Na początek chciałbym się usprawiedliwić - relacja nie będzie tak obszerna jak w zeszłym roku. Powodów jest kilka, ale najważniejsze z nich to:
- kiepska pogoda w pierwszej dekadzie września, która powiem szczerze zbudowała ogólny, przygnębiający obraz tegorocznych wakacji,
- wizyta po raz 2 w tym samym miejscu,
- nastrój przygnębienia i żałoby panujący w HR a szczególnie w rejonie szybenicko-zadarskim, spowodowany śmiercią Strażaków na Kornatach
Wyjazd zaplanowaliśmy dużo wcześniej, co jak na standardy naszych wiecznie niezdecydowanych znajomych dobrze rokowało. Decyzją większości postanowiliśmy jechać w to samo miejsce: Tribunj koło Vodic. Ponownie wybraliśmy ten sam apartament - odpowiadał nam położeniem: przy bocznej ulicy, od zachodniej strony półwyspu, w odległości 8-10m od morza, ul. Podvrh.
Przyszła pora na mejlowe negocjacje cenowe; okazało się że cena wyjściowa za pierwsze 2 tyg. września mocno przekracza nasze założenia. Vesna - właścicielka apartamentu - wystartowała od 50e/dobę/4osoby, ale po negocjacjach mejlowych stanęło na 42e (w tym taksa turystyczna). Decyzja - JEDZIEMY!!!
Start z Warszawy: Sobota 2007.09.01; godzina 11:00.
Niestety w ciągu tego roku nikt z moich współtowarzyszy nie wzbogacił się o prawo jazdy, wobec czego zmuszeni byliśmy ponownie 'zjechać do pit-stopu' w Zwardoniu (pamiętny Dworzec Beskidzki).
I ponownie: droga przez Polskę to droga przez mękę. 450km 'gierkówką' jechaliśmy 8h z 2 przymusowymi postojami (McDonalds i smutni panowie na motorach, którzy zainkasowali już na wstępie naszych wakacji 200zł: 100/70).
W Żywcu Artur namawiał nas gorąco na wizytę w muzeum Browarów, ale było dość późno, a poza tym muzeum było zamknięte z powodu jakiegoś remontu.
Za Żywcem widać kilka zmian; zostało oddanych kilka nowych odcinków drogi. Jest ona w dalszym ciągu jednojezdniowa, ale z szerokimi poboczami i omija kilka pomniejszych miejscowości.
Po 8h zapukaliśmy w obłażące z farby wrota schroniska Dworzec Beskidzki.
Szybki rzut oka na całokształt: skłamałbym gdybym napisał że standard schroniska nie poprawił się w ogóle - w tym roku była CIEPŁA WODA. Ceny wzrosły - ot takie typowo polskie 'zabiegi marketingowe'.
Za to ani odrobinę nie wzrosły ceny w bufecie, a jedzenie w dalszym ciągu było bardzo smaczne i syte. Wypaśny placek po zbójnicku (z cebulką i kiełbasą) oraz kufel 'Żywca' poprawił nam humory.
Zwardoń; Niedziela 2007.09.02; godzina 09:00
Pobudka, szybkie myju-myju (ciepła woda!!!) i wizyta w bufecie nastroiła nas pozytywnie do rozpoczynającego się dnia. Słońce wyjrzało zza chmur, ale nadal było rześko; termometr w samochodzie wskazał 6oC, ale co to dla nas my w końcu jedziemy do HR, a tam na pewno będzie 20-25oC więcej. Jak bardzo się mylimy miały pokazać najbliższe 36h.
Z uwagi na ceny ON na trasie przejazdu zadecydowaliśmy o tankowaniu w Polsce (cena ON 3,78zł) oraz na Słowenii (cena ON 0,985e). Jako że należę do tych co chcą mieć wszystko pod kontrolą, skontrolowałem spalanie na 'polskim' odcinku: nie powaliło mnie: 6,8/100km dla nowoczesnego diesla przy prędkościach do 120km/h nie rokowało dobrze na przyszłość.
Tak jak w zeszłym roku celnicy nie wykazali zainteresowania naszymi bagażami, ale pro-forma sprawdzili czy ilość osób w samochodzie zgadza się z ilością paszportów którymi macham.
Do Słowacji wjeżdżałem z mocnym postanowieniem zakupu słynnej, słowackiej apteczki. 'Postanowienie' wyparowało, kiedy okazało się na pierwszej, drugiej i trzeciej stacji, że nie ma takowych; nie uśmiechała mi się wizyta na każdej napotkanej stacji, więc już bez żadnych przystanków pognaliśmy do B-sławy.
Widoki z autostrady
Słowacy od zeszłego roku oddali kilka fragmentów nowej drogi, ale w dalszym ciągu przejazd do Ziliny jest mocno utrudniony. Zdumiewa natomiast rozmiar inwestycji - droga 2 pasmowa budowana na 15-20m pylonach robi wrażenie.