czy żyraf do tego krajobrazu :lol: Jechaliśmy teraz górami z daleka od morza. Z rzadka porozrzucane wioski w dolinie przypominały nam jednak, że to nie Afryka tylko Chorwacja :D. W pewnym momencie któreś z nas spostrzegło tablicę kierującą na camping... pomyśleliśmy, że tam musi być plaża, a i kawy też chcieliśmy się wszyscy napić. Dojechaliśmy do jakiegoś cypelka, którego nazwy nie ma na żadnej znanej mi mapie, ale ceny campingu nas zszokowały. Był w większości "opanowany" przez ludzi z samochodami z nalepkami "D" i "F". Plaża... raczej mizerna jak dla nas - beton, gdzie niegdzie były tylko skały, na których ludzie kładli materace czy karimaty. Nawet nie próbowaliśmy tam zostawać, aczkolwiek stwierdziliśmy, że poszukamy jakiejś kafei. Idziemy dalej. Jedna zamknięta - jakąś kontrolę mają. Właściciel bardzo uprzejmy informuje nas o swojej konkurencji 300 m dalej. Idziemy, żeby sprawdzić. Jest. i podają w niej pyszne expresso i cappucino. Piotrek i ja zdejmujemy z siebie sprzęt i wreszcie możemy usiąść w cieniu. Nie rezygnujemy jednak ze zrobienia kilku fotek nie ruszając się z miejsca :D

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
(zmiana 04.03.2007. - niedawno dowiedzialem się, że to było na Molunacie :D)
Siedzimy między takimi Hibiskusami pod zielonymi parasolami Heine....a :lol: i wszyscy i tak wiedzą o jakie parasole chodzi :oczko_usmiech: i zastanawiamy się co robić dalej :?: :!: Wreszcie po dobrej pół godzinie decydujemy się zapłacić i ruszamy dalej na południe :).

Obrazek

W pewnym momencie droga zwęża się o połowę i zaczynamy się zastanawiać czy nie wjedziemy komuś na podwórko :mrgreen: , ale okazuje się, że dobry kierunek obraliśmy i wreszcie wyjeżdżamy na drogę prowadzącą w jedną stronę do granicy z Czarnogórą, a w drugą stronę na Półwysep Prevlaka. Wybieramy kierunek - Półwysep Prevlaka.
Przy wjeździe na parking kasują nas po 15 kun od głowy (tak jak pisałem już wcześniej dziecka nam nie liczą) i możemy już wejść do Parku. Okazało się, że te 15 kun to bilet na przejażdżkę kolejką, która odchodzi raz na 40 minut spod jedynego baru w tej okolicy :D. Na dodatek okazuje się, że kolejka ta ma początek pracy o godz. 14 czy coś koło tego czyli mamy ok dwóch godzin, żeby siedzieć na placu parkingowym albo wejść na nogach na półwysep. Przy wejściu dostaliśmy broszurkę informacyjną, dzięki której dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy. Dla grup istenieje możliwość organizacji gry w Paintball'a w ruinach dawnej bazy wojskowej w strojach typu moro :D. Przynajmniej tak mówi przewodnik, który trzymamy w rękach... Możliwość zorganizowania przejazdu przez półwysep na rowerach górskich, możliwość zwiedzenia systemu tuneli zbudowanych przez wojsko z doświadczonym instruktorem. No i w końcu możliwość plażowania na plaży, która ma może z 15 m długości i 2 m szerokości. Nie zastanawiając się długo decydujemy się na wejście na nogach :D

Obrazek Żar się z nieba leje

Obrazek Widok na Czarnogórę z Półwyspu Prevlaka

Chodzimy tymi wąskimi uliczkami, a dziewczyny są już na nas powoli złe, bo mieliśmy się opalać na plaży a mnie i Piotrka pociągnęło, żeby zobaczyć strefę zdemilitaryzowaną i gonimy całą wycieczkę po jakichś gęstych zaroślach. Dziewczyny się zastanawiały czy nie ma tam przypadkiem min, ale nie było. Po drodze w jednym z budynków znalazłem starą skrzynię z oznaczeniami wojskowymi. Pytanie - otworzyć czy zostawić :?: :?: :twisted: . Ciekawość wzięła górę - błeeee - śmieci. Ale troszkę adrenalinki było :lol:

Obrazek Nasz syn Adam w jednym z takich zniszczonych budynków.

Gdy dotarliśmy do fortyfikacji obaj z Piotrkiem rzuciliśmy się do robienia zdjęć. Dziewczyny gdzieś na chwilę znikły z pola widzenia, a my jak pstrykaliśmy foty jakbyśmy oszaleli :lol:. Biegaliśmy po całym terenie tych fortyfikacji i praktycznie robiliśmy ścianę po ścianie, wejście po wejściu, okno po oknie. Muszę przyznać, że straciłem kontrolę nad ilością fotek.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Dopiero potem dowiedzieliśmy się co to jest i jakie (z grubsza) były losy tej twierdzy

Obrazek

Mocno podmęczeni 1,5 godzinnym marszem (cały czas podziwiam mojego syna) w upale przekraczającym prawie ludzką wytrzymałość wróciliśmy do parkingu przy którym jest wcześniej wspomniana knajpka. Zamówiliśmy frytki, i po zimnym piwie dla nas a dla Adama i Piotrka po zimnej Ice Tea :D. Biedny Piotrek nie mógł się napić z nami piwa, bo był kierowcą wycieczki.

Jak już zapłaciliśmy za bilety na tę kolejkę to nie śmieliśmy przegapić jej odjazdu i pokonać tej samej prawie drogi na kołach, którą pokonaliśmy na nogach :lol:

Obrazek

Po powrocie z wycieczki "trolejbusem" ruszamy w drogę powrotną. Nie ma tu już nic więcej do zobaczenia. Pokonujemy tę samą drogę do campingu zbaczając z drogi jedynie po to, żeby zobaczyć coś, co bardzo reklamują na głównej drodze. Jest to dworek, który ma specyficzny mikroklimat :). Jest położony przy strumieniu górskim, a zadaszenie restauracji to drzewa, które zatrzymują chłód i wilgoć bijące od tego strumienia. W pewnym momencie robi się nawet dość chłodno. Jakby klimatyzacja pracowała na najwyższych obrotach. Koło wodne napędza dmuchawę do grilla...

Obrazek

...a rozbryzgi wody unosza w powietrzu przyjemny chłód.

Godzinę później jesteśmy spowrotem na campingu. Zmęczeni ale zadowoleni :) widzieliśmy Czarnogórę, czego nie było w żadnych planach.
Ostatnio edytowano 08.01.2009 15:40 przez Leszek Skupin, łącznie edytowano 3 razy
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 03.10.2006 16:49

Leszek jak ci się nie skończyły wątki, napisz koniecznie coś jeszcze bo świetnie się czyta.
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 04.10.2006 09:06

Zobaczę co się da w temacie zrobić... na razie mam dużo pracy zawodowej i nie wiem kiedy i czy coś jeszcze uda mi się zamieścić na łamach "Naszych Relacji z podróży" :(

Pozdraviam :D

P.S. Cieszę się, że jeszcze ktoś czyta to co piszę ;)
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 04.10.2006 09:42

cały czas czytam :lol: i cicho siedzę żeby pisarza nie stresować :wink:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 04.10.2006 14:21

rich72 napisał(a):cały czas czytam :lol: i cicho siedzę żeby pisarza nie stresować :wink:


a co jesteś aż tak krytycznie nastawiony do tego co piszę :?: :oczko_usmiech:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 05.10.2006 10:21

Przepraszam, że moja relacja jest trochę taka poszarpana, ale piszę co mi się przypomni :)

Plitvickie Jezera c.d.

Tego dnia kiedy dotarliśmy na kwaterę nie robiliśmy już nic. Chcieliśmy odpocząć a i wreszcie nasz syn mógł się wybiegać po tylu godzinach spędzonych w samochodzie. Po spacerku po Jezercach (tuż obok Plitvicka Jezera) i rozmowie z gospodarzami zakończonej kieliszkiem śliwowicy poszliśmy spać. Spaliśmy do rana kamiennym snem, a sprzyjały temu warunki :) cisza, spokój ... i potęzne łóżko :lol:

Obrazek

W planach rano było zwiedzanie Plitvic. Wszystkiego co i jak dowiedzieliśmy się od gospodyni, ale na miejscu przy ulazie 2 dowiedzieliśmy się i tak wszystkiego od nowa :lol:

Obrazek Jak wygląda droga...

Obrazek ... i czym wjedziemy na górę jezior

Potężna tablica pokazywała co i jak. Nie ma to jak pismo obrazkowe :lol:
Pisałem już że pogody nie mieliśmy zbyt dobrej więc i zdjecia nie mają tego uroku co zrobione w słoneczny dzień, ale są :lol: i wspomnienia pozostały.

Obrazek Obrazek

Pierwszy raz w życiu widziałem tak czystą wodę w jeziorach. Chłonęliśmy wszystko z zapartym tchem, nie przeszkadzała nam nawet brzydka pogoda. Zresztą ... co to znaczy brzydka pogoda :?: Czułem, że jesteśmy w górach :lol: a wiadomo - w górach pogoda jest zmienna i to bardzo. Więc nie zrażeni niczym maszerowaliśmy dziarsko dalej. Mijaliśmy kolejne jeziorka i jeziora połączone ze sobą kaskadami wodospadów mniejszych i większych, zarośniętych zielenią i spadających z gołej skały. Szliśmy drewnianymi kładkami, czasem tylko "wstępując" na twardy grunt :), a każde jezioro było inne, nawet kolor wody się zmieniał.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Widzieliśmy masy ryb, głodnych jak wilki. Rzucały się na jedzenie jak piranie :lol: na krwistą wołowinę.

Obrazek

Nawiasem mówiąc, to nie wiem, czy można dokarmiać ryby w tym Parku Narodowym :lol: :?:
W każdym razie doszliśmy do przystani P2 skąd można było zakończyć wędrówkę i popłynąć do ulazu 2 albo popłynąć do przystani P3 i obejrzeć z barki największe jezioro, którego szmargdowa toń przyciągała wzrok i działała kojąco, na cały organizm.

Obrazek Takie barki tam pływają :)

Czułem jakiś dziwny przypływ energii życiowej, niestety nasz syn też go chyba poczuł :lol:, wiecznie nie wybiegany gdy tylko dotarliśmy do P3 wpadł na trawę i zaczął biegać w kółko 8O co nas bardzo rozbawiło. Stwierdziłem że czas by był poszukać czegoś do jedzenia bo przy tej przystani była spora ilość knajpek, gdzie można było zjeść hot doga za 10 kun 8O a na cenę piwa nie spojrzałem bo i tak mieliśmy jechać tego dnia w dalszą drogę na południe, ale o tym później. Pamiętam tylko tyle, że nic nie zjedliśmy. I dobrze zrobiliśmy jak się później okazało :oczko_usmiech: . Pokręciliśmy się między tymi knajpkami i stwierdziliśmy, że waro zacząć powoli wracać, bo kolejka do barki zrobiła się spora z napływających ludzi z ulazu 1 od strony największego wodospadu, na który nie mieliśmy już ani czasu ani siły, żeby go zobaczyć (następnym razem ;)) i tych, którzy dopłynęli tu tak jak my, od strony przystani P2.
W drodze powrotnej na barce trafiliśmy na jakąś wesołą grupkę ludzi, których narodowości nie byłem w stanie określić, wsłuchując się w ich język, w którym śpiewali (bodajże jakieś szanty:)). Nie mniej jednak śmialiśmy się razem z nimi, kiedy podśpiewywali: bum, bah, ciach czy coś w tym stylu ;).
Po powrocie na P2 musieliśmy przedostać się jeszcze do P1 (cały czas odsyłam do zdjęcia mapy;)) żeby dostać się do samochodu. Tym razem była to tylko krótka przeprawa i wiedzieliśmy, że nie zobaczymy już nic więcej :(. Natomiast cały czas obiecywaliśmy sobie, że po drodze zatrzymamy się na jakieś jedzonko. Na parkingu zjedliśmy po jednej kanapce, które nam zostały i w drogę :).

Pozostała jeszcze droga na południe, ale to następnym razem :)
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 05.10.2006 12:44

Obrazek

Wsiedliśmy więc do samochodu i bez większego przekonania, że nad morzem będzie inaczej pognaliśmy na południe. Zatrzymaliśmy się tylko po drodze w jakiejś miejscowości której nazwy za nic sobie nie mogę przypomnieć (miałem wrażenie, że widziałem na wjeździe tablicę z napisem Knin, ale on jest duuużo dalej na południe więc to nie był Knin) na jedzonko. Pyszna pizza dała nam siłę żeby jechać dalej ... była godzina 17-sta.

Obrazek

Że był to poniedziałek, droga była pusta i można było rwać na ile pozwalał na to silnik i zakręty bo nawierzchnie to oni tam mają rewelacyjne

Obrazek

Deszcz przestał wreszcie padać, ale pogoda jakoś nie była zachęcająca w dalszym ciągu. Nie wiedzieliśmy co nas czeka za tym łańcuchem górskim, który musieliśmy przejechać i czy chmury zatrzymały się na nim czy nad całą Chorwacją jest wszędzie tak samo pochmurno, zimno i nieprzyjemnie.

Obrazek

Przejeżdżając przez najdłuższy tunel cały czas mieliśmy nadzieję, że pogoda jednak będzie lepsza. Niestety jakże bardzo te nadzieje okazały się złudne :(. Mimo, że gdzieś tam "światełko w tunelu" świeciło nikłym światełkiem, bo na zachodzie już było widać rozpogodzenia, nie poprawiało nam to humorów. Nie dla takiej pogody przejechaliśmy 1300 km.

Obrazek

Za tunelem zjechaliśmy z autostrady znów płacąc na bramce kosmiczną sumę jak za taki krótki przejazd i skierowaliśmy się w stronę Zadaru. Przy czym nie chcąc dojeżdżać do samego miasta znów skręciliśmy na południe wjeżdżając w miasteczko Islam Grcki, o którym już wcześniej pisałem. Szok.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dojechaliśmy tak do Sibenika po drodze poznając miejsca, przez które przejeżdżaliśmy 3 lata wcześniej :D. Miło było zobaczyć coś znajomego. W Sibeniku byliśmy ok godziny 20, więc już późno trochę na szukanie campingu i rozstawianie namiotu. Za dalszą jazdą na południe przemawiało to, że i tak mieliśmy zamiar pojechać aż do samego Dubrownika. Żona spytała tylko: "To co jedziemy dalej?". Niewiele mi trzeba było :lol:. Sięgnąłem ręką za siedzenie, wyjąłem RedBulla i dałem gazu wpadając na autostradę do Splitu. 10 km przed końcem autostrady zatrzymaliśmy się na kawę na stacji benzynowej. Chciałem podładować też komórkę, ale nikt z obsługi na stacji nie miał ładowarki do Nokii 8O . Musiałem się więc zanurzyć w czeluście naszych bagaży, żeby wygrzebać to cudowne urządzenie. Posiedzieliśmy tam jeszcze z pół godziny, żeby choć trochę podładować telefon i ruszyliśmy dalej. Za zjazdem z autostrady jechaliśmy przez jakieś wsie, już z daleka od morza, a drogi którą jechaliśmy nie było na mapie 8O . Pocieszający był tylko fakt, że jechaliśmy przez dość gęsto zaludniony teren. Wreszcie dojechaliśmy do drogi już nad brzegiem morza, jak się później okazało między Omisiem i Makarską. Odetchnąłem. Wiedziałem już, że jesteśmy na właściwej drodze. Kolejny przystanek na jakimś parkingu ok. 1 w nocy...

Obrazek:lol:

Tej nocy nie dojechaliśmy do samego Dubrownika. Przejechaliśmy tylko przez dwie granice z Bośnią Hercegowiną spowrotem wpadając do Chorwacji i stanęliśmy na spanko. A rano...

Obrazek

... czyste, piękne, nie skażone żadną chmurką niebo :lol:. Warto było poczekać żeby z rańca zobaczyć wspaniale oświetlony Dubrownik...

Obrazek

Pozostało nam jeszcze znaleźć jakiś camping. Pojechaliśmy więc do Cavtatu, ale campingu na nasze możliwości finansowe nie znaleźliśmy, zresztą nie znaleźliśmy żadnego campingu. Wróciliśmy więc spowrotem przed Dubrownik i tam zaczęliśmy się rozglądać, szukać, oceniać aż wreszcie trafiliśmy na camping "Pod Maslinom" w Orasacu.
Ostatnio edytowano 28.01.2007 15:33 przez Leszek Skupin, łącznie edytowano 1 raz
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Plitvicka Jezera - Orasac 06-19.08.2006 - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone